Już ten krótki fragment zniechęcił mnie do książki skutecznie. Oto bowiem "żona woli byś pomógł jej w sprzątaniu kuchni", czyli psim obowiązkiem żony jest sprzątanie kuchni, a pan łaskawie "pomoże" (a to nie jego kuchnia czy jak?). W zamian za wysprzątaną kuchnię łaskawca "kupi jej biżuterię". Ewentualnie "zabierze na kolację". Zabrać to można pieska na spacer. W normalnym języku miłości kuchnię sprząta ten kto ma czas/siły/jest w pobliżu, i tyle. Po co dorabiać filozofię do rzeczy prostych.