Wojenny melodramat, czyli… klasyka. Stary, dobry, sprawdzony patent na hit?
Tysiąc młodych osób z katechetami obejrzało w teatrze muzycznym brawurowy spektakl o papieżu Polaku.
Jeden z filmów-symboli lat '80. Najbardziej ikonicznych produkcji tamtej dekady.
Może trochę o poważnych problemach, panie autorze?
Idąc dalej...'współczesna kultura, oferująca maksimum przyjemności przy minimum wysiłku' ,jasne ale chyba tylko w reklamach.
Kto ma maksimum przyjemności przy minimum wysiłku?
Ja (zresztą pewnie jak wielu ) znam matkę która boi się o stratę pracy tym bardziej,że samotnie wychowuje dziecko...Gdzie ta przyjemność?Może u emerytów dorabiających na czarno albo u młodych tyrających za granicą...Człowiek ucieka od życia nie od dorosłości,dorastania czy innego etapu,człowiek ucieka od problemów życia
Zapewniam,że 'wieczni chłopcy' nie umrą ze śmiechu tylko z tęsknoty za prawdziwym szczęściem kiedy już grzech zacznie pokazywać swoje prawdziwe oblicze ...znaczy się seks,alkohol,dragi,imprezy itd przestaną dostarczać tego uczucia co na początku.Każdy chce być szczęśliwy,niech społeczeństwa teraz płaczą na widok tego co przekazały swoim dzieciom.
Jeżeli miałabym się zaszeregować wg tego Pana podziału, to zdecydowanie należę do "życiowych pechowców" ale zupełnie nie utożsamiam się z takim pojęciem "kultury singla"o jakiej Pan pisze.
Moja samotność jest moim największym krzyżem, nikomu nie wmawiam, że mam wspaniałe życie i nie chciałabym inaczej. Mówię moim znajomym małżeństwom, że im zazdroszczę - tak po prostu, bez zawiści ale z wielkim przekonaniem, że małżeństwo i rodzicielstwo to ogromny dar, za którym zwyczajnie tęsknię. Bardzo tęsknię i wiele robię, aby to zmienić ale nie wpadam w desperację. To dzięki Panu Bogu mam pokój w sercu, tylko z Nim chcę przeżywać moją samotność, bo wiem, że jeżeli odwrócę od Niego wzrok, to przepadnę.
Więc proszę się nie dziwić, że nie jestem zdesperowana, że się ciągle nie tłumaczę z mojej samotności, że nie zawodzę, że mimo wszystko jestem szczęśliwa - i to nie jest udawanie bycia szczęśliwym, to jest działanie Boga, który w wielkiej Swej dobroci nigdy mnie nie zostawia, który zna moje niedostatki i daje wiele radości. Nie jest to radość życia w małżeństwie, ale przecież małżeństwo to nie jedyny powód do bycia radosnym i szczęśliwym. Na szczęście;) WIĘC JA NIE UDAJĘ! ale kiedy tak bardzo dokucza mi samotność, to dzielę się tym z bliskimi mi osobami, które mnie zrozumieją ale nie obnoszę się z tym - tak po prostu z szacunku dla siebie.
Zgodzę się z Panem, że niektórzy dorośli - samotni żyją na koszt rodziców. Ale widzę też, że z troskliwej opieki rodziców, dziadków bardzo chętnie korzystają małżonkowie, więc nie przypisywałabym tej niedojrzałości emocjonalnej jedynie samotnym.
Powiem też, że czasem osoba samotna, mieszkając z rodzicami, niesie spory krzyż opieki nad nimi. Zamężnemu rodzeństwu po prostu wygodnej jest kiedy samotna siostra, czy brat opiekuje się starymi i nieraz uciążliwymi rodzicami - jest 'święty spokój" i świąteczne poprawne odwiedziny...
Tak się rozpisałam... Przykro mi, że nie dostrzegł Pan ludzi żyjących samotnie, którzy nie przyswajają sobie "kultury singli", którzy mimo wszystko chcą pięknie żyć, dla których Pan Bóg jest bardzo ważny, którzy wcale nie są takimi strasznymi egoistami, za samotnością których kryje się smutna historia... Kochani Małżonkowie - proszę Was o zwykłą przyjaźń i dobroć, a nie o pobłażanie, litość, czy ignorancję. Może nie jesteśmy typowi ale czy na pewno gorsi? (sorry, to nie miało zabrzmieć dramatycznie)
Teresa