Bulwar Wildera

Piotr Drzyzga

publikacja 09.03.2012 19:58

"Bulwar Zachodzącego Słońca" z 1950 roku to jeden z tych obrazów, które najczęściej pojawiają się w rozmaitych zestawieniach dziesięciu największych filmów wszech czasów.

Bulwar Wildera Dystrybucja - ITI

Jego reżyser i współscenarzysta – pochodzący z Suchej Beskidzkiej Billy Wilder – postanowił zajrzeć za kulisy Hollywood. Nie była to pierwsza tego typu próba w dziejach kina, tyle tylko, że dotąd ukazywano amerykańską „fabrykę snów” raczej jako wyidealizowane miejsce pełne pięknych, młodych i bogatych. Wilder zdecydował się na film o zapomnianej, starzejącej się gwieździe kina niemego, dla której utracona kariera i sława stały się obsesją.

W jej rolę wcieliła się Gloria Swanson, która miała podobne, hollywoodzkie doświadczenia. Po przełomie dźwiękowym kinomani niemal zupełnie o niej zapomnieli – aż do czasu występu w oscarowym „Bulwarze Zachodzącego Słońca”. Co ciekawe, Swanson niezbyt paliła się do zagrania obłąkanej Normy Desmond. „Namówił” ją do tego reżyser George Cukor, grożąc, że jeśli nie stawi się na planie, po prostu ją… zastrzeli.

Artystów, którzy wraz z pojawieniem się dźwięku w kinie zakończyli, bądź diametralnie zmienili kariery, było wielu. W „Bulwarze…”, poza Swanson, pojawiają się m.in. Buster Keaton, Anna Q. Nilsson, czy Erich von Stroheim. Ten ostatni reżyserował w 1929 r. „Królową Kelly”, której fragmenty oglądamy w filmie Wildera. Główną rolę u von Stroheima grała rzecz jasna Swanson.

stygianrage Sunset Blvd Trailer

Podobnych smaczków i cytatów jest tutaj bez liku, ale „Bulwar Zachodzącego Słońca” to coś więcej niż tylko autotematyzm. To także klasyczny, mrocznie sfotografowany i niepokojący muzyką (chorzowianina Franza Waxmana) film noir, którego bohaterka jest typową femme fatal, sprowadzającą nieszczęście na głównego bohatera. Tym razem nie jest nim jednak prywatny detektyw, a młody scenarzysta, poprawiający scenariusz filmu o biblijnej „Salome”, w którym chciałaby wystąpić dawno zapomniana Norma Desmond.

To także film o nadmiernych ludzkich ambicjach, swoiste studium choroby psychicznej oraz diagnoza świata mediów, które w pogoni za skandalicznymi newsami nie cofną się przed niczym, czego dowodzą ostatnie sceny filmu.

Jak stwierdzili Adam Garbicz i Jacek Klinowski, autorzy „Kina wehikułu magicznego” – „Bulwar Zachodzącego Słońca” jest „najambitniejszym filmem, jaki kiedykolwiek stworzono w Hollywoodzie”.

***

Tekst z cyklu Filmy wszech czasów