Ważne jest to, co nas łączy

www.nowagazetaslaska.eu |

publikacja 11.02.2013 06:43

O górnośląskiej specyfice rozmawiamy z biskupem diecezji katowickiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego, proboszczem parafii ewangelicko-augsburskiej w Katowicach ks. bp. Tadeuszem Szurmanem.

Biskup Tadeusz Szurman MAREK PIEKARA/GN Biskup Tadeusz Szurman

Na wstępie pragnę pogratulować tytułu Honorowego Obywatela Katowic. Czy Jego Ekscelencja odbiera ten tytuł jako wyraz uznania dla wkładu społeczności ewangelickiej w życie Katowic, obecnie i dawniej?
Dziękuję. Rzeczywiście, od kiedy ten fakt został podany do publicznej wiadomości, to ilekroć odwiedzam jakieś parafie, ludzie gratulując potwierdzają – czasami ze wzruszeniem – że czują się naprawdę jakoś dowartościowani. Bowiem ewangelikom po wojnie nie żyło się na Śląsku łatwo i rzadko doceniano ich wkład w rozwój całego Górnego Śląska i poszczególnych miast. Więc odbieram tę nagrodę przede wszystkim jako docenienie i zauważenie wkładu środowiska ewangelickiego. A jest on niemały, bo jeżeli historię Katowic, nie najdłuższą co prawda, podzielimy na trzy okresy, to w każdym z tych etapów ewangelicy odgrywali dużą rolę.

Więc może po kolei…
W pierwszym etapie, czyli od momentu powstania miasta Katowice do pierwszej wojny światowej była to społeczność bardzo aktywna i bardzo liczna. Po intensywnym rozwoju, gdy miasto osiąga poziom 40 tys. mieszkańców, ewangelicka parafia liczy 16 tys. wiernych. Więc rzeczywiście możemy powiedzieć, że miasto Katowice swój rozwój w tym okresie w znaczącym stopniu zawdzięczało ewangelikom. Tutaj trzeba przynajmniej trzy nazwiska wymienić: właściciel dóbr katowickich Hubert von Tiele-Winckler; jego zarządca, Friedrich Wilhelm Grundmann i długoletni, pierwszy przewodniczący katowickiej Rady Miejskiej dr Richard Holze, który z miejscowości typowo wiejskiej uczynił dobrze prosperujące miasto. Trzeba dodać, że w tym okresie wielu burmistrzów Katowic było ewangelickiego wyznania. W naszej parafii została ochrzczona jedyna jak dotąd katowicka noblistka – Maria Goeppert-Mayer.

Co się zmienia po podziale Śląska?
Potem był drugi okres, kiedy ten obszar należy już do Polski i wtedy o dziwo też mamy znaczące ewangelickie nazwiska. Był to okres kiedy wielu ewangelików przybywa ze Śląska Cieszyńskiego. Byli oni dobrze wykształconą grupą, która była świadomie polska.  I w związku z tym znaleźli się tu bardzo oddani sprawie polskiej ewangelicy, żeby wspomnieć tylko powstańca, a później założyciela i prezesa Związku Architektów na Śląsku Tadeusza Michejdę. W parafii był też znany organista, kompozytor i wykładowca szkoły muzycznej Fritz Lubrich, który wyjechał z Katowic po II wojnie światowej. Był znaczącym kompozytorem. Był Niemcem, ale propagował polską kulturę kompozytorską – Szymanowskiego, Karłowicza. Założył też chyba największy chór liczący 250 osób, który występował z powodzeniem na wielkich estradach całej Europy, w Berlinie, Warszawie. Tak więc również na tym etapie rozwój kultury miał spore oparcie w społeczności ewangelickiej.

Następnie mamy wojnę, a po niej zupełną zmianę realiów.
Po wojnie nadchodzi okres komunizmu. Jeżeli, generalizując, można powiedzieć, że Ślązacy zostali źle potraktowani na swojej ziemi, to ewangelikom śląskim dostało się w dwójnasób. Ze względu na to, że przylepiono im łatkę, nie do końca słusznie, że są to wyłącznie Niemcy. I w zasadzie cała ta grupa musiała wyjechać. Świadczy o tym choćby to, że w naszej diecezji katowickiej nie mamy obecnie żadnej parafii gdzie potrzeba by odprawiać nabożeństwo w języku niemieckim.  Ale i wtedy ewangelik Karol Stryja przez wiele lat kierował Filharmonią Śląską, organizując przy tym znaczące konkursy muzyczne. Stanisław Hadyna, który założył Zespół „Śląsk” i zostawił swój trwały ślad. Oprócz ludzi kultury, których mieliśmy wielu szczególnie w muzyce, zostaje szereg osób wyznania ewangelickiego związanych z przemysłem. Prof. Józef Pilarczyk, wielki specjalista od spawalnictwa o międzynarodowej renomie. Czy prof. Władyslaw Sabela, budujący wielkie piece w hutach, przebywający później na placówkach w Indiach, gdzie wykształcił teraźniejszych właścicieli polskich hut. A więc są to wszystko nazwiska wskazujące, że również w dziedzinach poza kulturą, mamy wybitnych przedstawicieli, o czym często się zapomina. Te nazwiska katowickich ewangelików pojawiają się w każdym z tych okresów, składając się na wielokulturowość i wielowyznaniowość Katowic.

A czy dzisiaj ten wkład protestantyzmu w rozwój Katowic i Śląska jest w sposób odpowiedni rozpoznawany i doceniany?
To trudno powiedzieć. Po drugiej wojnie światowej Kościół ewangelicki uległ marginalizacji. Zostały izolowane skupiska, jak chociażby na ziemi cieszyńskiej.
Ale nie odgrywamy już jako społeczność dużej roli. Nie należy jednak w związku z tym przeżywać syndromu zamkniętej twierdzy. Jesteśmy otwarci, nie mamy kompleksu mniejszości, ale mamy świadomość, że społecznie dzisiaj oddziałujemy w nikłym stopniu. Natomiast jesteśmy na Śląsku języczkiem uwagi również życia społecznego. Nasz głos, w połączeniu z historią, jest głosem niekiedy uzupełniającym.

Jakie widzi Ekscelencja związki między kulturą śląską a protestantyzmem? Protestantyzm trafił przecież na Śląsku na bardzo podatny grunt, przyjmując się od początku prawie bez konfliktów.
Tak. Kiedy wybucha Reformacja, to Śląsk, a szczególnie Dolny Śląsk, staje się trzecim co do wielkości jej ośrodkiem. Druga fala rozwoju ewangelicyzmu przypada na koniec XIX w. i wiąże się już z rozwojem przemysłu, przynajmniej jeśli chodzi o Górny Śląsk. Reformacja to nie była na Śląsku jakaś rewolta. To były nowe zasady wiary, które przyjmowano i które zwyciężały bez bezpośredniej konfrontacji. Historia Śląska i Polski na przestrzeni 600 lat to dwie różne historie, również pod tym względem. Mimo wszystko to współżycie na Śląsku było inne niż na terenie Rzeczpospolitej. Polskie grupy husytów, reformowanych luteran czy Braci Polskich były inaczej kształtowane, w dużej opozycji do katolicyzmu, był silny antagonizm. Natomiast na Śląsku miało to charakter zmian religijnych, a nie rewolty społecznej.

Jaki był wpływ protestantyzmu na ukształtowanie się kultury śląskiej i tego, co rozumiemy przez śląskość?
Zacznijmy od tego, co od razu się narzuca, czyli stosunku do pracy. Z tym etosem pracy łączyła się również pewna spolegliwość, uczciwość. Obawiam się, że to zanika w ostatnim okresie i dziś ta nasza „odmienność” od innych regionów nie jest już tak wyczuwalna.  Była też pewna taka stabilność. Ślązacy nigdy nie krytykowali władzy, nie sprzeciwiali się jej. Z drugiej strony długo trwało przekonywanie się do nowego. Każdy urząd, ale i Kościół, duchowny, musiał poniekąd zapracować na swoją pozycję. Ksiądz nie miał wysokiej pozycji tylko dlatego, że był duchownym, ale dlatego, że jako człowiek musiał się wykazać w pracy dla swojego środowiska , parafii. I to dotyczyło każdego innego zawodu. Szacunkiem darzono tych, którzy go sobie wypracowali.  Śląskie z gruntu jest też to pozostawanie trochę na małym, nie bogacenie się kosztem drugiego. To były pewne cechy, u których podstaw może do pewnego stopnia stał protestantyzm. Ale to nie znaczy oczywiście, że katolicy tacy tutaj nie byli! Powszechność tych postaw była oparta na współżyciu w praktycznej symbiozie. Nie znano słowa ekumenizm, a jednak osiągano to, co dziś nieraz jest trudne. Tiele-Winckler dał przecież grunt pod wszystkie katowickie świątynie, również katedrę i kurię powstałe w okresie międzywojennym. A więc miało to bardzo praktyczny wymiar. Tu oczywiście nikt nie uzgadniał doktryn religijnych, ale ludzie się wzajemnie po prostu szanowali.

Ksiądz Biskup urodził się i wyrósł na Śląsku Cieszyńskim. Natomiast jeśli chodzi o pracę, to od kilkudziesięciu lat jest związany ze okręgiem przemysłowym. Czy z tej perspektywy można mówić o Śląsku jako o regionie historycznym, który wciąż posiada jakiś wspólny mianownik?
Na pewno jest kilka takich wyznaczników. To jest na pewno mowa śląska godka, która jest zróżnicowana i w tym momencie nawet na jej obszarze trudno nam znaleźć wspólny mianownik, choćby w kwestii jej zapisu. To są stroje ludowe, które są wyznacznikiem regionalizmu i do których obecnie się wraca. Łączy się to tu trochę z kulturą religijną. Stroje ludowe zaczynają się pojawiać przy komunii, przy konfirmacji. Jest też silna tradycja śpiewu nieprofesjonalnego, który na Śląsku był i mimo wszystko nadal jest. W mniejszym stopniu dotyczy to młodych, ale średnie pokolenie również w ten sposób umacnia swoją tożsamość.

To, co odżywa w demokracji, jest autentyczne. Ze względu na region i jego bogactwo napłynęło tu bardzo wielu ludzi już po wojnie. To nie stworzyło jednak specjalnych problemów społecznych, gdyż przybysze raczej się tutaj adoptowali i włączali w życie regionu. I to też jest ważne, że Śląsk miał tyle energii wewnętrznej, że jednak tym ludziom było tu dobrze i szybko utożsamiali się z tą ziemią.  A to znaczy, że ten region był kulturowo bardzo silny, miał wiele do zaoferowania poza pracą. I na końcu wreszcie trzeba powiedzieć o religijności. Być może za sprawą wpływu protestantyzmu religijność na Śląsku jest, rzekłbym, normalna. Nie ma chrześcijaństwa na pokaz. Jest ono takie, jakie wynika z jego roli oraz z wiary ludzi. Wiarę, pracę i doczesność ludzie religijni łączą tutaj w jedną całość. Tak samo życie i śmierć na Śląsku zawsze były  inaczej postrzegane. Każdy górnik wychodząc do pracy wiedział, że może nie wrócić. To powodowało, że śmierć i życie łączyły się. Do tego w sposób naturalny dochodziła wiara. W religii zawsze było tu mniej nacisku na liczby i gesty. Ta redukcja nastąpiła oryginalnie w protestantyzmie, który bardziej podkreśla indywidualny kontakt z Bogiem, bez wielkich ceremonii. Jest tu pewien wyraźny dystans do kultu w sensie nie rozbudowywania go, a raczej wypełniania treściami duchowymi. I to na Śląsku jest autentyczne.

To są elementy, które jeszcze dzisiaj stawiają Śląsk w pozycji trochę uprzywilejowanej. Ta wielokulturowość wpływała i nadal wpływa pozytywnie. To przekłada się również na łatwość asymilacji innych ludzi. Polska ma z tym wyraźny kłopot, ten podział na „swój” i „obcy” jest w  Polsce mocny. Śląsk go w takim stopniu nie ma. Diecezja, którą kieruję wychodzi poza Śląsk, obejmując również Zagłębie i Małopolskę. I muszę powiedzieć, że ja dostrzegam tę różnicę. Jeżeli jadę w inny teren, to mam świadomość, że będę miał do czynienia z innymi rozmowami, z innymi problemami. Nie chcę mówić, że jest gorzej czy lepiej, po prostu inaczej.  I nawet podświadomie to we mnie tkwi. W związku z tym wzajemnie musimy się jeszcze integrować, nie możemy się wzajemnie oskarżać, ośmieszać czy przerzucać argumentami politycznymi, tylko spróbować wyłapać to, co wewnętrznie nas buduje i łączy. Czyli tak jak w chrześcijaństwie, musimy jedni drugich wzbogacać. W pełnym Kościele Chrystusa, który można porównać do witraża, są różne kolory, różne postaci i różne wielkości. Prawosławni mają nam coś do powiedzenia i katolicy, i ewangelicy. Wtedy stajemy się bogatsi. I tak też powinno być między regionami. Śląsk ma czym ubogacić Polskę. Nie tylko pieniędzmi. Kulturowo jest to bardzo bogaty i różnorodny teren. W pojednanej różnorodności widzę istotę zarówno Kościoła, jak i życia społecznego.

Chciałbym zapytać o ocenę tego, co określa się jako „śląskie przebudzenie”.
Niewątpliwie są regiony, które w sposób bogatszy niż inne swoją tożsamość odczytują, jako tożsamość polską, niemiecką, katolicką, ewangelicką czy inną. Natomiast przestrzegałbym przed, nazwijmy to, akcyjnością. Bo musimy  mieć świadomość, że pewne aktywności upadają, jeżeli nie mają autentycznego osadzenia. Trzeba być we wszystkim autentycznym. Przeżyje to, co ludzie akceptują, natomiast to, co się ludziom narzuca z tej czy innej strony, będzie odrzucone. Dlatego myślę, że przede wszystkim trzeba nam budować społeczeństwo obywatelskie. Ono ma w sobie potencjał myślenia nie tylko o sobie, ale i o drugim. Śląsk tradycyjnie jest mocniejszy w takim myśleniu obywatelskim niż reszta Polski i to zawsze była siła tego regionu. Polska potrafi się konsolidować, ale głównie w zrywach, a potrzebny jest pragmatyzm, rodzaj pozytywizmu. I w tym Śląsk jest stabilniejszy. I to wyzwanie po dwudziestu latach jest nadal aktualne.

Ks. Tadeusz Szurman został ordynowany na duchownego luterańskiego w 1978 r. w Goleszowie, od 1984 r. proboszcz w Świętochłowicach i Rudzie Śląskiej-Wirku. Był administratorem parafii w Zabrzu, był także ogólnopolskim duszpasterzem młodzieży i przewodniczącym Komisji Młodzieżowej Polskiej Rady Ekumenicznej. Pełnił funkcję radcy diecezjalnego diecezji katowickiej oraz prezesa Synodu Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP.

***

Ważne jest to, co nas łączy   Więcej tekstów na temat Górnego Śląska w "Nowej Gazecie Śląskiej"