Renesans tożsamości

ks. Waldemar Packner

publikacja 28.03.2013 06:11

Czym różni się autonomia od separacji, o zaletach różnorodności i babci Róży z prof. dr. hab. Markiem S. Szczepańskim.

Marsz Autonomii Roman Koszowski/GN Marsz Autonomii
Uczestnicy ubiegłorocznej, katowickiej manifestacji

Ks. Waldemar Packner: Podczas ostatniego spisu powszechnego obywatele Polski pierwszy raz mogli określić również swoją przynależność narodowo-etniczną. Dziwi Pana, że prawie 850 tys. określiło się jako Ślązacy?

Prof. Marek S. Szczepański: – Ten przejaw renesansu śląskiej tożsamości świadczy o tym, że ludzie stawiają sobie niezwykle ważne pytania: kim jestem, kim się czuję, jak mocno czuję się związany z regionem i dlaczego.

A liczba zaskoczyła Pana?
– Bardziej zaskoczył mnie fakt, że w dobie komputeryzacji i cyfryzacji GUS tak długo liczy dane, co jakiś czas je zmieniając. W ostatnich tygodniach ponownie zmienił liczbę śląskich deklaracji. Początkowo było to 809 tys., potem ta liczba rosła jeszcze kilka razy, aż do ostatnich danych, mówiących, że jest ich 847 tys. W skali ogółu mieszkańców Śląska jest to niewielki procent, ale dla socjologa są to dane, które o czymś świadczą.

O czym?
– O tym, że ludzie zaczynają poważnie zadawać sobie pytanie, gdzie jest moja mała ojczyzna, a gdzie ta wielka. Spis pokazał, że pewna liczba mieszkańców naszego regionu nie określa się w kategoriach narodowych, tylko w kategoriach prywatno-ojczyźnianych i regionalnych. To świadczy o mocnym, emocjonalnym związku z tą ziemią i samodefiniowaniu siebie jako Ślązaka. To także deklaracja, by zauważyć i uszanować moją tożsamość. Byłbym szczęśliwy, gdyby za tym szły także postawy obywatelskie. Warto podkreślić, że podczas spisu powszechnego z 2002 roku śląskich deklaracji było niewiele ponad 173 tysiące.

Prof. dr hab. Marek S. Szczepański   Ks. Waldemar Packner Prof. dr hab. Marek S. Szczepański
Wracając jeszcze do liczb, 436 tys. osób określiło się tylko jako Ślązacy, a 431 tys. identyfikację śląską łączy z polską.

– Taki jest właśnie Śląsk. Podziały narodowe przebiegają w obrębie rodziny, pokrewieństwa czy sąsiedztwa. Jeśli dodać do tego jeszcze deklaracje mniejszości niemieckiej, której jest 148 tys. (o 2 tys. mniej niż w ostatnim spisie), to mamy etniczną i narodową mozaikę, będącą i historycznym dziedzictwem, i bogactwem Śląska. Niezależnie od tego, jak bije śląskie serce, utożsamianie się ze swoją małą ojczyzną było tutaj najważniejsze. I będzie pozytywne, jeśli nie zostanie przez kogoś instrumentalnie wykorzystane.

No właśnie, niektórzy politycy, i w regionie, i w Warszawie, te dane interpretują jako wyraz poparcia dla tendencji autonomicznych Śląska. Czy słusznie?
– Należy jasno podkreślić, że autonomia nie oznacza separacji, co wyraźnie niektórzy mylą. Gdyby wypowiadający się na temat Śląska jasno uściślili pojęcia, nie byłoby fermentu, którego, niestety, od czasu do czasu jesteśmy świadkami. Wielu zapomniało, że  w II Rzeczypospolitej Śląsk cieszył się dużą autonomią, opartą na Sejmie i Skarbie Śląskim oraz fiskalnej zasadzie tangenty, czyli podziału dochodów pomiędzy województwo a władze centralne. Dziś nie znam na Śląsku grup, które zmierzałyby do separacji regionu. Żądanie autonomii miałoby polegać na odtworzeniu tych instytucji, które w ramach śląskiej autonomii funkcjonowały w II Rzeczypospolitej. Jeszcze raz chciałbym podkreślić, że nie wolno deklaracji śląskich, złożonych podczas ostatniego spisu, przekładać na wsparcie tendencji autonomicznych. To nie ma żadnego uzasadnienia.

Czy poczucie śląskości u Ślązaków jest silniejsze od identyfikacji z określonym narodem czy państwem?
– Gdyby prześledzić historię tych ziem, to w ciągu wieków zmieniały się tu państwa i ich instytucje – od Piastów po Czechów, Austriaków, Prusaków, potem Niemców. Dla mieszkających tutaj nie zmieniało się tylko jedno – mała ojczyzna, owo zakorzenienie w tej ziemi. Nad głowami Ślązaków przechodziły różne polityczne zawirowania, ale w sercach mieszkańców zawsze pozostawał Śląsk jako przekonanie, że ta ziemia jest i karmi, daje poczucie stabilności i bezpieczeństwa. Stąd tak silne u Ślązaków przywiązanie do swojej małej ojczyzny.

Bada Pan m.in. zachowanie Ślązaków w wymiarze obywatelskim. Czy jest ono inne niż np. mieszkańców Mazowsza, Warmii lub Małopolski?
– Ślązacy niczym się nie wyróżniają i zachowują dokładnie tak samo jak mieszkańcy całego kraju. Z moich badań wynika, że dla Ślązaka najważniejsze obywatelskie „namiętności” to szkoła, Kościół i wspólnota mieszkaniowa, w znaczeniu sąsiedzka. Dokładnie tak samo jest w całym kraju.

To Pana ucieszyło?
– Tak i nie. Moje rozczarowanie wynika raczej z tego, iż miałem nadzieję, że samoorganizacja Ślązaków, wzrost poczucia własnej tożsamości, wyrażone w ostatnim spisie, przełożą się na większą pracę dla regionu, na większe społeczne zaangażowanie, na powołanie takich instytucji, które pomogą tę małą ojczyznę uczynić jeszcze bardziej żywotną. Niestety, skończyło się na sporach i politycznych rozgrywkach, co z pewnością sprawie Śląska nie służy.

Jednak to nie Ślązacy, jako całość, angażują się w te rozgrywki...
– Ciągle jest szansa pozytywnej pracy na rzecz dobra małej ojczyzny, jaką jest Śląsk, i mam nadzieję, że wzrost poczucia własnej tożsamości przełoży się na takie działania u podstaw. Jednak mówienie po spisie o „zakamuflowanej opcji niemieckiej” albo zastanawianie się, czy mamy już do czynienia z ruchem separatystycznym, to często bardziej sprawa politycznych gier niż odbicie tego, z czym mamy do czynienia w rzeczywistości.

Boimy się narodowych mniejszości? Może to jakaś zaprzeszłość po rozbiorach, niewolach, itd.
– Polska jest krajem niemal jednorodnym narodowo. Zaledwie 2 proc. mieszkańców Rzeczypospolitej to inne narodowości. Trzeba więc je hołubić, bo są bogactwem naszej rzeczywistości, a nie jej zagrożeniem. Kraj wielonarodowy i zróżnicowany kulturowo jest ciekawszy niż państwo homogeniczne.

Etniczna różnorodność i poczucie własnej tożsamości występuje w każdym europejskim kraju, bez obaw czy zagrożeń dla jego państwowości...
– W państwach Unii Europejskiej mamy 268 regionów. Zawsze najsilniejsze jest przywiązanie ludzi do swojej małej ojczyzny, gdzie się żyje, pracuje, kocha i umiera. Potem jest przywiązanie do państwa, w końcu najluźniejsze do Unii Europejskiej. Podczas jednego z moich pobytów w Stanach Zjednoczonych obserwowałem prezydenckie wybory. Dla lokalnej społeczności pod Waszyngtonem ważniejsze były jednak wybory do rady szkoły niż wybieranie prezydenta USA. Dla tych mieszkańców szkoła była bliższa i dlatego ważniejsza. Po ostatnim spisie właśnie takiej aktywności Ślązaków bym oczekiwał: zrobię wszystko dla dobra mojej małej ojczyzny, pomnażając przy tym pożytek tej dużej. W socjologii funkcjonuje określenie glokalizm jako połączenie łacińskich słów globus (kula) i locus (miejsce). Oznacza ono takie działanie lokalne, które służy ogólnemu dobru.

W czasach globalizacji deklaracje śląskie złożyło wielu młodych ludzi. To wynik tradycji czy może europejskiego myślenia?
– Wielu moich studentów mówiło mi, że tak właśnie siebie określiło. Pytani o powody, podawali różne – od wyrazu sprzeciwu i rozczarowania wobec rządzących Polską, przez możliwość własnej ekspresji i powiedzenia, kim naprawdę jestem, aż po długie dojrzewanie do tej decyzji w wyniku emigracji, kiedy wraca się na przykład z Londynu do Radlina z poczuciem, że tu jestem u siebie, i gdy słucham babci Róży, to wiem, że tu są moje korzenie. W czasach globalizacji każdy potrzebuje takiego właśnie zakorzenienia.