Hołd spadkobierców

GLIWICKI GOŚĆ NIEDZIELNY

publikacja 15.04.2013 06:43

O podtrzymywaniu tradycji, prześladowaniach i dramatach śląskich księży z ks. inf. Pawłem Pyrchałą rozmawia ks. Waldemar Packner.

Ks. inf. Paweł Pyrchała ostrzega ks. Waldemar Packner Ks. inf. Paweł Pyrchała ostrzega
Myślenie, że wszystko, co dobre, zaczyna się od nas, może być przejawem pychy

Waldemar Packner: Dlaczego zdecydował się Ksiądz opisać życie ks. Jerzego Jonienca?
Ks. inf. Paweł Pyrchała: Jego życie wpisuje się w wielką koncepcję duszpasterstwa na Śląsku, które uwzględniało wielokulturowość polską, niemiecką i morawską. Niebezpieczeństwo w myśleniu duchownych i świeckich polega na przekonaniu, że wiele, o ile nie wszystko, zaczyna się od nas. Tymczasem nie wszystko zaczęło się od plebiscytu i powstania diecezji katowickiej w 1925 roku, lub od 1945 roku, czyli zorganizowania administracji Śląska Opolskiego i powstania diecezji opolskiej, czy od powstania diecezji gliwickiej 21 lat temu.

Błąd w patrzeniu na historię Kościoła na Śląsku polega na tym, że często gubi się przekonanie o ciągłości z tym, co było przedtem. Tymczasem jesteśmy spadkobiercami wielowiekowej i różnorodnej tradycji wiary, która na Śląsku zawsze była żywa, choć tak często zmieniały się tu polityczne i państwowe uwarunkowania. Działalność duszpasterska współczesnych musi się wpisać w kontynuację działalności wielkich i świętych duszpasterzy, których wydała ta ziemia. Jednym z nich był właśnie ks. prałat Jerzy Jonienc.

Czy grozi nam zapominanie o śląskiej historii?
Uważam, że tak. Jeżeli ktoś nie szanuje przeszłości, jest niegodny przyszłości. Szczycimy się wielkimi świątyniami i podziwiamy stare, zabytkowe kościoły, bo one z jednej strony są świadectwem głębokiej pobożności Ślązaków, a z drugiej pokazują, jak wspaniałych duszpasterzy polskich, niemieckich i morawskich przez wieki miała i wydała ta ziemia. W dziedzictwie przeszłości otrzymaliśmy nie tylko wspaniałe kościoły, ale także świadectwo życia gorliwych, wręcz bohaterskich księży. O tym nie wolno nam zapominać.

W ubiegłym wieku wierni i księża doświadczyli na Śląsku piekła dwóch wrogich Kościołowi totalitaryzmów – faszyzmu i komunizmu. Często ci sami duchowni spotykali się z wrogością obu systemów.
Tak było w przypadku ks. Jonienca i wielu innych. Jako młody ksiądz został uznany za polonizatora i był prześladowany przez faszyzm. Znane są szykany, jakim został poddany za to, że w Taciszowie, nazywanym wówczas Vatershausen, organizował dni skupienia dla młodzieży z całego Górnego Śląska. Dotarłem do tajnego raportu NSDAP, w którym napisano, że „można go uznać za adwokata polskiego ruchu w tutejszej komórce”, a chodziło o nabożeństwo w Kleszczowie w 1937 roku, kiedy ks. Jonienc podczas święcenia miejscowego cmentarza modlił się po polsku i mimo że nie było tego w oficjalnym programie uroczystości, zaintonował pieśń „Serdeczna Matko”, którą uważano za nieformalny hymn tamtejszych polskojęzycznych mieszkańców.

I cudem uniknął zesłania do obozu koncentracyjnego...
Za zorganizowanie w maju 1941 roku tradycyjnej pielgrzymki młodzieży żeńskiej na Górę Świętej Anny uznany został za wroga Hitlera, bo w tym samym czasie naziści zorganizowali zlot swojej młodzieży w amfiteatrze. Zaledwie kilka tygodni po nominacji na proboszcza w Gliwicach-Sośnicy został aresztowany przez gestapo i na trzy miesiące osadzony w gliwickim więzieniu. Dzięki modlitwom i staraniom wielu ludzi, a zwłaszcza jego siostry, został praktycznie cudem wypuszczony na wolność.

Ten sam człowiek po wojnie doświadczył jednak wielu szykan i prześladowań jako... germanizator?
I to było dramatem wielu śląskich księży. Dla nich zawsze najważniejsza była troska o wiernych, a nie sprawy ideologiczne czy polityczne. Dlatego, kiedy po II wojnie światowej spowiadał ludzi w języku niemieckim, bo tylko taki znali, został uznany za wroga państwa polskiego. Dotarłem do wielu dokumentów Urzędu Bezpieczeństwa, potem SB, do raportów gliwickiej Rady Narodowej, w których określa się go jako wywrotowca. W jednym z tajnych donosów napisano, że „w dalszym ciągu uprawia wrogą robotę, która jest wybitnie szkodliwa dla naszego ustroju”. W książce pokazałem bogatą korespondencję pomiędzy władzami Stalinogrodu, jak wtedy nazywały się Katowice, a kurią w Opolu, w której domagano się usunięcia ks. Jonienca jako germanizatora i wroga państwa.

Takie przypadki nie były odosobnione?
Nie były. Za wierność Kościołowi i troskę o wierzących wielu księży było prześladowanych przez władze faszystowskie, a po wojnie przez władze komunistyczne. Ci pierwsi prześladowali ich za polskość, drudzy za niemieckość. Tymczasem sprawy polityki wcale ich nie interesowały. Jedyne, co leżało im na sercu, to dobro i pożytek wiernych. Nic więcej.

Ta książka, choć o jednym człowieku, pokazuje skomplikowane dzieje Śląska i Ślązaków.
Dokładnie tak jest. A naszym obowiązkiem jest pamiętać o tym, aby pomnażać wielowiekowe dobro, które swoim poświęceniem i często ofiarą krwi budowało tylu wspaniałych księży. Myślenie, że wszystko, co dobre, zaczyna się od nas, może być przejawem pychy, a na pewno jest nieznajomością historii tej ziemi.

***

Ks. Jerzy Jonienc urodził się 17 lipca 1902 roku w Czernicy k. Rybnika. Święcenia kapłańskie otrzymał z rąk kard. A. Bertrama 30 stycznia 1927 roku. Był wikarym w Opolu, następnie prefektem szkolnym we Wrocławiu, wikarym w Liebenthal i Białej. Krótki czas był administratorem parafii w Chrząszczykach, Łubowicach i Zawadzkiem. Był to okres wielu napięć, dlatego został przeniesiony do Taciszowa, gdzie pełnił funkcję kuratusa w latach 1934–1941. 20 maja 1941 r., po męczeńskiej śmierci ks. dr. Antoniego Korczoka, budowniczego kościoła w Gliwicach--Sośnicy, został tam proboszczem. W tej parafii służył przez 45 lat. Zmarł 2 sierpnia 1989 r. i został pochowany na miejscowym cmentarzu.