Historia w sześciu wymiarach

Karolina Pawłowska

publikacja 29.05.2013 06:41

Co to jest checza? I kim byli maszopi? Można się tego dowiedzieć w kołobrzeskim muzeum, które przenosi w czasie i gdzie historia miesza się z legendami.

 Dzięki specjalnej technice malarskiej, farbom i oświetleniu udało się w „Maszoperii” stworzyć trójwymiarowy świat sprzed stu lat Muzeum 6D „Maszoperia” Dzięki specjalnej technice malarskiej, farbom i oświetleniu udało się w „Maszoperii” stworzyć trójwymiarowy świat sprzed stu lat

Tu nie obowiązują filcowe kapcie, nie ma też groźnych spojrzeń kustosza, a do zwiedzania zaangażowane zostają wszystkie zmysły.

Zabawa i nauka
Muzeum 6D różni się od tradycyjnych placówek muzealnych. Nie ma tu standardowej ekspozycji i nie obowiązuje „zakaz dotykania”. Jak zachwalają jego twórcy, drugiego takiego miejsca nie ma w całej Europie.

– Chcieliśmy wyjść poza standard typowego muzeum, poza schematy. Jeśli o historii, to wyłącznie w interesujący sposób. I to taki, który będzie ciekawy zarówno dla młodych, jak i nieco starszych. A także dla obcokrajowców, których nie brakuje w Kołobrzegu – mówi Rafał Bartkowiak z Centrum Obsługi Turystycznej w Kołobrzegu, szef nowo powstałego muzeum poświęconego życiu nadbałtyckich rybaków – maszopów.

Oprócz przedmiotów typowych dla rybackiego fachu i oryginalnego stuletniego wyposażenia checzy, czyli domu rybackiej rodziny, na zwiedzających czekają tu efekty specjalne. Wrażenie przeniesienia w czasie i przestrzeni, jak obiecuje głos lektora, udaje się tu osiągnąć za pomocą trójwymiarowych rysunków pokrywających ściany, podłogę i sufit muzeum. Dzięki specjalnej technice, farbom i oświetleniu można dać się ponieść iluzji i trafić m.in. do chaty szypra Józefa lub na pokład rybackiego kutra. Mgła, zapach świeżych jabłek, ruchoma podłoga i morska bryza sprawią, że w zwiedzanie ekspozycji zaangażowane zostaną wszystkie zmysły. Choć muzeum działa dopiero od końca kwietnia, nie narzeka na brak zainteresowania.

7-letniemu Bartkowi najbardziej podobała się sala podwodnego świata. – Ale też koło sterowe i dzwon, bo wszystkiego można dotykać. Tylko trochę przestraszyłem się czarownicy – dzieli się wrażeniami. – Nigdy wcześniej nie słyszałam nawet słowa „maszoperia”, nie miałam pojęcia, że sto lat temu istniały takie spółdzielnie rybackie, chociaż mieszkam nad morzem – przyznaje jego mama Anna Kłos. – To świetny sposób na opowiadanie o historii regionu poprzez nieco bajkowy klimat i zabawę.

Rybackie zasady
– Opowiadamy o maszoperii łososiowej, jednej z wielu działających na Bałtyku. Pokazujemy zwyczaje maszopów, ich codzienność i reguły, którymi się kierowali nie tylko podczas pracy, ale także w życiu – wyjaśnia Rafał Bartkowiak.

Czym były maszoperie? To związki rybaków morskich, którzy wspólnie łowili i dzielili się zyskami. O podziale ryb decydował wkład sprzętu rybackiego i pracy. Ale, zgodnie z zasadą solidarności, którą kierowali się maszopi, opiekowano się również wdowami i niemogącymi wypłynąć w morze rybakami, chyba że ich choroba spowodowana była… pijaństwem. Wówczas rybak nie dostawał nic, a jego udział rozdawany był biednym.

Nad sprawiedliwym podziałem połowu czuwał szyper, czyli „prezes” maszoperii. Co roku też, w imię sprawiedliwości, maszoperie wymieniały się między sobą łowiskami, ponieważ nie wszystkie akweny były jednakowo wydajne. Każda osada rybacka miała też swojego patrona. Rybacy najczęściej przyzywali pomocy świętych: Piotra, Mikołaja albo Archanioła Michała. Na Trzech Króli odbywała się zabawa rybacka. W święto to gromadzili się szyprowie ze swoimi załogami w checzy jednego z rybaków, gdzie planowali roboty na rozpoczęty nowy rok. Przy okazji przebaczali sobie urazy. Narada kończyła się poczęstunkiem i muzyką, czyli maszopską.

Atrakcyjna regionalność
Maszoperie odeszły do przeszłości wraz z pojawieniem się dużych kutrów na Bałtyku, razem z nimi zniknęły też tradycje i zwyczaje maszopów. Nowo powstałe muzeum w Kołobrzegu jest nawiązaniem do nadbałtyckiej historii i tradycji jego mieszkańców i swego rodzaju hołdem dla niebezpiecznej pracy rybaków.

– Brakuje nam regionalnych atrakcji. Za mało opowiadamy o ludziach, którzy tu mieszkali przed nami, o tym, jak wyglądało ich życie, a to – jak się okazuje – może być bardzo ciekawe i atrakcyjne turystycznie – wyjaśnia pomysł na „Maszoperię” Rafał Bartkowiak.

– Przygotowując ofertę turystyczną, często idziemy w atrakcje globalne, czyli takie, które można napotkać w każdym miejscu czy regionie. A nam chodziło o stworzenie miejsca, które będzie nie tylko niestandardowe, ale dzięki któremu będzie można czegoś interesującego się dowiedzieć. Łączymy dobrą zabawę i emocje z wiedzą o naszym regionie – dodaje szef kołobrzeskiego muzeum.