Próg św. Marcina

Grzegorz Brożek

publikacja 19.08.2013 07:12

Mieszają się tu fakty z domysłami. Te zaś przyprawione bywają fantazją. Przekazywane z ust do ust rozpalają wyobraźnię i emocje, ale stają się też elementem tożsamości. Zawada koło Tarnowa słynie z legend.

 Obecna świątynia na szczycie góry stoi od 600 lat  Zdjęcia Grzegorz Brożek /GN Obecna świątynia na szczycie góry stoi od 600 lat

Góra św. Marcina koło Tarnowa liczy 384 metry. To próg Karpat, pierwsze od północy wzniesienie tego pasma. Kościół w Zawadzie stoi na czubku góry. – Kiedy mamy niżową pogodę i przejrzystość powietrza jest większa, nie tylko widać stąd Tarnów jak na dłoni, ale dojrzeć można Tatry, kominy Nowej Huty i elektrownię Połaniec – mówi ks. Antoni Mleczko, długoletni proboszcz parafii na górze, dziś emeryt. Bez względu na pogodę widać stąd zaś dawne dzieje i historię polskiego chrześcijaństwa.

Miejsce kultu. Ale które?
Obecna drewniana świątynia pochodzi z XV wieku i jest cennym zabytkiem. Jednak wiadomo, że był tu wcześniej inny kościół.

– Oficjalne badania archeologiczne nie wykazały, by w tym miejscu kiedykolwiek stała jakakolwiek świątynia, tyle że nie kopano pod samym kościołem, a trudno mi wyobrazić sobie, by Zawada (którą zamieszkiwano od pradawnych czasów) nie postarała się o żadne miejsce kultu – uważa Maciej Czernik, galicjusz, „góral nizinny”, przyrodnik i podróżnik z zamiłowania. Ksiądz Antoni pamięta rozmowę sprzed wielu lat z jednym ze specjalistów, którzy przyjęli hipotezę, że wcześniejszy kościół mógł stać w innym niż dziś miejscu, a mianowicie trochę bliżej Tarnowa. Skąd miał się tam wziąć?

Wyłowiony z Dunajca
Wersje dotyczące tego zagadnienia są dwie. Pierwsza jest taka, że kiedy Mieszko z Dobrawą przyjęli chrzest, nakazali zamienić w chrześcijańskie świątynie wszystkie pogańskie gontyny. Wersja druga jest jakby wariantem pierwszej.

– Utrzymuje, że kościółek ten rzeką Dunajec do stóp góry przypłynął, gdy rycerz Spicymir polował w tej okolicy – pisze Renata Iwaniec w książeczce „Tarnów i jego okolice w legendach”. Tyle że rzeką płynęła naprawdę gontyna, a w niej białogłowa, która potrzebowała ratunku. Toteż rycerz Spicymir – w zależności od wersji – raz łodzią gontynę na brzeg odholował, a raz przy pomocy sznura ściągnął ją na brzeg. Chodzą jeszcze słuchy, że nie Dunajcem kościółek w Zawadzie płynął, ale rzeką Białą. Inna wersja głosi, że to nie kościół, a drzewo modrzewiowe, z którego ludzie pobożnością tknięci świątynię postawili.

Tyle że jeśli Spicymir z legendy byłby tożsamym ze Spytkiem, który zamek na Górze św. Marcina w XIV wieku postawił, to kościół stanąłby w tym miejscu znacznie później, niż się uważa. – Jednak chrześcijaństwo na tych terenach było wczesne, musiało się zacząć korzenić na długo przed chrztem Polski – uważa ks. A. Mleczko. Maciej Czernik sądzi, że chrześcijaństwo przyszło tu już w IX wieku. – Osobiście sądzę, że Cyryl i Metody zawędrowali w te strony i nauczali naszych praprzodków o Bogu Prawdziwym – mówi.

Król, biskup i wszyscy święci
Legendy przenoszą nas w czasy jeszcze wcześniejsze. Otóż wzniesienie na progu Karpat spodobało się św. Marcinowi. – We mgle przybył na szczyt góry jego obraz, a lud wdzięczny za taką łaskę ufundował w tym miejscu kościółek pod wezwaniem św. Marcina – pisze Renata Iwaniec. Kiedy to było? Nie wiadomo. Ponad tysiąc lat temu miał się też pod kościółkiem zatrzymać św. Wojciech. Sto lat później zaś o nowej wybudowanej świątyni dowiedział się biskup krakowski Stanisław ze Szczepanowa.

– Umyślnie tam przybył, aby odprawić w nim pierwszą Mszę. Na wieść tę zbiegł się lud z okolic Dunajca i św. Stanisław pobłogosławił całą osadę. Od tego czasu góra tarnowska została nazwana „Górą św. Marcina”, a kościółek modrzewiowy na jej szczycie uważany jest za pierwszą parafię grodziska tarnowskiego – objaśnia Renata Iwaniec. Jakiś czas po liturgicznej wizycie biskupa w kościele schronić się miał uciekający Bolesław Śmiały po tym, jak zabił Stanisława Szczepanowskiego.

Łańcuch i kłódka
Dziś na tęczy kościoła w Zawadzie widać zamknięte wielką kłódką ogniwa olbrzymiego łańcucha. – Oryginalny łańcuch, zrobiony według podania z drzewa modrzewiowego przez pasterza, ślepego starca, który ogniwa tego łańcucha zamknął tak skutecznie kłódką, że nikt jej dotychczas nie potrafił otworzyć – przytacza legendę Renata Iwaniec. U Wincentego Pola w „Pacholęciu hetmańskim” łańcuch ten się pojawia jako wykonany z jednego kawałka drewna i rzecz nie do rozerwania. W dodatku towarzyszy mu wróżba. Tłumaczono ją, że Polska zmartwychwstanie, rozerwie kajdany, kiedy krew z Dunajca dopłynie na Górę św. Marcina (w czasie I wojny światowej ponoć dopłynęła, bo wozy z rannymi szły właśnie przez górę). Tyle że rzecz w poemacie dotyczy czasów hetmana Jana Tarnowskiego. Czy łańcuch wiąże się z tymi czasami sprzed prawie 500 lat?

– Nie chciałbym jego legendy niszczyć. Mówią jednak, że jak się na niego patrzy, to widać, że nie jest z jednego kawałka drewna zrobiony – zauważa ks. Antoni. Ale warto to sprawdzić na własne oczy. Jest inna sprawa. Ksiądz pamięta człowieka, który kilkanaście lat temu przyjechał i twierdził, że ten łańcuch robił jego pradziadek. Jeśli to prawda, to łańcuch musiał powstać w czasach zaborów, może koło połowy XIX wieku. – Związana z tym łańcuchem legenda mówi, ze kłódka otworzy się, jak Polska odzyska niepodległość. Proszę zwrócić uwagę, jak dotąd jest zamknięta – zwraca uwagę duchowny.

Dwa kamienie
Kościół ma oczywiście wiele cennych elementów wyposażenia, które jednak nie mają takiej ciągnącej się za nimi legendy, jak ów łańcuch. Ale historię owszem. Przede wszystkim mówi się o kamieniu, który kiedyś służył do oznaczania współrzędnych geograficznych, w czasach, kiedy liczono je nie od Greenwich, ale od Ferro, czyli jednej z hiszpańskich Wysp Kanaryjskich, El Hierro, nazywanej Wyspą Południkową. Dziś jest on ponoć elementem ogrodzenia kościoła. Ale trudno go zlokalizować. Inny kamień, lekko niebieski marmurowy blok był kiedyś elementem schodów na ścieżce między kościołem a cmentarzem. – To jest autentyczny kawałek zamku Tarnowskich na Górze św. Marcina – przyznaje ks. Antoni. Kiedyś był elementem kominka lub portalu wejściowego.

Jedna z „naj”
Bogate w domysły legendy splatają się z prawdą historyczną. Bez wątpienia mamy do czynienia z jedną z najstarszych parafii w diecezji. – Powstała prawdopodobnie w XII w. – pisał 40 lat temu dr Marian Kornecki. Akta wizytacyjne z 1665 r. odnotowały nawet rzekomy fakt, że erygował ją bp Stanisław Szczepanowski. Wtedy datację parafii musielibyśmy cofnąć jeszcze o 100 lat. Obecny kościół jest zaś z XV wieku. Legendy sięgają czasów pradawnych, które giną w pomroce dziejów. Jak te dzieje odbijają się w zwierciadle współczesności, warto sprawdzić na miejscu.

Zapraszamy
Kościół w Zawadzie, leżący na Otwartym Szlaku Architektury Drewnianej, można zwiedzać do 30 września od czwartku do soboty od 9.00 do 18.00 oraz w niedzielę od 12.00 do 17.00.