Najkosztowniejszy skarb

Karol Białkowski

publikacja 18.09.2013 07:00

Ten instrument robił wrażenie. Niestety, niewielu pamięta, jak dokładnie wyglądał. Jest szansa, że do 2016 r., gdy Wrocław będzie Europejską Stolicą Kultury, organy z kościoła pw. św. Elżbiety zostaną odbudowane w swej pierwotnej wersji. Wszystko zależy od... Norwegii, Liechtensteinu i Islandii.

Wspaniałe dzieło Michaela Englera przykuwało wzrok... Archiwum Fundacji" Opus Organi" Wspaniałe dzieło Michaela Englera przykuwało wzrok...

Świątynia, która stoi przy wrocławskim rynku, pochodzi z XIII w. Jej burzliwa historia związana jest z różną przynależnością państwową stolicy Dolnego Śląska, licznymi wojnami na tych terenach oraz z żywiołem ognia, który kilkakrotnie jej nie oszczędził. Dziś kościołowi powoli, ale systematycznie zwraca się piękny wystrój. Do pełni szczęścia brakuje jeszcze odbudowania najwspanialszych organów w mieście.

Aż do unicestwienia
Instrument, zaprojektowany przez Michaela Englera, pochodzi z 1761 r. Czasy były wtedy niespokojne. Wrocław dotknęły działania zbrojne związane z I i III wojną śląską. Między innymi dlatego organy były budowane aż przez 10 lat.

Pieczę nad instrumentem pełniły trzy pokolenia rodziny Englerów i to oni utrzymywali w odpowiednim stanie technicznym dzieło swojej pracy. – Decyzja o wykonaniu nowego instrumentu zapadła, gdy kościołem opiekowali się ewangelicy. Oni bardzo podkreślają i eksponują muzykę organową i jej profetyczne przeznaczenie. Dla nich organy były i są czymś, co przemawia do wiernych, głosząc chwałę Bożą i Boże słowo – mówi Bogdan Tabisz, organista i prezes Fundacji Opus Organi, która działa na rzecz odbudowy zniszczonego instrumentu. Podkreśla, że chodziło nie tylko o przekazywanie treści za pomocą dźwięków, ale również dzięki jego niezwykłemu wyglądowi. W połowie XVIII w. Wrocław znalazł się pod panowaniem pruskim.

Zasiadający na tronie Fryderyk II Wielki bardziej zajęty był sprawami Berlina niż stolicy Dolnego Śląska, ale zapewne z jego przyczyny rozpoczęta została budowa organów w kościele św. Elżbiety. – Jak mówią starodruki, miał to być instrument najkosztowniejszy – mówi B. Tabisz. I rzeczywiście – wyglądał imponująco.

Prospekt przedstawiał wyobrażenie „chwały niebieskiej”. – Znajdowała się tam wspólnota Osób Boskich, uwielbiona przez zastępy anielskie i ludzi. Naprawdę było to wspaniałe dzieło – dodaje.

Pierwsza katastrofa dotknęła monumentalny instrument zaledwie 47 lat od jego wybudowania, podczas oblężenia Wrocławia przez wojska napoleońskie. – Do kościoła wpadł wtedy granat, który zniszczył organy w znacznym stopniu – opowiada organista. Dzięki zaangażowaniu wnuka Michaela Englera – Johanna Gottlieba Beniamina – udało się naprawić uszkodzenia, choć prawdopodobnie ze względu na brak pieniędzy nie udało się przywrócić mu pełnej funkcjonalności.

– Wiek XIX to okres częstych przeróbek i reperacji dokonywanych w instrumencie na wielką skalę. Niestety, już w latach 30. XX w. znów nie dało się na nim grać – opowiada. W tym czasie organy zostały bardzo rozbudowane, z oryginalnych 54 głosów do aż 94.

Ostatnia, udana próba ratowania instrumentu miała miejsce w latach 1938–1941. Dzięki niej przywrócono mu jego pierwotnego ducha. Organy z kościoła pw. św. Elżbiety, jako jedne z nielicznych we Wrocławiu, szczęśliwie przetrwały okres Festung Breslau. Po II wojnie światowej w świątyni była prowadzona intensywna działalność kulturalna.

– Mimo że zawierucha wojenna oszczędziła kościół św. Elżbiety, to ostatecznie dotknął go tragiczny los: trzy pożary. Najtragiczniejszy okazał się ostatni, 9 czerwca 1976 r. Ogień wybuchł w samym instrumencie i szybko rozprzestrzenił się na cały obiekt – mówi prezes Fundacji Opus Organi.

Trzeba je odbudować
Istnieje co najmniej kilka teorii dotyczących przyczyn ostatniego pożaru. – Według mnie, doszło do zaniedbania i samozapalenia od silników, które ponoć dość mocno iskrzyły. Organy to duża ilość dobrze wysuszonego drewna. Dodatkowo jest w nich dużo przelotowego powietrza. Warunki doskonałe do rozprzestrzeniania się ognia – mówi B. Tabisz.

Z instrumentu niewiele zostało. Ile? Dokładnie nie wiadomo, bo kościół został natychmiast zamknięty i nie wpuszczano tam nikogo. – Na zdjęciach widać pozostałości empory wraz z fartuchem snycerskim. Wywieziono to do magazynów wojskowych, gdzie wszystko przepadło. Szukałem tych elementów we wskazanym mi miejscu, ale bez skutku – opowiada.

Niestety, zgliszcza kościoła nie zostały zabezpieczone. Jego wnętrze, ze względu na brak dachu, było narażone na warunki atmosferyczne, co dopełniło zniszczenia. W ten sposób do ruiny doprowadzono również drugie, mniejsze i starsze, organy (dziś są one używane w Oratorium Marianum Uniwersytetu Wrocławskiego). Nie oznacza to, że nikt nie myślał o odbudowie głównego instrumentu.

– W dwa lata po pożarze ówczesny Wojewódzki Konserwator Zabytków zlecił sporządzenie projektu odbudowy organów. Narzucono jednak pewne założenia – tłumaczy B. Tabisz. – Nowy instrument miał mieć współczesny kształt i tylko nieznacznie nawiązywać do zniszczonego. Autor tego opracowania, dr hab. Jacek Radziewicz-Winnicki, żywił przekonanie, że należy jednak spróbować wybudować możliwie wierną replikę. Dlatego oprócz wykonania opracowania według zaleceń konserwatorskich, z własnej inicjatywy, na podstawie fotografii, stworzył makietę i rysunki techniczne organów.

Pomysł został jednak odłożony do szuflady na długi czas. Remont świątyni podjęto dopiero w latach 90. XX w. W 1997 r. kościół został poświęcony przez papieża Jana Pawła II, a w 2003 r. został ogłoszony bazyliką mniejszą. Temat odbudowy monumentalnego instrumentu wrócił rok później.

– Zostałem zaproszony przez ks. płk. Sławomira Żarskiego, proboszcza parafii, jako ekspert ds. organów. Dostałem też propozycję zostania organistą – wspomina. Podkreśla, że w związku z podjęciem posługi organisty poczuł się zobowiązany do podjęcia dzieła odbudowy instrumentu. Za zgodą proboszcza, dla zrealizowania tego celu powstała Fundacja Opus Organi. – Dzięki Bogu spotkaliśmy się z ogromną życzliwością wielu osób. Naszej inicjatywie zaczęło pomagać również miasto Wrocław, z prezydentem Dutkiewiczem na czele – mówi. W ciągu kilku lat działalności udało się zebrać trochę środków pieniężnych, jednak ciągle jest to kropla w morzu potrzeb. Orientacyjny koszt odbudowy to nawet ok. 10 mln zł.

Ostatnio pojawiła się niezwykła szansa na to, by po 40 latach ziściły się marzenia bardzo wielu osób. – We wrześniu miasto złoży wniosek o dofinansowanie projektu z tzw. funduszu norweskiego. Jest szansa, że już w lutym 2014 r. będzie decyzja o przyznaniu nam aż 75 proc. potrzebnych pieniędzy. Reszta ma być dołożona z budżetu Wrocławia, darowizn sponsorów i z fundacji – tłumaczy B. Tabisz. Kluczowym problemem jest termin zakończenia prac. Datą graniczną obowiązującą beneficjentów funduszu jest 30 kwietnia 2016 r. Inicjatorzy projektu wierzą jednak, że do tego momentu wszystko będzie gotowe i organy zabrzmią pełnią 54 głosów i 3077 piszczałek.

Skąd pieniądze?
Fundusz norweski jest związany z umową stowarzyszeniową Norwegii, Islandii i Liechtensteinu z Unią Europejską. Państwa te, chcąc mieć udział w gospodarczym rynku europejskim, zobowiązały się do przeznaczenia środków na inwestycje kulturalne w różnych krajach Wspólnoty. Dzięki temu jest możliwa realizacja takich projektów jak odbudowa organów w bazylice św. Elżbiety.