Koniec był blisko

Roman Tomczak

publikacja 17.02.2014 06:30

Po prawie 180 latach istnienia budynek zabytkowej lniarni w Mysłakowicach zniszczyły buldożery. Budynek, który był wzorem dla XIX-wiecznej przemysłowej Europy, jest na liście zabytków. Konserwator złożył wniosek do prokuratury.

Królewska lniarnia na widokówce z połowy XIX wieku Zasoby internetu /GN Królewska lniarnia na widokówce z połowy XIX wieku
Fabryka była dumą mieszkańców Mysłakowic

Pięciokondygnacyjny budynek powstał w latach 30. XIX wieku. Był trzonem fabryki, którą zbudowano jako Królewską Manufakturę Lniarską (Königliche Leinenmanufaktur). Zakład w Mysłakowicach przez dwa wieki budził zachwyt inżynierów i architektów w całej Europie. Na podstawie jego planów powstały m. in. zakłady w Żyrardowie (znane m. in. z „Ziemi obiecanej” Wajdy) i Bielefeld w ówczesnych Prusach.

Budynek wpisano 7 lat temu do rejestru zabytków. Był powodem do dumy mieszkańców Mysłakowic – budynek był jedyną zabytkową fabryką wśród zameczków Doliny Pałaców i Ogrodów. Koniec jego historii miał jednak odbyć się niespodziewanie i w sposób utajony.

– Nie wiedzieliśmy, że obecny właściciel zakładów lniarskich „Orzeł”, na których terenie znajduje się zabytek, sprzedał go innej osobie – mówi Wojciech Kapałczyński, konserwator zabytków z Jeleniej Góry. – Ta osoba bez zgody starostwa zaczęła budynek rozbierać – wyjaśnia. Swoją zgodę na rozbiórkę starostwo w Jeleniej Górze uzależniło od zgody konserwatora. Nowy właściciel nie zwrócił się jednak do niego z tą sprawą, prawdopodobnie uznając sprawę za z góry przegraną.

Wyburzanie zaczął więc na własną rękę i bezprawnie. – Jeszcze w weekend widziałem, jak budynek stał – opowiada Emil Mendyk, mieszkaniec Mysłakowic, przewodnik sudecki i promotor Dróg św. Jakuba w Polsce. – Przy nim stały już jakieś maszyny budowlane, spychacze i koparki, ale nic nie zapowiadało, że będą burzyć fabrykę – mówi. Większość osób przechodząc obok, myślało, że chodzi o naprawę uszkodzonego dachu. W czwartek wieczorem z zabytkowej fabryki została już tylko jedna trzecia dawnej kubatury. Reszta leżała w gruzach.

 Zniszczenia zabytkowego budynku są znaczne. Być może uda się jednak uratować najstarszą część fabryki   Roman Tomczak /GN Zniszczenia zabytkowego budynku są znaczne. Być może uda się jednak uratować najstarszą część fabryki
Mieszkańcy Mysłakowic byli wstrząśnięci. – To barbarzyństwo! – złości się Marek Burda, regionalista, kiedyś, w latach 80., pracownik lniarni. – Po kryjomu, wstydliwie, tając prawdziwe zamiary, pozbawia się nas wszystkich skarbu architektury przemysłowej, z jego historią i wielkim potencjałem. Ten budynek, jeśli już nie służył produkcji, można było zagospodarować na milion sposobów, i jeszcze by przynosił zyski gminie albo właścicielom – uważa Burda. Jeleniogórski konserwator zabytków złożył w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury oraz wystąpił w nakazem wstrzymania prac rozbiórkowych. – Może jeszcze nie jest za późno. Zdaje się, że nietknięta jest najstarsza część budynku. Być może tę część uda się uratować – mówi Wojciech Kapałczyński.

Miłośnicy starej architektury żałują, że o budynek nikt nie zadbał wcześniej. – W bliźniaczym budynku pofabrycznym w Bielefeld powstała Volkshochschule, czyli coś na kształt uniwersytetu trzeciego wieku i domu kultury – wskazuje jedno z rozwiązań Emil Mendyk. – Znamy wszyscy przykłady z warszawskiej Pragi, gdzie stare budynki przemysłowe, przebudowane na tzw. lofty, są dziś najdroższymi i najbardziej poszukiwanymi powierzchniami mieszkalnymi. W Łodzi z pofabrycznych XIX-wiecznych hal robi się wielkie domy towarowe i hotele. W Mysłakowicach, oddalonych o kilka kilometrów od zapchanego Karpacza i Jeleniej Góry, byłoby to znakomite miejsce na hotel. Wybrano jednak rozwiązanie najgorsze i najgłupsze – uważa. Ciekawostką jest to, że w ostatnich latach do Mysłakowic przyjeżdżały z Bielefeld wycieczki turystów, chcących zobaczyć bliźniaczy zakład.

Zakłady lniarskie w Mysłakowicach powstały w 1837 roku. Przez cały okres swojego istnienia jako jedna z niewielu fabryk w Europie produkował wyroby lniane „od A do Z”, czyli od pozyskania włókien z surowca, aż do gotowego produktu. W latach świetności lniarnia zatrudniała kilka tysięcy osób. Po wojnie upaństwowiono zakład, nadając mu wdzięczne imię „Orzeł”. Wyroby z „Orła” podbijały świat, sprzedawano je na wszystkich kontynentach. W 1961 roku „Orzeł” zadebiutował na Targach Poznańskich. W 1966 większość produkcji sprzedawano do USA, Anglii, Skandynawii, Niemiec i Australii. Zakład zatrudniał wtedy prawie 3 tysiące osób. Po 1989 r. nastały ciężkie czasy dla „Orła”. Zatrudnienie drastycznie zredukowano.

W 2010 zakłady „Orzeł” ogłosiły upadłość, a we wrześniu 2011 r. kupiła go w przetargu grupa polskich przedsiębiorców z branży lniarskiej. Nowi właściciele zapewniali wówczas, że zmodernizują fabrykę i postawią na rozwój i jakość. Zakład miał produkować nowe wzory i rodzaje tkanin lnianych oraz lniane opatrunki. Jednak zatrudnienie zredukowano do 25, później podwyższono do ok. 30. „Orzeł” produkuje obecnie głównie lniane bandaże. Produkcja nie odbywa się w głównym budynku, który od lat stał opuszczony. Zakłady „Orła” w Mysłakowicach są obecnie jedynym, obok fabryki „Świat Lnu” w Kamiennej Górze, zakładem produkującym wyroby lniarskie w Polsce.