Tajemnice małego Watykanu

ks. Rafał Kowalski

publikacja 28.02.2014 07:00

Józef Stalin uwieczniony w jednym z katedralnych witraży czy głowa człowieka uwięzionego w wieży matki wrocławskich kościołów, wysoko postawiony duchowny prowadzący spór o piwo i nakaz, by mieszkańcy Ostrowa Tumskiego posiadali broń. Nieznane historie przestają być nieznane.

Książka zawiera ponad 30 legend dotyczących Ostrowa Tumskiego ks. Rafał kowalski Książka zawiera ponad 30 legend dotyczących Ostrowa Tumskiego
Może też być wspaniałym przewodnikiem po katedrze

Wszystko dzięki wrocławskiemu historykowi, dziennikarzowi i nauczycielowi XIII Liceum Ogólnokształcącego. Po opublikowaniu serii książek dotyczących historii Dolnego Śląska i Wrocławia Wojciech Chądzyński wkroczył na mały Watykan. To oznacza jedno: Ostrów Tumski przestaje mieć tajemnice.

Gdyby nie sen
Dwa lata trwały prace nad książką „Tajemnice wrocławskiej katedry i Ostrowa Tumskiego”. W tym czasie pan Wojciech wertował przewodniki po tej części stolicy Dolnego Śląska, łącznie z najstarszymi z 1864 i 1906 r. Inspiracji i pomysłów dostarczali mu koledzy z Uniwersytetu Wrocławskiego oraz proboszcz katedry ks. Adam Drwięga. – Ten człowiek to kopalnia wiedzy – mówi o duchownym.

Dopowiada, że ma także wspaniałą grupę przyjaciół, którzy zawodowo przeszukują biblioteki, pisząc prace naukowe. – Kiedy znajdą coś na temat naszego miasta, natychmiast mi przysyłają. Tak było z informacjami tłumaczącymi, dlaczego Ostrów Tumski przestał być wyspą.

– Z odkrycia tej historii jestem bardzo dumny – mówi W. Chądzyński i opowiada, że kiedy książę Hieronim Bonaparte w 1807 r. zdobył Wrocław, jego brat cesarz Napoleon wydał rozkaz zburzenia murów obronnych wzniesionych przez króla pruskiego Fryderyka II Wielkiego. Planom tym sprzeciwiali się duchowni, obawiający się, że podczas wysadzania fortyfikacji zostaną zniszczone zabytkowe kościoły i kamienice. Książę Hieronim nawet obiecał biskupowi wrocławskiemu ocalenie murów. Słowa jednak nie dotrzymał przez… niezwykły sen. Dwa miesiące po złożeniu obietnicy ocalenia murów przyśnił mu się pruski król Fryderyk, który w otoczeniu generałów radził, w jaki sposób można pokonać Francuzów. Po przebudzeniu i sugestii adiutanta, iż to, co przyśniło się księciu, może być ostrzeżeniem „z góry” przed spiskiem, natychmiast wydał rozkaz zniszczenia umocnień Ostrowa Tumskiego. Gruzy, w jakie zostały zamienione mury, zasypały odnogę Odry, opływającą katedrę od strony wschodniej i północnej.

Kilka lat później na powstałym terenie założono ogród botaniczny. – Być może gdyby nie sen, Ostrów byłby nadal wyspą – mówi pan Wojciech. Od razu jednak dopowiada: – Ale Wrocław nie miałby ogrodu botanicznego. Ciekawe jest to, iż wiadomości na ten temat zdobył jego kolega przeszukujący dziewiętnastowieczne wydania „Gazety Poznańskiej”.

– Kiedy Wrocław był oblężony przez Francuzów, z Poznania przyjechał dziennikarz i jako korespondent wojenny opisywał batalię o miasto – tłumaczy historyk. Inne historie to efekt ożywiania niemieckich legend. Jedną z nich jest wytłumaczenie obecności skamieniałej głowy jednej z wież katedralnych. Podobno to efekt kary, jaką poniósł Henryk nieszczęśliwie zakochany w córce bogatego złotnika Franciszka.

Zbyt ubogi, by starać się o rękę pięknej Anny, przyłączył się do szajki napadającej podróżnych na śląskich drogach. Po dwóch latach nieuczciwej pracy zjawił się u niedoszłego teścia, prezentując swoje bogactwo. Niestety ten rozpoznał broszę, którą osobiście wykonał dla swojego przyjaciela. Wiedząc, że został on ograbiony i zabity, Franciszek wezwał strażników miejskich. Henryk zdołał uciec. Wieczorem jednak zakradł się do kamienicy złotnika i podłożył ogień. Sam zaś wszedł na południową wieżę katedry, by przyglądać się, jak pożar niszczy dom Franciszka. Kamienica się zawaliła. Gdy jednak podpalacz chciał opuścić punkt widokowy, poczuł, że obramowanie okienne zacisnęło się wokół jego szyi. Tak pozostał w katedralnej wieży do dnia dzisiejszego…

Wojna o piwo
Wiele historii opisanych przez pana Wojciecha jako legendy w rzeczywistości wydarzyło się naprawdę. Tak było w przypadku tłumaczenia obecności pocisku wbitego w prawą wieżę.

– Autentycznie była taka siostra zakonna, która przechodząc z grupą ok. dwudziestu osób obok ruin kościoła i słysząc świst nadlatującego pocisku, podniosła wzrok ku górze i widząc osmoloną figurę św. Jadwigi, prosiła ją o ocalenie – opowiada historyk. – Pocisk wbił się w wieżę, jednak nie eksplodował. Dla człowieka wierzącego to nadzwyczajna interwencja. Ja ubrałem ją w formę legendy. Podobnie było w przypadku historii powstania rzeźby św. Wincentego umieszczonej w południowej ścianie wrocławskiej katedry. – Istniał zakład kamieniarski i był młody rzeźbiarz, walczący z chorobą. Podobno kiedy spod jego dłuta wyszła figura świętego, ten przyśnił się twórcy i w nocy uzdrowił go. Dlaczego w to nie wierzyć, skoro ówczesny biskup stwierdził cud? – puentuje W. Chądzyński.

Nie wszystkie historie miały niestety tak religijny charakter. W 1273 r. Henryk IV Prawy przyznał wrocławskiej radzie miejskiej przywilej, na mocy którego miała ona wyłączność na rozwożenie piwa po mieście. Duchowni z Ostrowa Tumskiego, nie chcąc płacić za dostarczanie trunku, zaczęli sprowadzać go potajemnie. Radni postanowili ten proceder ukrócić.

Pewnego dnia furmankę ze znakomitym piwem świdnickim, przeznaczonym dla dziekana kapituły katedralnej, zatrzymali strażnicy, konfiskując ładunek. Duchowni odwdzięczyli się miastu interdyktem. Interweniował sam papież, przysyłając do miasta komisję rozjemczą. W końcu udało się osiągnąć ugodę. Zgodnie z postanowieniami biskup cofnął klątwę, a rajcy zgodzili się, by księża zaopatrywali się w piwo bez ich pośrednictwa. Nie wolno im było jedynie trunkiem handlować.

– Piwo świdnickie było w tamtym czasie jednym z najlepszych ze względu na wspaniałej jakości wodę, a Ostrów Tumski był eksterytorialnym terenem – tłumaczy pan Wojciech. – Przy moście Tumskim istniał słup graniczny. Z jednej strony był herb Czechów, z drugiej – urzędującego biskupa. Władza miejska nie sięgała na wyspę, tak więc kiedy przestępca uciekł na Ostrów Tumski, nie można go było aresztować. To oderwanie wyspy od miasta było częstym powodem konfliktów między władzą duchowną i świecką – puentuje.

Autor „Tajemnic” przyznaje, że często słyszy „Wojtek, zrobiłeś genialną rzecz. Idę ulicą, widzę budynek i od razu przypomina mi się historia z nim związana. Dzięki Tobie znam Wrocław”. – Mam tę frajdę, że moja praca pozwala wrocławianom lepiej poznać historię ich miasta – mówi i precyzuje: – Ostatnio ktoś opowiadał mi, że dwie osiemdziesięcioletnie panie poszły z moją książką do katedry i czytając, przechodziły od jednego opisywanego obiektu do drugiego. Któraś z nich miała powiedzieć: „Wreszcie zobaczyłam katedrę”.

***

Szef kazał… i tak się zaczęło
Z Wojciechem Chądzyńskim rozmawia ks. Rafał Kowalski.

Ks. Rafał Kowalski: To już czwarta Pana książka na temat historii Wrocławia, jednak ta dotyczy szczególnego miejsca. Nie bał się Pan, że komuś się narazi, publikując tajemnice Ostrowa Tumskiego?

Wojciech Chądzyński: Nie, dlatego, że są to fakty. Nawet w tych legendach jest sporo prawdy. Ja miałem to szczęście, że byłem ministrantem w katedrze i wówczas jeden z kapłanów posługujących w matce wrocławskich kościołów znał ludzi, którzy mieszkali we Wrocławiu przed wojną. Dzięki temu miał ogromną wiedzę na temat katedry i Wyspy Tumskiej. Po Mszy św. siadaliśmy przy herbacie, a on opowiadał różne anegdoty, historie i legendy. To gdzieś mi zostało w głowie. Później, gdy pracowałem w „Słowie Polskim”, redaktor naczelny polecił, bym pisał o historii stolicy Dolnego Śląska. Nie chciałem, ale skoro szef kazał, nie miałem innego wyjścia. W pewnym momencie zaskoczyłem. Spodobały mi się poszukiwania, dociekanie, grzebanie w archiwach. Tym bardziej że czytelnicy chwalą, iż przekazuję zdobyte informacje językiem, który łatwo się czyta.

I tu jest niebezpieczeństwo. Bo takim językiem pisze Pan o kanoniku siejącym zgorszenie, którego płyta nagrobna znajduje się w katedrze, portrecie Józefa Stalina na jednym z witraży czy sporze o piwo, jaki wiódł jeden z administratorów diecezji z rajcami. Nie było pokusy, żeby pewne elementy przemilczeć?
To by nie było uczciwe. Skoro wiarygodne dokumenty o tym mówią, dlaczego to zasłaniać? Uważałem, że jeśli ktoś te materiały znalazł, trzeba to przekazać dalej.

Książka ma być zatem próbą ocalenia od zapomnienia dawnych podań?
Proszę zwrócić uwagę, że Wrocław w 1945 r. stracił historię. Wszyscy mieszkańcy zostali z tego miasta wyrzuceni, a przyjechała tu grupa ludzi, dla których było to obce miejsce. Dopiero z czasem pojawiały się osoby, które zaczęły przywoływać tę historię. To były jednak opracowania naukowe, pisane trudnym językiem. Jako historyk musiałem je czytać i zacząłem przekładać na język zrozumiały dla każdego czytelnika.

Nie byłbym sobą, gdybym nie zapytał, czy ma Pan już materiał na kolejne książki?
Nie będę ukrywał, że tak.

Uchylmy przynajmniej rąbka tajemnicy.
Pracuję nad zbiorem legend wrocławskich, z tym że każda legenda, którą przytoczę, będzie okraszona sporym materiałem historycznym. Znajdzie się tam m.in. legenda o szermierzu stojącym przy Uniwersytecie Wrocławskim, a przy niej wiadomości na temat twórcy fontanny, okoliczności jej powstania oraz informacje, że takie same rzeźby stoją na terenie Niemiec. Wyjaśnię także, skąd wzięły się postacie przy wejściu do Piwnicy Świdnickiej. Więcej nie zdradzę.