Powrót dragona

ks. Piotr Sroga

publikacja 13.07.2014 06:00

Rzeźby mają ponad 2 metry i są atrakcją turystyczną. Dzięki nim wiele osób poznaje historię tych Warmii.

Postać bp. Ignacego Krasickiego KS. PIOTR SROGA /GN Postać bp. Ignacego Krasickiego

Sztuka może przybliżać historię. W Lidzbarku Warmińskim i w okolicach grupa artystów postanowiła umieścić w krajobrazie Warmii owoce swojej twórczej pracy.

Drewniany podręcznik historii
– Monumentalne rzeźby są dla mnie wyzwaniem. Robię je od kilku lat. Teraz podjąłem temat „Dawni mieszkańcy Lidzbarka Warmińskiego”. Chodziło oczywiście o sławne postacie. Zebrałem kilku artystów, którzy podjęli się wejść w projekt: Tomek Olszewski, Jola Parol, Wiesiek Borzomański. Proces rzeźbienia trwał około 3 miesięcy. Pracownią było boisko przy Gminnym Ośrodku Kultury i Sportu w Pilniku. Rzeźbiarze spotykali się codziennie około godz. 8.00 i dłubali w drewnianych klocach. Zaczęło się od wyciosywania i szukania formy. Tak powstawały powoli zarysy poszczególnych postaci: Kopernika, Krasickiego, Batorego, Hozjusza, Kromera, Watzenrodego – wyjaśnia Józef Mika, dyrektor ośrodka.

Każda rzeźba waży około pół tony i ma ponad 2 metry wysokości. Wszystkie wystawiono w hotelu Krasicki w Lidzbarku Warmińskim. Z ich umieszczeniem w jednym z korytarzy był nie lada problem. Każdą postać na pasach wnosiło 8 strażaków. Także proces ładowania i przewożenia był skomplikowany.

– Trzeba było się trochę namęczyć, ale zostanie na kilkadziesiąt lat interesujący zapis historyczny. Chodziło nam o to, żeby w miejscu, w którym żyły te osoby, upamiętnić je – mówi Józef Mika. Wystawa została zainstalowana w kwietniu i potrwa jeszcze jakiś czas. Co potem się stanie z rzeźbami? Wstępnie wiadomo, że każda znajdzie swoje miejsce w terenie. Krasicki zostanie umieszczony na terenie gminy Lidzbark Warmiński. Kopernik będzie atrakcją trasy rowerowej, aby rowerzyści utożsamili znanego astronoma z Warmią. Będzie to także dobra lekcja historii.

Nieudana szarża
Jedna z drewnianych postaci stoi już w Ignalinie. Dlaczego tam? Chodzi o rzeźbę napoleońskiego dragona, którą ustawiono w centrum miejscowości.

– Wszystko zaczęło się trzy lata temu. W Bobrowniku rolnik wyorał kilka guzików z epoki napoleońskiej. Zawiadomił Stowarzyszenie Historyczno-Archeologiczne z Lidzbarka Warmińskiego. Po wstępnych badaniach wykrywaczem metali okazało się, że pod ziemią coś się znajduje. Zostawiono całą sprawę na jakiś czas, aby załatwić formalności w Urzędzie Ochrony Zabytków. Chodziło o podjęcie prac pod okiem fachowca – archeologa. Podejrzewano bowiem, że jest to miejsce pochówku – mówi Marek Werbicki.

Załatwianie formalności trwało rok. Potem rozpoczęły się wykopaliska. Były problemy ze zlokalizowaniem miejsca odkrycia, jednak w końcu odnaleziono kompletny szkielet. Pod ziemią znajdowały się także kawałki munduru, zaszyte w rękawie monety, resztki ładownicy i guziki.

– Po dokładnych badaniach uznano, że był to napoleoński żołnierz. Wskazówką były guziki i resztki munduru. Okazało się, że na polu w Bobrowniku pochowano dragona z 14. pułku. Mógł mieć około 30 lat. Na opasce hełmu zachowała się wyszyta końcówka nazwiska: „-oux”. Niestety jest to końcówka we Francji tak powszechna, jak końcówka „-ski” w nazwiskach polskich – wyjaśnia Marek Werbicki.

Szkielet wykopano i przekazano do Zakładu Medycyny Sądowej. Na podstawie badań i analizy historii bitwy z roku 1806 stworzono prawdopodobną rekonstrukcje zdarzeń. Z opisu działań wojennych wywnioskowano, że do potyczki pułku, do którego należał dragon, doszło w innym miejscu, w okolicach Redy. Bitwa toczyła się na przestrzeni 5 km. Tam żołnierz doznał urazu głowy tępym narzędziem. Ranny dojechał do miejsca, gdzie zmarł i ktoś go pochował.

– Najistotniejsze, że jest to jedyny znaleziony szkielet z czasów tej bitwy. Mimo że zginęło tu około 20 tys. ludzi, nie znaleziono do tej pory całego szkieletu. Prawdopodobnie panował wtedy zwyczaj palenia zebranych z pola walki zwłok – mówi Werbicki. Postanowiono francuskiemu żołnierzowi urządzić pogrzeb. Ks. Kazimierz Migacz celebrował liturgię żałobną, obecny był także attaché ambasady francuskiej wraz z małżonką. Na razie na grobie stoi brzozowy krzyż, ale planowane jest wzniesienie pomnika. Przed cmentarzem ustawiono także rzeźbę francuskiego dragona, która ma przypominać o tej niezwykłej historii.

Oderwać od komputera
Wystawa została bardzo dobrze przyjęta. Goście hotelowi robią sobie zdjęcia na tle rzeźb, a przy okazji zapoznają się dziejami regionu. Organizatorzy odbierają telefony z podziękowaniami. Pierwotnie wystawa miała trwać miesiąc, ale przedłużono ja do trzech miesięcy, gdyż tak duże było zainteresowanie.

Gminny Ośrodek Kultury i Sportu w Pilniku jest miejscem, gdzie powstaje wiele interesujących inicjatyw. Od 1995 roku prowadzi go Józef Mika, artysta rzeźbiarz i malarz. Systematycznie odbywają się tu wernisaże malarskie i rzeźbiarskie.

– Za każdym razem jest to wydarzenie artystyczne wysokiej rangi, gdyż zapraszamy także zespoły muzyczne i kabaretowe. Następuje integracja rzeźby, malarstwa, muzyki i kabaretu. Przychodzi zawsze sporo ludzi – mówi Józef Mika. Ostatnio odbyło się kilka wernisaży. Na jednym z nich prezentowano prace Grzegorza Gwiazdy, wykładowcy Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Przyszło ponad 200 osób. Część muzyczno-kabaretowa została przygotowana przez Artura Andrusa, Czerwony Tulipan, Czystych jak Łza, Kapelę Jakubową, Piotra Rosteckiego, Apolinarego Poleka.

– Postęp techniczny, wszechobecność komputerów i internetu, zaburza nasze doznania estetyczne. Dlatego zależy mi na tym, aby jak najwięcej osób uwrażliwiać na piękno, które jest wokół nas – nie w komputerze. Włączyliśmy w ten proces młodzież z okolicznych miejscowości i to jest wielka wartość. Młodzi ludzie chcą w tym uczestniczyć. Oczywiście trudno ich przyciągnąć i oderwać od szklanego ekranu. Ponadto na poszczególne projekty trzeba zdobyć pieniądze – mówi Mika. Gmina prowadzi i finansuje ośrodek i dzięki temu jest podstawa do działania. Pomocne są różne instytucje, które włączają się w realizację poszczególnych projektów. Także starostwo i prywatni sponsorzy chętnie pomagają. Zdarza się jednak, że dyrektor ośrodka w Pilniku maluje kilka obrazów i je sprzedaje, aby uzyskać fundusze na realizację swoich pomysłów. Zresztą wieloletnia praca zaowocowała już nowymi powołaniami do pracy artystycznej. Wyrosło pokolenie uczniów, którzy zawodowo zajmują się rzeźbieniem i malowaniem. Ich wystawy krążą nie tylko po Polsce, ale pokazywane są także miedzy innymi w Portugalii i Hiszpanii.

Nie samym chlebem
Mówi Jarosław Kogut, wicestarosta lidzbarski: – Każda instytucja stoi człowiekiem. Ważne jest to, aby ci, którzy pracują w kulturze, czuli swoje powołanie. Nie da się zrobić czegoś dobrego, jeśli człowiek nie czuje wewnętrznego przekonania i nie ma talentu. W przypadku ośrodka w Pilniku znalazła się osoba, przygotowana duchowo i merytorycznie. Mamy za sobą dobre doświadczenie kilkuletniej współpracy. Józef Mika czasem przychodzi do nas z konkretnymi inicjatywami, czasem my podajemy jakieś projekty. Jest to obustronnie otwarta współpraca. Kultura jest bardzo ważna, bo „nie samym chlebem człowiek żyje”. Potrzebujemy jej dla osobistego rozwoju. Dlatego ważne jest, ile pieniędzy przekazuje się na rozwój kultury. Powiat nie szczędzi pomocy organizacjom pozarządowym.