Wąsy Chrobrego

Stefan Sękowski

publikacja 09.10.2014 00:15

Jan Matejko rysował władców tak sugestywnie, że dziś nie potrafimy sobie ich wyobrazić inaczej niż przez pryzmat jego „Pocztu królów i książąt Polskich”.

Daria Kordowska, konserwator z Muzeum Narodowego we Wrocławiu, z  matejkowskim Bolesławem Chrobrym roman koszowski /foto gość Daria Kordowska, konserwator z Muzeum Narodowego we Wrocławiu, z matejkowskim Bolesławem Chrobrym

Za czasów panowania polskich monarchów nie było aparatów fotograficznych. A jednak wszyscy „wiemy”, że Kazimierz Wielki był potężnie zbudowanym mężczyzną o długiej brodzie, a Bolesław Chrobry dumnie patrzącym w dal wojem o kręconych włosach i gęstych wąsach. Wyobrażenia autorstwa Jana Matejki wbiły się w nasze głowy do tego stopnia, że nie potrafimy inaczej myśleć o polskich władcach niż przez pryzmat 44 rysunków składających się na „Poczet królów i książąt polskich”.

A przecież mogło być zupełnie inaczej. „Poczet” Matejki to jeden z wielu zbiorów wizerunków panujących w naszej ojczyźnie monarchów. Przykładowo jeszcze w XVIII wieku Zamek Królewski w Warszawie podobiznami polskich królów ozdobił inny wybitny malarz, Włoch Marcello Bacciarelli. Do odtworzenia pierwowzorów starannie się przygotowywał, odrysowując m.in. głowy z wawelskich nagrobków, ale także drobiazgowo studiując inne wcześniejsze wizerunki. Artysta z Italii widział na przykład Bolesława Chrobrego i Władysława Jagiełłę jako brodatych mężczyzn – a przecież każdy Polak „wie”, że wcale tak nie wyglądali. To jednak nie brody zdecydowały o tym, że wizerunki te nie utrwaliły się na stałe w naszej pamięci, tylko zbieg talentu Matejki i epokowych okoliczności.

Kolekcjonerzy królów
Gdy krakowski artysta w 1890 roku otrzymał od wiedeńskiego wydawcy Maurycego Perlesa zlecenie naszkicowania ilustracji do książki o polskich królach i książętach, był już uznanym malarzem historycznym. – Pod koniec XIX wieku wśród narodów zamieszkujących Austro-Węgry zapanowała wielka fascynacja własną historią. Habsburgowie mieli zupełnie inne podejście niż inni zaborcy, którzy rusyfikowali lub germanizowali. Perles oczekiwał więc dobrego zarobku, zarówno wydając „Poczet” w języku polskim, jak i niemieckim – tłumaczy Grzegorz Wojturski, jeden z kuratorów wystawy „Poczet królów Polskich Jana Matejki”, którą wciąż jeszcze można oglądać w Muzeum Narodowym we Wrocławiu. Zebrane rysunki, opatrzone opisami historyka, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego Stanisława Smolki, wychodziły od 1893 roku najpierw w formie oddzielnych zeszytów, które zbierali ówcześni kolekcjonerzy. Na chętnych czekała pod koniec edycja „ekskluzywna”, w formie książki, w której zebrano wszystkie rysunki i opisy.

Ale zanim do tego doszło, Matejkę czekały dwa długie lata pracy. Zabrał się do niej z właściwą sobie skrupulatnością, starając się odtworzyć szczegóły wyglądu władców możliwie najwierniej. Miał w tym zresztą wprawę, jako twórca licznych obrazów przedstawiających królów i książąt w różnych scenach rodzajowych. Wielu monarchów ma na różnych dziełach twórcy podobne rysy – np. widzimy, że na obrazie „Barbara Radziwiłłówna i Zygmunt August” oraz na rysunku z „Pocztu” występuje ta sama osoba. Matejko latami studiował historyczne stroje, już wcześniej publikowł ich szkice w książce „Ubiory w Polsce 1200–1795”. Nie oznacza to, że Matejko odcinał kupony od dawnej sławy: gdy przygotowywał się do rysowania „Pocztu”, pogłębiał swą wiedzę, kupując historyczne stroje, wertując księgi w bibliotekach; miał także dostęp do potężnych zbiorów numizmatycznych Emeryka Hutten-Czapskiego, dzięki którym mógł na przykład dowiedzieć się, jak w przybliżeniu wyglądały rysy twarzy władców.

Twórcza archeologia
A co robił, gdy nie dysponował żadnymi źródłami dotyczącymi wyglądu wczesnych władców? W takich przypadkach sięgał po symbolizm. Tak tworzył choćby wizerunek Mieszka I. – Twarz jego nie ma jeszcze rysu polskiego, bo był to dopiero zawiązek kraju, a więc król [autor tych słów pomylił się: Mieszko nie był koronowanym władcą – przyp. aut.] ma twarz wschodnią, ogólnie słowiańską, z odcieniem jeszcze pogańskiego życia, które niedawno porzucił – tak rekonstruował podejście Matejki do twarzy pierwszego władcy chrześcijańskiej Polski w swoich pamiętnikach jego najbliższy współpracownik Marian Gorzkowski. Również twarz żony władcy, Dąbrówki, musiała być piękna, bowiem otaczała ją „sława zaprowadzenia w Polsce chrześcijaństwa”. Gdy jednak Matejko miał dostęp do źródeł (czy to pisanych, czy ikonograficznych), starał się oddać wygląd postaci jak najdokładniej. Tak było w przypadku Kazimierza Wielkiego. Gdy artysta był świadkiem otwarcia jego grobu, naszkicował jego czaszkę. Rysując poczet, naniósł na szkic także skórę. – Na podstawie więc swoich badań nad czaszką Matejko twierdził stanowczo, że rzeźbiona na sarkofagu Kazimierza głowa nie była podobna do żyjącego wówczas króla; że rzeźbiarz mógł pomylić się, nie mając dokładnych wzorów, tym bardziej że król do podobizny tej głowy nie mógł rzeźbiarzowi sam osobiście pozować – pisał Gorzkowski. Można wręcz powiedzieć, że twarz ostatniego Piasta na polskim tronie została przez artystę drobiazgowo zrekonstruowana.

A jednak Matejce zdarzała się niekonsekwencja. Niektórzy z władców noszą stroje wyraźnie niepasujące do epoki, w której żyli. Na przykład Konrad Mazowiecki nosi kirys z XVI wieku, a przecież żył on w XIII wieku. – To umyślny zabieg: w ten sposób Matejko chciał nawiązać do czasów, w których pokonany został zakon krzyżacki, sprowadzony na polskie ziemie właśnie przez księcia Konrada – opowiada Wojturski. Z kolei duża ozdoba na piersi Bolesława Krzywoustego zawiera profil Bolesława Chrobrego, umieszczony na denarze z czasów panowania tego władcy. – Rysownik chciał porównać do siebie dwóch władców, którzy odnieśli wielkie zwycięstwa z Niemcami. Matejko prezentował postawę antyniemiecką – mówi historyk sztuki.

Popkulturowy fenomen
Celem Matejki nie było więc tylko przekazanie suchej informacji na temat wyglądu władców, ale także swojej opinii na temat ich psychiki oraz dokonań. Dlatego z rycin patrzą na nas często królowie dumni i świadomi swojej pozycji. Choć nie zawsze – na przykład portret Augusta III zmierza w kierunku… karykatury. Pulchny człowieczek jakby na siłę wbity w szlachecki kontusz, w niepasującej do reszty stroju fryzurze i dziwacznej czapce, zamiast berła trzyma w ręce… filiżankę. Jego następca Stanisław August Poniatowski już nie potrafił odwrócić zaniedbań Sasa. Choć trzeba mu przyznać, że próbował. W dłoni trzyma egzemplarz Konstytucji 3 maja. Przyjmuje inną postawę niż pozostali władcy: odwrócony jest do widza plecami, z profilu, patrzy w dal. Czy wie, że będzie ostatnim polskim królem?

Wielu osobom wydaje się, że rysunki Matejki były kolorowe. Tymczasem oryginalny „Poczet” jest czarno-biały. Już po śmierci autora jego dwaj uczniowie, Zygmunt Papieski i Leonard Stroynowski, namalowali kopie rysunków, kadrując je inaczej, skupiając się wyłącznie na twarzach.

– Są nieco wydłużone, brakuje im matejkowskiej głębi. Wersja pierwotna jest lepsza artystycznie. Mistrz Jan był bardzo fachowy w szczegółach, twarze władców wykazują głębię charakteru – mówi Wojturski. Trzeba jednak oddać sprawiedliwość uczniom mistrza, że jego rysunki sławę zawdzięczają zarówno popularyzacji słowa drukowanego, jak i ich kolorowym interpretacjom. W przypadku „Pocztu” możemy wręcz mówić o popkulturowym fenomenie. Jeszcze przed II wojną światową na banknotach pojawiła się podobizna Bolesława Chrobrego – także dziś jego wizerunek oraz kilku innych władców widnieje na polskich pieniądzach. Królowie patrzyli także na pokolenia polskich dzieci i dorosłych z okładek zeszytów, naklejek czy znaczków pocztowych.

Gdyby nie to, dostęp do oryginalnych rysunków Matejki byłby bardzo utrudniony. Dziś znajdują się we wrocławskim Muzeum Narodowym, ale oglądać je można bardzo rzadko, ponieważ wymagają nieustannej troski konserwatorskiej.

Na Dolny Śląsk trafiły okrężną drogą. Dwa lata przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości dzieła sztuki odkupił od wydawcy ziemianin Bolesław Orzechowicz. Podarował je później miastu Lwów, a w 1946 roku rysunki przyjechały do Wrocławia. Wystawa w Muzeum Narodowym, która potrwa do 12 października, jest wyjątkową okazją, by stanąć oko w oko z historycznymi postaciami. I dzięki matejkowskiej wizji zadumać się nad chwalebnymi i przykrymi momentami naszej historii.