Góralski Bond

Jan Głąbiński

publikacja 23.10.2014 06:42

Wojenna historia Podhala. Ludwikę Słodyczkę na rozstrzelanie hitlerowcy zabrali wtedy, gdy karmiła piersią swe dziecko. Zapłaciła życiem za działalność męża – członka oddziału partyzanckiego „Szarota”.

Rok 1942. Nowe Bystre Archiwum Zbigniewa Sikory /Foto Gość Rok 1942. Nowe Bystre
Od lewej z tyłu: Jan Słodyczka „Baca”, Ludwika Słodyczka „Baca” (zastrzelona 7.12.1943 r.), Bronisława Molek „Loska” (zastrzelona 6.11.1943 r.) Od lewej z przodu dzieci Jana i Ludwiki: Stanisław, Anna, Jan

Przypomina o tym książka „Krwawy ślad”, która jest próbą pokazania walki górali z niemieckim okupantem w wielu podtatrzańskich miejscowościach. To mocna przeciwwaga wobec goralenvolku.

Jej autor Zbigniew Sikora pochodzi z Nowego Bystrego. Z wykształcenia jest technikiem, ale lokalna historia pochłonęła go bez reszty. Materiały do książki zbierał od ośmiu lat.

– Początkowo sądziłem, że to będzie mała broszura ze wspomnieniami o partyzanckim oddziale. Jednak ciągle dochodziły nowe informacje – wspomina.

W książce opisuje oddział partyzancki Wojciecha Bolesława Duszy ps. „Szarota” z Odrowąża Podhalańskiego. Publikacja wywołała wiele emocji.

– Na promocji podszedł do mnie starszy mężczyzna i z wielkim oburzeniem powiedział, żebym nie myślał, iż swoją książką przykryję goralenvolk [współpracę górali z Niemcami podczas okupacji – przyp. aut.] – opowiada autor.

Z wydaniem książki miał poważny problem. Podobnie było z artykułami, np. w historycznych wydaniach ogólnopolskich czasopism.

– Najpierw redaktorzy byli zaciekawieni historiami, o których pisałem. Jednak później dostawałem telefon, że to temat bardziej lokalny, który nie zainteresuje czytelników w całej Polsce – opowiada pan Zbigniew.

To nie są złodzieje!
Oddział wspomnianego „Szaroty” znajdował się w strukturze Armii Krajowej. Sam „Szarota” był niezwykle ciekawą postacią.

– Zdziwiłem się, że nie ma żadnego porządnego opracowania na jego temat, a te, do których dotarłem, często zawierały wiele błędów – mówi Zbigniew Sikora.

Wojciecha Duszę można nazwać góralskim „Bondem”. – Był bardzo odważny i lubił adrenalinę. Często zmieniał swój wygląd i potrafił się przebrać w mundur gestapowca, w którym poruszał się po Podhalu. Znał bardzo dobrze ludzi w wielu podhalańskich miejscowościach, bo prowadził handel obwoźny. W ten sposób zachęcał ludzi z wiosek do współpracy – opowiada autor „Krwawego śladu”.

Oddział „Szaroty” liczył około 20–30 żołnierzy, którzy stale przebywali u jego boku. Rozprawiali się z bandami złodziei, które grasowały w regionie.

– Kiedy rozpocząłem pracę nad książką, byłem przekonany, podobnie jak większość starszych osób w naszych wioskach, że oddział „Szaroty” był jedną z takich szajek. Taki obraz wyłania się z wielu historii opowiadanych przez ludzi. Jednak nie znajdują one potwierdzenia w dokumentach, do których dotarłem, prowadząc kwerendę w Instytucie Pamięci Narodowej – przekonuje pan Zbiegniew.

Śmierć na śniegu
Kiedy Niemcy rozpracowali oddział „Szaroty”, rozpoczęli pacyfikacje wiosek, w których byli jego żołnierze. Do jednej z nich doszło 7 grudnia 1943 roku w Nowem Bystrem. Padał wtedy śnieg.

– Moja mama bardzo dobrze pamięta ten dzień. Kiedy wracała ze szkoły, widziała jak Niemcy wieźli rozstrzelanych na saniach. Z ciał ciągle kapała krew. Czerwony ślad ciągnął się ponad 3 km, aż do cmentarza. Oprawcy nie pozwolili na godny pochówek, sanie zatrzymały się tylko na bardzo krótką modlitwę przy kościele – opowiada Z. Sikora. To właśnie do tej historii nawiązuje tytuł publikacji.

W książce można znaleźć bardzo wzruszające opowieści. Niemcy kilkakrotnie próbowali złapać Jana Słodyczkę ps. „Baca” z Nowego Bystrego, który ściśle współpracował z „Szarotą”. Podczas kolejnej pacyfikacji 6 listopada 1943 roku, „Baca” ukrył się na sianie. Niemcy kazali zrzucać to siano jego żonie oraz Bronisławie Molek ps. „Loska”, która pomagała mu w gazdówce. Gdy to robiły, Słodyczka zakopywał się coraz głębiej. Niemcy zagrozili kobietom, że jeśli go nie wydadzą, zostaną rozstrzelane. Kazali Bronisławie oraz żonie „Bacy” wyjść na śnieg i położyć się na ziemi. Przeładowali broń. I wtedy rozległ się straszny płacz pozostawionej w domu trójki dzieci „Bacy”. Ich matce Niemcy darowali życie, ale 26-letnią Bronkę zastrzelili – opowiada pan Zbigniew.

Niemcy wrócili do domu „Bacy” po miesiącu. Jego żonę Ludwikę zabrali na rozstrzelanie, gdy karmiła piersią swoje najmłodszego dziecko.

Przesłanie dla młodych
Zbigniew Sikora w książce przeprowadza też – jako tło historyczne opisywanych wydarzeń – ciekawą kwerendę dotyczącą np. kontyngentów, czyli przymusowego oddawania inwentarza Niemcom.

– Podczas wojny lato nie zawsze było urodzajne. Górale sami dla siebie nie mieli więc wystarczająco dużo zboża. Aby wywiązać się z obowiązkowych dostaw, niejedna rodzina musiała kupić zboże i oddać oprawcom – mówi.

Autorowi „Krwawego śladu” zależało, aby w publikacji pokazać także to, jak żyło się wtedy ludziom. By młodszy czytelnik lepiej zrozumiał wszystko, co działo się w czasie II wojny światowej.

Do Zbigniewa Sikory ciągle zgłaszają się osoby, które chciałyby rozwinąć kilka wątków, przedstawić swoją wersję wydarzeń. Opowiadają też o innych historiach, które warte są opisania, np. z rejonu Białego Dunajca, gdzie górale zapisali piękną kartę w historii w walce z okupantem.

– Spotykam się ze starszymi góralami, którzy decydują się na rozmowę. Nierzadko jest to utrudnione przez chorobę. Osoby, które współpracowały z „Szarotą”, często o tym nikomu nie mówiły ze względów bezpieczeństwa. Zdarzało się tak, że nawet żona i dzieci nie wiedziały, co ich mąż i tata robi w lesie. Niestety, wielu z nich swoją wiedzę zabrało na tamten świat – mówi Zbigniew Sikora.

O postawie górali w czasie II wojny światowej autor „Krwawego śladu” chętnie opowiada uczniom podhalańskich szkół, m.in. w Cichem i Bukowinie Tatrzańskiej. – Zachęcam młodzież do poznawania swojej historii. Chodzi o to, aby młody człowiek żył godnie, aby kiedyś jego potomkowie byli dumni z niego, tak jak my jesteśmy dumni z bohaterskiej postawy oddziału „Szaroty” i wszystkich innych, o których jeszcze nie wiemy wszystkiego – tłumaczy pan Zbigniew.

Dał się we znaki Niemcom
Wojciech Bolesław Dusza urodził się 1 września 1912 roku w Odrowążu Podhalańskim. W okresie międzywojennym uczył się w gimnazjum w Nowym Targu (obecnie I LO im. Seweryna Goszczyńskiego), a na początku lat 30. odbywał zasadniczą służbę wojskową w marynarce wojennej. Dosłużył się w niej stopnia starszego bosmana. Po wyjściu z wojska związał swe życie z żeglugą śródlądową, zamieszkując na stałe w Puławach.

We wrześniu 1939 r. walczył w szeregach Flotylli Pińskiej, a następnie zaangażował się w tworzenie struktur konspiracyjnych ZWZ na terenie Puław. Zagrożony aresztowaniem wiosną 1941 r. wyjechał z Puław na rodzinne Podhale, gdzie nawiązał kontakt z miejscowymi placówkami podziemia. Był organizatorem i dowódcą pierwszego na Podhalu zbrojnego oddziału Armii Krajowej, przyjmując pseudonim „Szarota”.

W 1943 r. jego działalność boleśnie odczuli Niemcy i ich kolaboranci. Jednak już jesienią na oddział spadły pierwsze ciosy. Przeprowadzono pacyfikacje w miejscowościach: Biały Dunajec, Bielanka, Bustryk, Ciche, Czarny Dunajec, Czerwienne, Dział, Dzianisz, Koniówka, Ludźmierz, Morawczyna, Nowe Bystre, Podczerwone, Raba Wyżna, Ratułów, Rdzawka, Zakopane, Ząb. Zginęło 96 osób związanych z oddziałem „Szaroty” lub udzielających mu pomocy.