Reporter sprzed wieków

ks. Tomasz Lis

publikacja 11.08.2015 06:00

Przez wieki jego kronika była podstawowym podręcznikiem historii. Na jej kartach o Sandomierzu wspomina aż 161 razy, podkreślając znaczenie historyczne i polityczne miasta. W ufundowanym przez Jana Długosza domu mieści się dziś Muzeum Diecezjalne.

Archiwalny portret Jana Długosza zdjęcia ks. Tomasz Lis Archiwalny portret Jana Długosza

Jednym z najbardziej rozpoznawalnych zabytków Sandomierza jest dom, który Jan Długosz ufundował dla katedralnych księży mansjonarzy. Sam będąc kanonikiem miejscowej kolegiaty, zadbał o byt dla księży, którzy odpowiedzialni byli za sprawowanie liturgii w świątyni. W archiwum kapituły zachowały się listy pisane do miejscowych kanoników. Wykazywał w nich zainteresowanie się nie tylko budową domu, ale także ich pobożnością.

Kanonickie ślady

– Tak naprawdę nie wiadomo, czy Jan Długosz przebywał w Sandomierzu. Istnieje na to wiele wskazówek, ale nie jest to potwierdzone w dokumentach – zaznacza Urszula Stępień, kustosz Muzeum Diecezjalnego. – Był przede wszystkim kanonikiem sandomierskiej kolegiaty. Z tą funkcją w tamtych czasach wiązały się także określone dobra, którymi sam bądź przez swoich delegatów zarządzał – dodaje pani kustosz.

Długosz jako młody student został zauważony przez ówczesnego biskupa krakowskiego Zbigniewa Oleśnickiego, także związanego z Sandomierzem. To na jego dworze Jan rozpoczął swoją karierę urzędniczą i rozwinął zmysł praktyczny. Dostał się tam w 16. roku życia. Początkowo był notariuszem, później sekretarzem, wreszcie kanclerzem i najbliższym zaufanym bp. Zbigniewa.

– To z czasów, gdy był notariuszem bp. Oleśnickiego, zachował się w archiwach sandomierskiej kolegiaty dokument firmowany jego ręką. Jego treść dotyczy opisu i rozstrzygnięcia pewnego sporu. Na uwagę zasługuje sam podpis Długosza, który brzmi „Joannis Dlugoninsi”, co świadczy o wysokim humanizmie podpisującego – dodaje U. Stępień.

Jednak największym świadectwem związków Jana Długosza z Sandomierzem jest fundacja domu dla księży mansjonarzy posługujących w kolegiacie, często borykających się z problemami materialnymi. Fundacja domu miała dwa cele: zapewnienie warunków mieszkaniowych i umożliwienie życia wspólnotowego. – Zachowały się listy, jakie pisał do mansjonarzy sandomierskich kierujących budową. Na przestrzeni lat dopytuje się o sprawy prozaiczne: jak zwózka kamienia, gwoździe, wapno i tym podobne, ale zatroskany jest także o sprawy duchowe i czasem gani księży mansjonarzy, a innym razem chwali ich gorliwość – dodaje pani kustosz.

Kronikarskie dzieje

Epokowym dziełem Długosza są „Roczniki, czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego”. Dzieło to 12 ksiąg opisujących losy Polski od czasów legendarnych, sięgających czasów pogańskich, do 1480, które autor poprzedził pierwszym opisem geograficznym Polski. Pomysł dojrzewał w Długoszu wiele lat. Tym, co skłoniło go do szczegółowego zainteresowania się dziejami królestwa, była sprawa chorągwi krzyżackich, które zdobiły wawelską katedrę. Młody notariusz biskupa ze zdziwieniem stwierdził, że po upływie kilkudziesięciu lat nikt nie umiał bliżej o nich opowiedzieć ani określić, do kogo należały. Chcąc to wyjaśnić, Długosz wykorzystał moment koronacji Kazimierza Jagiellończyka, na którą przybyły delegacje krzyżackie. Zaprosił posłów, aby obejrzeli sztandary i opisali, do kogo przynależały i jakie wojska reprezentowały. Zebrane informacje polecił spisać, a u krakowskiego malarza zamówił wymalowanie w przygotowanej pergaminowej księdze kolorowych rycin chorągwi. Do każdej z nich dodał dokładny opis.

W ten sposób w 1448 r. powstało jego pierwsze dzieło historyczne „Banderia Prutenorum”, czyli „Sztandary wojsk krzyżackich z Prus”. Następnie spod pióra Długosza wyszły dzieła hagiograficzne: „Życie św. Stanisława biskupa krakowskiego” czy „Żywot św. Kunegundy zakonu świętej Klary, księżnej polskiej”. Jan Długosz przez kilkadziesiąt lat opisywał dzieje kościoła w Polsce zawarte w kilku tomach odnoszących się do poszczególnych diecezji „Vitae episcoporum Poloniae”, czyli „Życie biskupów polskich”. Decyzję opisania historii Polski podjął pod wpływem kard. Zbigniewa Oleśnickiego. Dobra znajomość dziejów państwa mogła pomóc w rozwikłaniu toczącego się już od dziesięcioleci sporu z Krzyżakami i podtrzymać świadomość praw polskich do utraconych ziem na zachodzie i północy. Taki był cel kroniki Królestwa Polskiego. Wraz z Długoszem pracował cały zespół kleryków i młodszych księży, który zbierał materiały i kreślił ogólny obraz wydarzeń czy osób. Długosz zaś osobiście zajmował się redakcyjną stroną dzieła.

Sandomierskie ślady

W spisanych dziejach państwa polskiego wielokrotnie przewija się Sandomierz. Długosz odnotowuje wydarzenia związane z wizytą królów i przyjmowaniem poselstw w miejscowej kolegiacie. Podkreśla żywy kult męczenników sandomierskich. Porusza też sprawy całkiem prozaiczne.

Jedną z bardziej znaczących wzmianek jest fragment, gdzie wskazuje Sandomierz jako „stolic(ę) wielkiej ziemi sandomierskiej, przez które płynie rzeka Wisła” i miasto „godne wymienienia z racji sławnych odpustów, które tu 2 czerwca nawiedzane są przez bardzo wielkie tłumy ludzi”. Opisuje tatarski najazd, zdobycie miasta oraz wymordowanie mieszkańców. „Nadciągnęło bowiem do nich zaraz po święcie św. Andrzeja Apostoła ogromne wojsko tatarskie. (…) Przeszli przez Wisłę i inne rzeki skute lodem dzięki mroźnej zimie, docierają nagle pod Sandomierz i po podpaleniu miasta Sandomierza oraz spaleniu kościołów otaczają pierścieniem zamek sandomierski, do którego schroniła się prawie cała ziemia sandomierska z żonami, dziećmi i całym dobytkiem. (…) Wielu ludzi oszczędzonych przez niektórych barbarzyńców, jakby już ręce zmęczyły się rzezią, zepchnąwszy tłumnie w fale Wisły, topią. Mordują również ludzi słabych i chorych, którzy schronili się w kościele NMPanny. (…) Ciała tych, których wymordowano na zamku sandomierskim, pochowano w kościele i na cmentarzu NMPanny w Sandomierzu”.

Długosz wielokrotnie podkreśla znaczenie odpustu nadanego kolegiacie sandomierskiej związanego z obchodem wspomnienia męczenników. Zaznacza, że odpust ten jest jednym ze znaczniejszych w królestwie i przybywają na niego także sami królowie. „Kościołowi temu papież Aleksander IV udzielił takiego samego odpustu, jaki posiada bazylika NMPanny od Męczenników w Rzymie. Naród polski nazywa go wielkim odpustem, a obchodzi go odtąd aż do chwili obecnej z tak wielką czcią i pobożnością, że dla uzyskania go gromadzi się bardzo tłumnie corocznie w dniu 2 czerwca (co – jak sądzę – nie zdarza się w żadnym innym kościele w Polsce), jakby celem uczczenia relikwii męczenników wymordowanych wówczas przez Tatarów”.

Uderzył piorun

Długosz opisuje, że poselstwa do papieża pośród głównych spraw przedstawiały także prośbę o odnowienie i zatwierdzanie odpustu dla sandomierskiej kolegiaty. Posłowie króla Władysława przywieźli potwierdzenie, że papież „zatwierdza, uprawomocnia, uzupełnia i odnawia odpusty w należącym do diecezji krakowskiej kościele NMPanny w Sandomierzu obchodzone dotąd, przy ogromnym współudziale wiernych i z wielką pobożnością drugiego czerwca, dlatego że właśnie tego dnia po zdobyciu miasta przez Tatarów polała się obficie krew Polaków”.

Kronikarz wymienia także wiele drobnych epizodów, które stanowią świetny reportaż sprzed wieków. Jednym z nich jest barwny fragment dotyczący wydarzenia z 1448 roku.

„W Sandomierzu uderzył piorun w kościół Najświętszej Marii Panny i zrzucił szczyt środkowy dachu aż po gzymsy, przebił sklepienie i wpadł do kościoła, gdzie najpierw krzyż męki Zbawiciela w środku kościoła wiszący na drobne kawałki potrzaskał i lewą rękę aż po łokieć utrącił, nadto żelazo, którym krzyż był podparty, przetrąciwszy, z muru kościelnego kilka ciosów wysadził. Uderzywszy z prawej strony w ciemię, zabił pannę Magdalenę, córkę wójta Łagowa, która właśnie spowiadała się przed Piotrem bakałarzem i wikariuszem. Temu zaś Piotrowi bakałarzowi rękę ciężko oparzył i dziwnym sposobem trzewik na jednej nodze potargał. Także innego człowieka ugodził w ramię. Wielu innym poopalał nogi, że ich z kościoła wyprowadzano albo wynoszono. Nie było nikogo, żeby od przestrachu nagłego nie upadł na ziemię albo nie struchlał i nie stracił przytomności, ogień bowiem piorunu cały kościół napełnił. I gdyby ten piorun w swoim zamachu obiegł po kościele między gęstszym gminem ludu, wszyscy byliby zabici albo śmiertelnie porażeni. Ale z powodu zawirowania, w tak znacznych zwłaszcza odległościach, osłabła siła materii i sam ogień tak jej gęstość rozrzedził, że ci, którzy popadali na ziemię, żadnego nie doznali porażenia. Po całym zaś kościele za uderzeniem tego pioruna buchnęła z dymem woń siarczysta”.

Obecny rok został ogłoszony w Sejmie Rokiem św. Jana Pawła II i Rokiem Jana Długosza.