Love story po śląsku

Aleksandra Pietryga

publikacja 15.06.2015 08:01

Często w historiach znanych tak bywa: u Wieczorkowej (ja, u tyj wdowy), w familii biednej, ale szczęśliwej, karlusów trójka fajnie się chowa (…). Francek zwany „słomiany zapał”, wciąż szukał czegoś, czego nie zgubił. Robił coś, ciepnył i znowu łapał, chociaż w Podlesiu każdy go lubił…

 Bożena Donnerstag – kuratorka wystawy o Francku i Dorce Aleksandra Pietryga /Foto Gość Bożena Donnerstag – kuratorka wystawy o Francku i Dorce

Tak rozpoczyna się historia Franciszka Wieczorka, postaci stworzonej przez Bożenę Donnerstag i Justynę Jarosz z działu etnologicznego Muzeum Historii Katowic. Jest bohaterem wystawy „Wiejskie korzenie, miejski szyk. Jak Francek z Podlesia górnikiem na Nikiszu został”, opracowanej na 150-lecie Katowic.

– Chciałyśmy stworzyć ciekawą, nowoczesną w formie ekspozycję, opartą na opowieści o życiu konkretnych osób, mieszkańców Nikiszowca z okresu międzywojennego – mówi Bożena Donnerstag, jedna z kuratorek wystawy i autorka tekstu. To historia napisana wierszem, z elementami gwary, w lekkim i zabawnym stylu. – Miałam dużo frajdy, pisząc ją – przyznaje autorka. Najpierw powstała narracja. Później do niej zostały dobrane eksponaty, ilustrujące opowieść. – To było jak dopasowywanie puzzli – opowiada B. Donnerstag. – Chciałyśmy maksymalnie wykorzystać przedmioty, którymi dysponuje muzeum, również te rzadko pokazywane. To był pretekst, żeby je powyciągać z czeluści magazynu. Świetnie się przy tym bawiłyśmy. Panie przyznają, że cała wystawa sprawiła im wiele radości.

– Powstała z trzech powodów: z okazji 150. rocznicy istnienia miasta, żeby pokazać życie dawnych mieszkańców Katowic i najbardziej osobisty powód, żeby „odczarować” wizerunek pracownika muzeum. Wszyscy, łącznie z naszymi znajomymi i rodzinami, wyobrażają sobie naszą pracę tak: siedzą i pilnują, żeby zwiedzający nie dotykali eksponatów – śmieją się. – Chcemy udowodnić, że w muzeum pracują kreatywni ludzie, którzy mają wiele pomysłów, pasji, potrafią w twórczy sposób wykorzystać swoje uzdolnienia i dobrze się przy tym bawić.

Historia Francka rozpoczyna się około 1937 roku. Młody rolnik z Podlesia zostaje przez brata wysłany do Katowic. Tam zatrudnia się w zakładzie szewskim swojego wuja. Z pierwszą wypłatą w kieszeni idzie do sklepów po prezenty dla rodziny: tytoń dla brata i chustę dla matki. I tu zaczyna się problem: Francek stoi bezradnie nad stosem kolorowych materiałów i nie wie, którą chustę wybrać. Z kłopotu wybawia go młoda, wesoła dziewczyna – Dorka. Pomaga mu w zakupach i wychodzi ze sklepu. Francek ją dogania i… Jednym zdaniem śląskie love story.

Każdy fragment opowieści ilustrowany jest konkretnymi eksponatami z zasobów muzeum, ale także ciekawą grafiką autorstwa Łukasza Szostkiewicza.

– W swojej pracy wielokrotnie spotykałem osoby mieszkające na Nikiszowcu i ich opowieści zostały też zawarte w tych obrazkach – przyznaje artysta. – Wydaje mi się, że dość mocno został zaakcentowany tu etos pracy Ślązaka, a jednocześnie styl rysunków pozostał lekki i swobodny. Opowieść rozpoczyna się na Podlesiu, a kończy w rodzinnym domu Dorki na Nikiszowcu, gdzie Francek przychodzi prosić o rękę dziewczyny. Przy okazji przyszły teść proponuje mu pracę w kopalni. – Było to możliwe dopiero około 1937 roku, kiedy powoli wyciszały się skutki wielkiego kryzysu – opowiada B. Donnerstag.

Jak to zwykle bywa w opowiadaniach o miłości, historia Francka i Dorki kończy się ślubem. Dwa lata później wybuchnie wojna, ale o tym młodzi jeszcze wiedzieć nie mogą, zajęci swoją rozkwitającą miłością i budowaniem nowej rodziny. Być może wkrótce ktoś dopisze dalsze losy młodych Wieczorków. Będzie to możliwe, bo, jak zapowiadają kuratorki wystawy, po wakacjach, w ramach wydarzeń towarzyszących ekspozycji, w muzeum odbędą się warsztaty poetyckie „Dla piszących do szuflady”. Oprócz tego organizatorzy zaplanowali wiele innych atrakcji, m.in. warsztaty robienia kukiełek Francka i Dorki, lekcje muzealne czy konkursy facebookowe.

– Pod koniec trwania ekspozycji wpuścimy tu dzieci, damy im do rąk kredki i zrobimy z wystawy wielką kolorowankę – zapowiada B. Donnerstag.