Człowiek z celuloidu

Edward Kabiesz

publikacja 09.11.2015 19:00

To był film wielkich nadziei. Niestety, niespełnionych. Chociaż dzieło Andrzeja Wajdy ogląda się dobrze, jest ono nijakie.

Wałęsa, zawsze na pierwszym planie, dominuje nad swymi bezimiennymi towarzyszami walki z komuną, udzielając im mentorskich wskazówek. Film nie próbuje zmierzyć się z pytaniem, w jaki sposób w ciągu kilku dni zwykły elektryk stał się narodowym bohaterem fotosy MARCIN MAKOWSKI /MAKUFLY Wałęsa, zawsze na pierwszym planie, dominuje nad swymi bezimiennymi towarzyszami walki z komuną, udzielając im mentorskich wskazówek. Film nie próbuje zmierzyć się z pytaniem, w jaki sposób w ciągu kilku dni zwykły elektryk stał się narodowym bohaterem

Film „Wałęsa. Człowiek z nadziei”, zamykający Wajdowski tryptyk poświęcony walce jednostki z systemem komunistycznej opresji, nie ma siły ani dynamiki jego wcześniejszych części, szczególnie „Człowieka z marmuru”. Trudniej zresztą kręcić film o bohaterze żyjącym, odsądzanym przez jednych od czci i wiary, a przez innych stawianym na piedestał, wzbudzającym od lat skrajne emocje.

Właściwie żaden z biograficznych filmów zagranicznych, poświęconych współczesnym postaciom życia politycznego, nie był filmem w pełni udanym. Podobnie jak film Wajdy. Scenarzysta „Wałęsy”, Janusz Głowacki, osią opowieści, wokół której buduje wydarzenia, uczynił wywiad, jaki z Lechem Wałęsą przeprowadziła w 1981 roku włoska dziennikarka Oriana Fallaci. Ten zabieg narzuca i jednocześnie zawęża perspektywę, w jakiej funkcjonuje postać szefa „Solidarności”.

To, co wydarzyło się w latach 70. ub. wieku – bo akcja filmu rozpoczyna się w grudniu 1970 r., a kończy przemówieniem Lecha Wałęsy w amerykańskim Kongresie w listopadzie 1989 r. – oglądamy z punktu widzenia bohatera filmu. Wajda, zgodnie z tytułem, koncentruje się przede wszystkim na postaci Wałęsy, który króluje na ekranie wyizolowany z otoczenia. Wałęsa, zawsze na pierwszym planie, dominuje nad swymi bezimiennymi towarzyszami walki z komuną, nie wiemy właściwie, jakie wiążą go z nimi relacje. Najczęściej udziela im mentorskich wskazówek

Pozostali uczestnicy wydarzeń, z wyjątkiem Henryki Krzywonos, w karykaturalnej kreacji Doroty Wellman, nie zaistnieli na ekranie. Pojawia się również Anna Walentynowicz, ale tylko na chwilę, w roli mało znaczącej pomagierki Wałęsy. Inne ważne postaci robotniczej opozycji można zidentyfikować dopiero we wplecionych w narrację dokumentalnych materiałach archiwalnych. Film nabiera życia i dramatyzmu w scenach przedstawiających życie rodzinne bohatera, w znacznej mierze dzięki znakomitej kreacji Agnieszki Grochowskiej w roli Danuty Wałęsowej.

Jak w kalejdoskopie
Nie zabrakło w filmie scen dotyczących jednego z najbardziej kontrowersyjnych momentów biografii bohatera, czyli współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa, jak i jej zerwania. Wydaje się, że film wiarygodnie, chociaż nie do końca zgodnie z faktami, oddaje sytuację, w jakiej znalazł się wówczas Wałęsa. Z jednej strony brutalne naciski i groźby funkcjonariuszy SB, a z drugiej sytuacja rodzinna, poczucie osamotnienia i całkowitej bezsilności.

Najważniejsze wydarzenia w politycznej biografii Wałęsy przedstawione zostały w sposób, który nie ułatwia widzom, szczególnie młodszym, zrozumienia ich wagi i znaczenia. Rozwijają się jak w kalejdoskopie, chaotycznie, w oderwaniu od słabo zarysowanego szerszego kontekstu społecznego. Wydaje się, że Wajda wyszedł z założenia, że i tak wszyscy go znają. Nie zawsze też nawiązują bezpośrednio do pytań i odpowiedzi, jakie padają w wywiadzie z Fallaci, będącym punktem wyjścia filmu, a przynajmniej jego znacznej części. Trudno jednak tak doświadczonym twórcom wybaczyć sceny, które rozbijają dramaturgię.

Szkoda, bo zabrakło czasu na inne, które mogłyby uzmysłowić widzom rzeczywiste konflikty i różnice co do sposobów działania czołowych postaci związkowej opozycji. Nie była ona monolitem, wielu jej przedstawicieli przecież nie zawsze zgadzało się ze zdaniem Wałęsy. Są tu jednak nieliczne sceny rzeczywiście zabawne, jak i przejmujące. Do tych pierwszych należy ta z okresu internowania, kiedy bohater „testuje” na jednym ze strażników zupę. Druga rozgrywa się na lotnisku po powrocie z uroczystości odebrania Pokojowej Nagrody Nobla, kiedy żona Wałęsy zostaje poddana upokarzającej rewizji.

„Wtopieni” bohaterowie
Filmowych bohaterów, dzięki zastosowaniu efektów specjalnych, „wtopiono” w dokumentalne materiały archiwalne. Do najciekawszych zaliczyć można autocytat z „Człowieka z żelaza”, w którym Jerzy Radziwiłowicz i Krystyna Janda rozdają ulotki, a jedną z nich otrzymuje jadący tramwajem Wałęsa.

W filmie biograficznym niesłychanie ważną decyzją jest wybór odtwórcy roli tytułowej. Robert Więckiewicz, jeden z najwszechstronniejszych polskich aktorów, znakomicie przyswoił sobie zewnętrzne atrybuty postaci bohatera filmu, ale niewiele miał do zagrania. Wałęsa w filmie jest postacią statyczną, jednowymiarową, zagraną na jednej nucie. Nie jest to oczywiście winą aktora, ale scenariusza, który w żaden sposób nie dotyka fenomenu postaci Wałęsy. Nie próbuje zmierzyć się z pytaniem, w jaki sposób w ciągu kilku dni zwykły elektryk, w filmie przypominający raczej zapatrzonego w siebie spryciarza, stał się bohaterem narodowym. Prócz Agnieszki Grochowskiej, znakomicie obsadzonej w roli Danuty Wałęsowej, na uwagę zasługuje Maria Rosaria Omaggio jako Oriana Fallaci.

Film kończy się w 1989 r. pamiętnym przemówieniem Wałęsy w Kongresie USA. Dopiero teraz stanie on przed wyzwaniami, którym nie był w stanie sprostać. I to byłby temat na kolejny, o wiele ciekawszy scenariusz i film, na który – miejmy nadzieję – nie będziemy czekać kolejnych 30 lat. Film, który budziłby emocje. Ale również takie, jakie przeżywa się w kinie, a nie tylko pozafilmowe.

Wałęsa. Człowiek z nadziei, reż. Andrzej Wajda, wyk.: Robert Więckiewicz (Lech Wałęsa), Agnieszka Grochowska (Danuta Wałęsa), Maria Rosaria Omaggio (Oriana Fallaci), Zbigniew Zamachowski (Nawiślak), Adam Woronowicz (Tadeusz Fiszbach), Polska, 2013.