Cienka czerwona linia

Piotr Drzyzga

publikacja 29.05.2020 06:00

Arcydzieło. Zwłaszcza, gdy idzie o filmy wojenne. A kto wie, czy nie jest to także jeden z najważniejszych obrazów w całej historii kina.

Kadr z filmu "Cienka czerwona linia" one_salient_oversight / CC 2.0 Kadr z filmu "Cienka czerwona linia"
Na pierwszym planie Nick Nolty. W obsadzie znaleźli się też m.in. Jim Caviezel, Adrien Brody, John Cusack, Sean Penn, czy Woody Harrelson.

Niby na ekranie oglądamy to, co zwykle: przygotowania do ataku, kolejne, krwawe akcje i misje rzuconych w piekło wojny żołnierzy, konflikty z przełożonymi… A jednak w nakręconym w 1998 roku przez Terrence’a Mallicka filmie jest zupełnie inaczej.

Po pierwsze, bardziej interesuje go świat wewnętrzny jego bohaterów. Nieustannie słyszymy dochodzące zza kadru myśli bohaterów, analizujących sytuację w jakiej się znaleźli. W retrospekcjach widzimy także ich wspomnienia, fantazje, marzenia. Jednemu przetrwać pomaga myśl o ukochanej, innemu sił dodają bunt i gniew. Ktoś panikuje, ktoś obojętnieje, ktoś pogrąża się w modlitwie.

Ta ostatnia także jest tutaj bardzo ważna, bo momentami monologi wewnętrzne bohaterów przypominają przecież psalmy, jakimi modlił się król Dawid (w filmie usłyszymy nawet odpowiednie biblijne cytaty).

Z jednej strony ogrom nieszczęść i niebezpieczeństw, jakie na nich spadają, z drugiej zaś całe to piękno otaczającego ich, stworzonego przez Boga świata – jakże często w Księdze Psalmów odnajdujemy właśnie te dwa motywy.

Akcja filmu toczy się na Pacyfiku. Na malowniczej wysepce, którą zamieszkuje jakiś lud pierwotny. Autochtoni żyją w raju – walczący ze sobą amerykańscy i japońscy żołnierze, wręcz przeciwnie. A jednak ów ziemski raj w jakim się znaleźli, wciąż nie daje im spokoju. Rozmyślają, zdumiewają się, filozofują, więc „Cienka czerwona linia” zaczyna przypominać swoisty filmowy esej. W „Ostatnie kuszenie Chrystusa Scorsese wplatał refleksje nad sensem i istotą religii – tu znajdziemy namysł nad ludzką naturą, złem, pięknem, przyrodą…

Niezwykły to film. Zupełnie niepodobny do swego „poprzednika”, czyli znakomitego (nakręconego 45 lat wcześniej!), „Stąd do wieczności”. Co łączy oba te obrazy? Nazwisko pisarza - Jamesa Jonesa. Zarówno „Stąd do wieczności”, jak i „Cienka czerwona linia” są bowiem ekranizacjami jego powieści, należącymi do jednego cyklu. Konkretnie trylogii, którą zamyka książka „Gwizd” – jak dotąd niezekranizowana.

*

Tekst z cyklu Filmy wszech czasów