Trudny wybór poety

Adam Śliwa

publikacja 21.01.2011 07:02

Rzetelny dyplomata komunistycznej Polski, wielki poeta Czesław Miłosz, nagle wychodzi z ambasady w Paryżu i już do niej nie wraca. W kraju zostaje ogłoszony zdrajcą.

Trudny wybór poety Marek Piiekara/Agencja GN Czesław Miłosz

Lata stalinizmu był to czas wyborów, które trudno oceniać nie znając realiów panujących wtedy w Polsce. Ucieczka Miłosza była takim właśnie bolesnym wyborem, którego musiał dokonać późniejszy laureat literackiej Nagrody Nobla. Na podobną decyzję zdecydowali się także inny poeci jak Leopold Tyrmand czy Marek Hłasko. Tyrmand wyemigrował w 1965 roku po wstrzymaniu jego kolejnej powieści przez cenzurę, Hłasko nie mógł wrócić do kraju po opublikowaniu w 1958 roku w „Kulturze” jego antykomunistycznych „Cmentarzy”.

Komunista?

Po wojnie Czesław Miłosz został w komunistycznej Polsce urzędnikiem dyplomacji i przez pięć lat lojalnie wypełniał swoje obowiązki. Wydawało mu się wówczas, że nowy ustrój przynosi pozytywne zmiany. Chwalił reformę rolną, rozwój przemysłu, rzesze młodzieży na uniwersytetach.

Początkowo pracował w Stanach Zjednoczonych jako doradca kulturalny. Jak sam mówił była to jednak praca „rzekomego dyplomaty”. W rzeczywistości czytał i analizował prasę amerykańską i pisał w oparciu o tę lekturę raporty o sytuacji w USA, które trafiały do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. W wolnym czasie pisał i publikował, uważając to za swoje najważniejsze zajęcie.

Przełom

Wszystko zmieniło się w r. 1949. W czasie wakacji w Polsce Miłosz dostrzegł istotę systemu. Uświadomił to sobie wracając z bogatego przyjęcia, gdy zobaczył wojskowe auta wiozące przemarzniętych więźniów. Wspomina o tym w rozmowach z Aleksandrem Fiutem. Zrozumiał, że żył wśród nielicznych uprzywilejowanych, oderwany od świata zwykłych ludzi. Dla niego, jako dla poety było to stwierdzenie szczególnie bolesne. Wrócił do Ameryki załamany, myślał o ucieczce, ale emigranci odradzali mu podobny wybór.

Wkrótce przyszedł list. Jerzy Putrament, ówczesny sekretarz Związku Literatów Polskich zaproponował Miłoszowi przeniesienie się do Paryża. Po długim wahaniu Miłosz zgodził się, choć jak sam mówił, wszystko co robił Putrament było podejrzane. Wyjechał do Francji, zostawiając na wszelki wypadek w Stanach Zjednoczonych ciężarną żonę z dzieckiem.

Na Boże Narodzenie 1950 r. został wezwany do Warszawy. Zdecydował się przyjechać. Myślał, że nic mu nie grozi, sądził, że miał dobre notowania jako człowiek pewny i uodporniony na pokusy zachodniego świata.

Ważny sylwester

Po przyjeździe zatrzymano mu jednak paszport. Zrozumiał, że jest obserwowany. Symbolem atmosfery tamtych lat mogą być słowa poety z jednego z wywiadów: „w Polsce nie prowadziło się wtedy szczerych rozmów”. Czuł, że wyznacznikiem jego losów miała się okazać ostatnia noc 1950 roku.

Decyzja o tym, gdzie się pojawi na przyjęciu była wyborem politycznym. Swoistym określeniem się. Wiedział, że jeśli pójdzie na sylwestra organizowanego przez Związek Literatów Polskich, zaakceptuje wszystko co tworzył tam Putrament, jego politykę podporządkowywania poetów i pisarzy obowiązującej, komunistycznej ideologii. Zdecydował inaczej. Spędził tę noc w towarzystwie osób jak najmniej „odpowiednich”: Watów i Parandowskich.

Mimo to udało mu się odzyskać paszport dzięki Zygmuntowi Modzelewskiemu, komuniście starej daty, kończącym urzędowanie ministrze spraw zagranicznych. Zdawał on sobie sprawę, że Miłosz może już nie wrócić, jednak paszport mu załatwił.

Emigrant, czyli zdrajca

W styczniu 1951 roku poeta wrócił do Paryża, a w lutym po prostu nie odebrał już pensji. Przez kilka następnych miesięcy przebywał pod skrzydłami „Kultury”. Jerzy Giedroyc starał się dla niego o azyl.

W 1951 roku Miłosz napisał swój słynny później esej polityczno-filozoficzny „Zniewolony umysł”, opisujący różne wybory moralne pisarzy w komunistycznej Polsce oraz przemiany zachodzące w powojennym polskim społeczeństwie. Swoją decyzję pozostania na Zachodzie tłumaczył w artykule „Nie”, na łamach „Kultury”. Napisał, że starał się dobrze wypełniać swoje obowiązki do czasu „gdy postanowiono mnie, tak jak i innych pisarzy, ochrzcić. Wtedy powiedziałem: Nie”.

W Polsce został wyklęty przez innych literatów. Zaczęły ukazywać się potępiające go teksty. Jarosław Iwaszkiewicz pisał, że Miłosz trafił na łamy neohitlerowskiego pisma, na jednej stronie z Własowem. Konstanty Ildefons Gałczyński napisał „Poemat dla zdrajcy”: „Szerzej okna! Świat otwieraj! Wierszu mój, ognia! W pysk dezertera!” Trudno teraz oceniać postawy tych, którzy pisali takie paszkwile. Wtedy ludźmi rządził trudny dziś do wyobrażenia strach.

Wybór, przed którym stanął Miłosz to była tragedia całego polskiego środowiska literackiego. Nie było dobrego wyboru. Można było pozostać w kraju i dzielić trudy ze społeczeństwem, dla którego poeta powinien tworzyć. Musiałby jednak pisać teksty „poprawne ideologicznie”. Drugą drogą był los emigranta. Emigranta potępionego w kraju. Piszącego utwory zgodnie ze swoim sumieniem, ale bez możliwości przekazania ich treści ludziom, którym poeta powinien służyć.

W komunistycznej Polsce Czesław Miłosz został skazany na zapomnienie. Polacy usłyszeli, że ktoś taki istnieje i jest doceniany na świecie dopiero, gdy otrzymał Nagrodę Nobla w 1980 roku.