Mów mi Vincent

Piotr Drzyzga

publikacja 22.01.2021 00:00

„Powołanie do świętości skierowane jest do wszystkich i trzeba je przyjmować od Pana w duchu wiary. Święci poprzez swoje życie i swoje wstawiennictwo dodają nam otuchy, a my potrzebujemy siebie nawzajem, aby stać się świętymi”.

Czy tak może wyglądać współczesny święty? Czy tak może wyglądać współczesny święty?
Zdaniem twórców filmu "Mów mi Vincent" jak najbardziej. Na zdjęciu oczywiście Bill Murray :)
Paul Sherwood / CC 2.0

Powyższe słowa, wypowiedziane przez papieża Franciszka, mogłyby stanowić świetne motto nakręconego w 2014 roku filmu „Mów mi Vincent”. Filmu, w którym, początkowo, nic nie wskazuje na to, iż będzie on traktował o świętości. A jednak. „Niezbadane są ścieżki Pana”.

Tytułowym bohaterem wyreżyserowanego przez Theodore’a Melfi obrazu jest wyjątkowo niesympatyczny i gburowaty, starszy mężczyzna, który nie stroni od alkoholu, hazardu, czy towarzystwa kobiet, oferujących płatną miłość. O tym, że prowadzi właśnie taki tryb życia, wiemy jednak początkowo tylko my, widzowie. Natomiast zielonego pojęcia nie ma o tym Maggie, sąsiadka samotnie wychowująca dziecko, która dopiero co się wprowadziła.

Nie mając z kim zostawić swojego synka Oliviera, pyta Vincenta, czy ten nie rzuciłby na niego okiem, nie popilnował, nie posiedział z nim czasem. I tak rozpoczyna się nietypowa przyjaźń między starym i młodym. Przyjaźń udowadniająca, że pozory mylą, a potencjał na świętego jest w każdym z nas.

Świętość jest zresztą swoistym lejtmotywem przewijającym się przez cały ten film. Jest nawet w jego oryginalnym, angielskim tytule („St. Vincent”), przede wszystkim jednak to zasadniczy temat lekcji religii, na które uczęszcza Olivier. Tam chłopiec nie tylko uczy się o kanonizowanych mnichach, pustelnikach, czy cudotwórcach, ale też otrzymuje zadanie – ma wskazać kogoś, kto mógłby zostać współczesnym świętym.

I tu, w czasie uroczystej szkolnej akademii, ku zaskoczeniu wszystkich, chłopak wybiera właśnie Vincenta. Bo „jak się przyjrzeć, widać za tymi wszystkimi wadami człowieka” – słyszymy, a w trakcie całego seansu coraz częściej widzimy, że Vincent wcale nie jest taki, jak nam się początkowo wydawało. Że to tylko maska? Złudzenie? W każdym razie w całym swoim życiu zrobił i wciąż robi także wiele dobrego, choć nigdy się tym nie chwalił. A to, że inni widzą w nim wyłącznie pijaczka, czy awanturnika, to już chyba wyłącznie ich problem…

Film to pełen ciepła, humoru (czasem specyficznego – absurdalnego i czarnego), a do tego świetnie obsadzony, z brawurowym Billem Murray’em na czele, ale też z zaskakującą kreacją aktorską Naomie Watts, która ewidentnie parodiuje tu oscarową rolę Charlize Theron z pamiętnego „Monster” z 2003 roku.

Warto więc zobaczyć. Film jest dostępny on-line na kilku polskich platformach streamingowych.

Tekst z cyklu Filmy wszech czasów