Kaseta video

Wojciech Przylipiak

publikacja 22.05.2021 06:00

Jeden z symboli przełomu lat 80. i 90. i całej pierwszej dekady III RP.

Kaseta video Olga Berrios / CC 2.0 W weekend i na święta wypożyczaliśmy w zasadzie wszystko. Zostawały nam puste półki, taki był głód filmów.

VHS nas ukształtował. Jednym pozwolił zarobić niezłe pieniądze, innych przenosił w świat, który do tej pory był dostępny tylko za naszą zachodnią granicą (...) Kaseta video to jeden z symboli przełomu lat 80. i 90. i całej pierwszej dekady III RP. Dziś jest już kolekcjonerskim gadżetem. Przetrwała u zbieraczy i w wypożyczalniach, ale te można dziś policzyć na palcach jednej ręki.

W ostatnich latach ubiegłego wieku były na każdym osiedlu. Stawały się lokalnymi oazami zachodniego świata, do których się chodziło pogadać o nowościach, przejrzeć kolorowe okładki, powspominać ulubione sceny karateckie, posprzeczać się, czy lepszy jest Steven Seagal, czy Chuck Norris. Sama wizyta w wypożyczalni już była przygodą. Te, które jakimś cudem przetrwały do dziś, już nie przypominają miejsc tętniących życiem trzy dekady temu. Dziś prowadzą je pasjonaci, dokładający do interesu wariaci, a sąsiedzi i przyjaciele przychodzą do nich pogadać.

TAO, wbrew nazwie, nie jest azjatyckim barem. To wypożyczalnia filmów, dziś głównie na DVD, ale gdy rozpoczynała działalność, wypełniały ją kasety VHS. Od lat 90. mieści się na parterze bloku na warszawskich Bielanach. To jedno z ostatnich takich miejsc, nie tylko w stolicy. Niełatwo tam trafić, z ulicy jej nie widać. Wchodzi się od podwórka. Na szybie szyld z napisem „Wypożyczalnia filmów”. Właściciel przesiaduje tutaj kilka godzin dziennie. Otwarte od poniedziałku do piątku w godzinach popołudniowych.

Oglądam kasety VHS, które zajmują górną półkę. Są przeboje lat 90.: „Życie Carlita”, „Speer”, „Kasyno”. Właściciel ma też katalog z okładkami filmów schowanych na zapleczu. Rozmawiamy oczywiście o filmach, o wypożyczalni. Czuję, że trzyma ten interes dla kontaktu z ludźmi, z sąsiadami, którzy przychodzą do niego od lat. Kiedy pytam o zarobki, śmieje się.

Zapisuję się, mam numer 1490. Wypożyczam film. Można go zobaczyć w serwisach streamingowych, niedawno był w kinach, ale przecież nie o to chodzi. W latach 90. byłby dostępny tylko w takiej wypożyczalni. Właśnie wtedy w świat filmów video wkroczyli Anna i Zenon.

Ona polonistka, on po studiach w Sankt Petersburgu, wtedy Leningradzie. Anna podpatrzyła pomysł we Francji – w połowie lat 80. widziała, jak popularne są tam wypożyczalnie kaset. Co prawda w ich rodzinnym mieście istniały już dwa takie punkty, ale mieściły się w garażach, w ofercie miały pirackie kasety kiepskiej jakości. Oboje myśleli o czymś innym, bardziej światowym.

Potrzebowali funduszy. Weszli w spółkę z kolegą, który znał się na kinie – studiował w krakowskiej szkole filmowej. Część pieniędzy pożyczyli od rodziny i wzięli się do roboty. Wynajęli pomieszczenie, sami je wyremontowali, zamontowali regały. Po wielu nieprzespanych nocach w czerwcu 1991 roku otworzyli swoją wypożyczalnię kaset. Nad wejściem wisiał szyld z nazwą: „Magic”.

– Nie mieliśmy pieniędzy na reklamę i ruszyliśmy powoli, bez hałasu. Ale zapotrzebowanie było takie, że już po miesiącu zyski przerosły nasze oczekiwania. Szło na tyle dobrze, że wkrótce otworzyliśmy filię – wspomina Zenon.

– Tylko w niedziele zarabiałam tyle, ile przez cały miesiąc na etacie polonistki w szkole. Ale praca nie była łatwa. Mieliśmy czynne codziennie, od dwunastej do dwudziestej. To było szaleństwo. W weekend i na święta wypożyczaliśmy w zasadzie wszystko. Zostawały nam puste półki, taki był głód filmów – opowiada Anna...

*

Powyższy tekst jest fragmentem książki "Sex, disco i kasety video. Polska lat 90". Autor: Wojciech Przylipiak. Wydawnictwo: MUZA.