Czyli o tym, że historia lubi się powtarzać.
Streaming, streaming, streaming… – w czasie pandemii słowo to kinomani słyszą szczególnie często. Pytanie brzmi: dobrze to, czy źle, że kolejne premiery i ogromna liczba seansów odbywa się teraz głównie on-line? Że przybywa nowych platform streamingowych, na których możemy wybierać wśród tysięcy tytułów (niedawno Wirtualne Media poinformowały o starcie kolejnej – Paramount+).
Nadmiar, nadprodukcja, niemożność obejrzenia wszystkiego
Z filmami, czy serialami, sytuacja zaczyna wyglądać już podobnie, jak z książkami. Po wejściu do księgarni, czy biblioteki coś się tam zawsze co prawda wybierze do czytania, ale czy jest ktoś, kto, jako tako, orientuje się we wszystkich nowościach? Śmiem wątpić. Świetnie zresztą widać to co roku, gdy zaczynają się spekulacje na temat: kto tym razem otrzyma literackiego Nobla. Lista nazwisk jest zazwyczaj bardzo długa, a otrzymuje ją i tak osoba, o której praktycznie nikt wcześniej nie słyszał. - Kto tym razem wypłynie? Co tym razem nam się trafi?
Zaraz, zaraz. Chwileczkę. Kiedyś to już przecież przerabiałem. I także z filmami. Na przełomie lat ’80 i ’90, gdy oglądało się przede wszystkim rzeczy zdobyte podczas wymiany na giełdach z kasetami VHS. Człowiek też najczęściej nie wiedział, co to za tytuł, kto w nim występuje, a czego mniej więcej można się spodziewać, dowiadywało się z dopisków po tytule, takich jak sens., kom., czy anim.
Dawno, dawno temu...
Ale obecny rozwój (a właściwie eksplozja) streamingu, przypomina też czasy jeszcze dawniejsze. Epokę klasycznego Hollywood, gdy każda wielka wytwórnia posiadała w Stanach własną sieć kin, które pokazywały w zasadzie tylko wyprodukowane przez nią tytuły.
„Paramount posiadał najwięcej, bo 1250 sal, zlokalizowanych zwykle na Środkowym Zachodzie, na południu kraju i w Nowej Anglii. Fox, przez spółkę National Theaters, kontrolował z kolei 600 kin przede wszystkim na zachód od Mississippi. Nieco mniej, bo 475 sal, posiadał Warner, głównie we wschodnich stanach” – czytamy w „Kinie klasycznym”.
W XXI wieku sieci zostały zastąpione przez to, co w sieci, czyli przez platformy, posiadające w ofercie filmy i seriale wyprodukowane przez daną wytwórnię. Wspomniany Paramount+ nie jest przecież jedyny, bo od dłuższego już czasu słyszymy np. o ofensywie Disney+, zaś Warner Bros. oferuje swe premierowe widowiska za pośrednictwem HBO Max. Toczą się już nawet swoiste wojny streamingowe. I głównie jest to „bój o czas i uwagę widza” - jak pisał na łamach „Młodego Technika” Mirosław Usidus.
Krótko mówiąc: nihil novi.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...