Italoki

Pizza szopienicko-roździeńska była nie tylko daniem, ale i narzędziem integracji społecznej, a jej zapach unosił się nad dachami równie mocno jak widoczne kolorowe dymy z hut Uthemana i Bernady.

Niezastąpiony duet silesianistów – profesor Ewald Mokrski-Strahl i doktor Wichta Sandmann, jego prawa ręka i, jak sugerują niektórzy, może nie tylko – po raz kolejny zapisał się złotymi zgłoskami w annałach badań nad kulturą kulinarną Górnego Śląska.

Ich współpraca, balansująca na granicy naukowej powagi i towarzyskiej anegdoty, zaowocowała teorią, że to właśnie Szopienice i Roździeń były pierwszymi metropoliami pizzy na północ od Alp.

Dotychczasowe badania nad tymi miejscowościami koncentrowały się na hutnictwie, górnictwie i ruchach społecznych. Jednak Mokrski-Strahl i Sandmann wskazują na aspekt zaniedbany – kulinarno-przemysłową archeologię. Jak podkreślają, pizza szopienicko-roździeńska była nie tylko daniem, ale i narzędziem integracji społecznej, a jej zapach unosił się nad dachami równie mocno jak widoczne kolorowe dymy z hut Uthemana i Bernady.

Sandmann, znana z błyskotliwych komentarzy i nieustępliwej dociekliwości, uzupełniała tu erudycję Mokrskiego-Strahla o antropologiczną wrażliwość. Dr Wichta Sandmann i profesor Ewald Mokrski-Strahl przesiedzieli kilka dni aż do zamknięcia czytelni nad zdigitalizowanym wewnętrznie manuskryptem górnośląskiego historyka Ludwika Musioła po górnośląskich przejściach.

Czasami schodzili na parter: ona w celu zamówienia sobie gorącej czekolady z futurystycznej maszyny, on, aby wziąć udział w grze terenowej, gdzie dzisiaj jest dystrybutor z zimną i ciepłą wodą. I czy już nie jest wyżłopany.

W końcu naukowcy dotarli do fragmentu, który według opisu bibliograficznego, miał zostać przez Ludwika Musioła poczyniony w roku 1956, traktujący o „Italokach”, jak w śląskiej godce piyrwyj Włochów nazywano, których odnotowano tu około roku 1880: „Zazwyczaj byli to fachowcy w robotach skalnych i byli cenionymi specami na kopalniach. Odróżniali się na zewnątrz swoją południową fizjonomią i strojem: aksamitne brązowe kamizelki, szerokie pluszowe kapelusze, kolorowe chustki wokół szyi. Miejscami i dziś jeszcze można spotkać potomków tych Włochów, u których żywa jeszcze jest tradycja o ich południowym pochodzeniu.”

Sandmann zauważyła, że owi „Italocy” byli niczym innym jak forpocztą pizzy – zwiastunami nowej ery kulinarnej, w której górnośląska kluska w sojuszu z roladą i modrą kapustą musiała dzielnie walczyć z drożdżowym plackiem z różnymi cutatami – czy też nawet kuchennymi abfalami - o prawo bytu w górnośląskim jadłospisie.

Dwuosobowy zespół badawczy ustalił ponad wszelką wątpliwość, co następuje:

• Włoscy robotnicy przybywający do Szopienic i Roździenia w drugiej połowie XIX wieku nie mogli pogodzić się z faktem, że w kopalnianych kantynach podawano głównie kluski i rolady z modrą kapustą. Spożywali tylko tę ostatnio, gdyż przypominała im trochę ich hajmat.

• W ramach „kulinarnego podrywu” zaczęli wypiekać cienkie placki drożdżowe z dodatkiem tomatów i kyjzy, które szybko zyskały uznanie miejscowych dziołchów, co prowadziło jednak do hajów z miejscowymi karlusami, wtorzy warzyć nie poradzili. W historiografii te wydarzenia nazwane zostały II Porwaniem Sabinek.

• Część z tych dziołchów uległa jednak do tego stopnia „śródziemnomorskiemu czarowi”, że w końcu poślubiła tych włoskich bergmanów, co doprowadziło do powstania pierwszych szopienicko-roździeńsko-sycylijskich rodzin.

Sandmann wysunęła ponadto obrazoburczą tezę, że „pizza szopienicko-roździeńska była nie tyle daniem, co aktem społecznego oporu wobec monotonii klusek”. Mokrski-Strahl, będąc jak zwykle za, a nawet przeciw, wskazał na księgi parafialne, w których liczba ślubów włosko-górnośląskich koresponduje z nagłym wzrostem sprzedaży tomatów na targach w Szopienicach i Roździeniu, stwierdzając jednak, że „nie może to prokurować do wysnuwania zbyt daleko idących wniosków, gdyż do dnia dzisiejszego to zapach pieczonej rolady intensyfikuje pracę kubków smakowych górnośląskich tubylców”.

Na koniec oboje badacze zgodnie wskazali, że fenomen szopienicko-roździeńskiej pizzy miał charakter transkulturowy:

  • z Włoch przywędrowała technika wypieku,

  • z Górnego Śląska – nieodparta potrzeba dodania kapusty i kiełbasy, zwanej wusztym,

  • z hut – unikalny aromat industrialny, który, jak twierdzi doktor Sandmann, „nadawał plackom autentyczny smak lokalności”.

Profesor Mokrski Strahl podsumował: „Proszę zauważyć, że nasze wnioski nie są efektem impresji ani sentymentalnych uniesień, lecz wynikają z analizy źródłowej i porównawczej. Zestawiliśmy zapisy Musioła z księgami metrykalnymi, rejestrami targowymi oraz znikomym materiałem ikonograficznym. Wskazują one jednoznacznie na korelację pomiędzy obecnością włoskich robotników a wzrostem obrotu również produktami takimi jak papryka, oliwa czy sery dojrzewające. Gdyby nie „Italoki”, dziś zamiast pizzerii mielibyśmy w Szopienicach wyłącznie kluskową monokulturę kulinarną”.

Na co Sandmann, z westchnieniem w głosie, zapatrzona w dal, jakby widziała przed sobą orszak urodziwych przodków Adriano Celentano, dodała:

– Ach, Ewaldzie… wyobraź sobie tych brunetów w aksamitnych kamizelkach, z kapeluszami szerokimi jak piecowe łopaty, jak kroczą przez Roździeń niczym bohaterowie opery. Ich śmiech miesza się z zapachem pomidorów, a każdy gest – nawet poprawianie kolorowej chustki – wygląda jak preludium do serenady. Słyszę, jak nucą tarantelę, stukając obcasami o bruk Roździenia, a każda nuta miesza się z zapachem tomatów i bazylii. To nie byli zwykli górnicy – to byli artyści codzienności, Lebenskünstler, którzy zamiast pędzla mieli łopatę do pizzy, a zamiast płótna – rozgrzaną do czerwoności cegłę pieca [Wichta jest fanką Dżemu]. Gdyby wtedy istniała Grupa Janowska zostaliby jej kreatywnymi członkami. Czyż nie jest to dowód, że pizza była tu od zawsze nie tylko strawą, ale i pieśnią o miłości i sztuce?

Profesor chrząknął, udając obojętność, lecz w swoich notatkach nie omieszkał zanotować skrzętnie:

„Hipoteza: uroda Italoków jako czynnik katalityczny w procesie akceptacji pizzy na Górnym Śląsku. Zbadać, czy jednak nie kulinarny gatunek inwazyjny. Prywatnie: Wichta wykazuje pozanaukowe zainteresowanie brunetami, trzeba jej znaleźć nowe zagadnienie badawcze, pozbawione tego elementu”.

I tak oto, w świetle ich badań, Szopienice i Roździeń mogą z dumą nosić tytuł stolic pizzy na Górnym Śląsku – ku uciesze lokalnych pizzerii i satysfakcji wszystkich, którzy przeczuwali, że zwycięski pochód tego włoskiego bigosu rozpoczął się tu znacznie wcześniej niż pod koniec XX wieku.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości