Western - antywestern? Znacznie więcej

Mateusz Hofman

publikacja 29.07.2011 07:18

Nazywano ten film „ostatnim prawdziwym westernem”. Jednak z racji odwrócenia ról w odwiecznym konflikcie dobra ze złem (złym jest tu szeryf, dobrym – wielokrotny morderca) mówić możemy o antywesternie.

Western - antywestern? Znacznie więcej Dystrybucja na DVD: Galapagos

Nie byłby to jednak obraz tak wspaniały gdyby tylko o to proste odwrócenie ról w nim szło. To w kinie widzieliśmy dziesiątki (jeśli nie setki) razy.

Głównym bohaterem „Bez przebaczenia” w reżyserii Clinta Eastwooda jest William Munny. Gdy go poznajemy żyje na farmie. Opiekuje się dziećmi i wspomina zmarłą żonę. Ojcem stara się być przykładnym. Stroni od alkoholu, który tyle razy w przeszłości prowadził go do złego (w jednej ze scen wspomina, że będąc pijanym zabił większość swoich ofiar).

Jego antytezą jest Mały Bill – szeryf władający autorytarnie swoim miasteczkiem. Jest on w Big Whiskey władzą i prawem. Jest także bezwzględny. Kto nie respektuje jego praw zasad musi się liczyć ze wszystkimi karami, z ostateczną włącznie.

Sposób jego działania widzimy na przykładzie Anglika Boba, który skuszony nagrodą za zabicie dwóch kowbojów nie respektuje prawa o zakazie noszenia broni w miasteczku. Zostanie surowo potraktowany, poniżony (a jest postacią znaną). Gdy wyjeżdżając klnie na dziki kraj, w którym się znajduje (sam jest przecież reprezentantem wielowiekowej, monarchistycznej, europejskiej tradycji), obraża również ludzi, którzy do opieki zwierzchników stosujących takie metody muszą się posuwać by zapewnić sobie spokój. Sam przecież punkt wyjścia filmu, a także kara jaką dla kowbojów, którzy okaleczyli prostytutkę, wyznacza Mały Bill, świadczą o międzyludzkim braku poszanowania, zaufania i szacunku.

Szeryf Big Whiskey jest despotą. Ktoś go jednak, kiedyś na to stanowisko wybrał (dziś nikt nie odważa mu się sprzeciwić, ani podnieść na niego ręki). Pojawia się więc w tym filmie również pytanie o mechanizmy obronne chroniące demokrację przed przeistoczeniem się w dyktaturę, a może raczej o ich brak.

Jednak również nie to jest w dziele Eastwooda najważniejsze. Tym co stanowi najbardziej o wielkości tego filmu jest zawarty w nim obraz przemocy i zemsty. Opowieść o tym właśnie jest osią fabularną filmu.

Po stronie sprawiedliwości - pojmowanej dosyć prosto, rzec by można ludowo - staje wielokrotny morderca (także kobiet i dzieci). Jednak i jemu trudno jest zabić człowieka na zimno, wykonać niemal egzekucje. Zemsta daje satysfakcje tym, na których zlecenie została dokonana, ale nie może jej dać wykonawcy. Zadośćuczynieniem dla tego ostatniego nie staje się nawet nagroda.

W kluczowej scenie filmu, gdy Scofield Kid dowiaduje się kim jest jego kompan, borni się przed porównaniem. Nie chce być taki jak William. Reżyser sugeruje, że już jest, nie ma różnicy między jednym, a wieloma zabójstwami. Pierwsze jest granicą, zza której nie ma powrotu. Dlatego właśnie na stwierdzenie młodego zabójcy, że ofiary zasłużyły na śmierć, Munny odpowiada: „Wszyscy na to zasłużyliśmy”. Jest to opinia o tych, którzy zabili, zabijają, do zabicia namawiają, a także o tych, którzy stworzyli świat, którego częścią nieodzowną jest zabijanie. To dla tego świata w ostatniej scenie filmu główny bohater ma tylko pogardę, groźby i obelgi.

Wizja świata z „Bez przebaczenia” tak dobitnie w końcowej części obrazu wyrażona jest jedną z najbardziej ponurych w historii filmów o Dzikim Zachodzie. Nie ma tu pionierskiej nadziei, nie ma litości, nie ma przebaczenia. Jest tylko wieczna kara. Fizyczna (śmierć, ale również okaleczenie – swoisty znak wykonywania niegodnego zawodu), lub psychiczna – wieczna udręka pamięcią swoich czynów.

***

Tekst z cyklu Filmy wszech czasów