GOSC.PL |
publikacja 30.08.2011 09:00
Kraków z Wieliczką, Szczawnica z Krościenkiem, Krynica z Beskidem Sądeckim, Muszyna z Doliną Popradu – to oklepane turystyczne tandemy. – Warto przekraczać granice – mówią w Starym Sączu.
Grzegorz Brożek/GN
Rynek w Lewoczy
Z tyłu wieża kościoła pw. św. Jakuba, po prawej dawny ratusz. Oprowadza Eva Lazorova
Tarnów, Nowy Sącz i mniejsze ośrodki nadal mają „kompleks Krakowa”. – Często bywa tak, że gdy w regionie pojawiają się jacyś goście, to zaraz na drugi dzień często wywożeni są do Krakowa i Wieliczki. Warto tymczasem pokazywać najbliższe okolice, bo nie mamy się czego wstydzić – uważa Grażyna Leśniak, specjalista promocji z UM w Starym Sączu.
Leżący w widłach Dunajca i Popradu ośrodek wraz ze słowackim miastem partnerskim realizują projekt „Stary Sącz i Lewocza – Karpackie miasteczka z charakterem”, finansowany z Programu Operacyjnego Współpracy Transgranicznej. – Oba miasta są kulturalno-historycznymi skarbami wśród miasteczek karpackich, z mnóstwem zabytków architektonicznych, bogatą historią i tradycją. W jednym produkcie turystyki kulturowej mamy bardzo ciekawą propozycję zwiedzania. Jeśli komuś spodobał się Stary Sącz, dobrze będzie się czuł w Lewoczy. I odwrotnie – deklaruje Jacek Lelek, prezes Fundacji Rozwoju Ziem Górskich, partnera projektu.
Paweł jak Wit
Ze Starego Sącza do Lewoczy jedzie się 1,5 godziny. Najpierw uwagę w Lewoczy zwracają najlepiej zachowane na Słowacji mury obronne. Przekraczając bramę, wchodzimy w świat sprzed kilkuset lat. – Kiedy miasto powstało, było równoprawnym partnerem średniowiecznych Krakowa i Norymbergi. To nie tylko pisana historia. Widać ją na każdym kroku. Mamy 365 zabytkowych budynków w najbliższym otoczeniu rynku – mówi Ivan Dunčko, szef wydziału promocji i rozwoju UM Lewocza. Z Anną Lazorovą idziemy „w miasto”.
– Gotycki kościół św. Jakuba. Nasza perła. W nim największy na świecie drewniany, późnogotycki, tryptykowy ołtarz mistrza Pawła z Lewoczy – opowiada z dumą Anna. Dalej renesansowy i pięknie zachowany ratusz, a obok niego pręgierz. Całe ciągi urokliwych kamieniczek z arkadami, a na zachodzie dumnie świecąca w lipcowym słońcu bazylika na Mariańskiej Górze, największe sanktuarium maryjne na Słowacji. Coś jak nasza Częstochowa. - A mistrz Paweł to jak wasz Wit Stwosz - dodaje Anna.
Jest coś do pokazania
- Nie ma co ukrywać, nam jest trudniej niż Lewoczy wymienić tyle miejsc w kategorii „musicie to zobaczyć”. Bez wątpienia klasztor sióstr klarysek, ołtarz papieski z muzeum Jana Pawła II, średniowieczny układ urbanistyczny na naszym rynku, „Dom na Dołkach”. Jest też tu coś nie do pokazania: wyjątkowy klimat. Wyjeżdżając po plenerze malarskim, który tu robimy, jeden z malarzy wyraził chęć powrotu do Starego Sącza, bo to jest „puzderko z bajką” – przypomina Jacek Lelek. Klimat niezwykły mają nawet bardzo współczesne miejsca. – Moim ulubionym jest plac przed ołtarzem. Lubię tam wieczorem po prostu w ciszy posiedzieć na ławce. Ogarnia mnie wtedy niezwykły, błogi spokój – przyznaje Grażyna Leśniak.
W ramach projektu powstała strona internetowa www.starysacz-lewocza.eu - na niej każdy turysta może najpierw wirtualnie pooglądać urokliwe zakątki miasta, a później ściągnąć mobilny przewodnik na swój telefon, zobaczyć na ekranie wszystkie atrakcje obu partnerskich miast. Solidny przewodnik jest gotowy w wersji elektronicznej, jak i książkowej. Z nim zwiedzanie jest łatwe i nie sposób czegoś ważnego przeoczyć.
Stąd jest blisko
Odpowiedź na pytanie, co Lewocza ma ze współpracy ze Starym Sączem, jest prosta. – Mam dane z naszego punktu informacji turystycznej i wynika z nich, że w minionym roku do Lewoczy przyjechało już dwa razy tyle Polaków, co w poprzednich okresach. To jest owoc tego programu, który daje nam kampanię informacyjną po polskiej stronie – przekonuje Ivan Dunčko. Po co Polacy tam jeżdżą? – Kiedyś robiliśmy tam zakupy, ale odkąd Słowacja jest krajem strefy euro, zrobiło się drogo. Zatem nasze wyjazdy to już tylko czysta turystyka, zwiedzanie, poza tym gorące źródła – informuje Grażyna Leśniak.
Trochę inaczej jest w przypadku Słowaków. W Lewoczy można zobaczyć wielkie billboardy dużych sklepów z Nowego Sącza. – Owszem. Jeździmy na zakupy. Pootwierały się granice, to jest wymiana handlowa. Ale też coraz więcej Słowaków traktuje Polskę turystycznie, bo jest relatywnie tania. A Stary Sącz to idealne miejsce wypadowe na południe Polski, bo stąd wszędzie blisko – mówi lewoczanka Zuzana Bereghazyova.
Apetyt na więcej
Wiele granic zostało już przekroczonych. – Trzeba poza politycznymi granicami, administracyjnymi, łamać kolejne, mentalne i otwierać się na wzajemne zwiedzanie, wspólne wycieczki, pikniki – uważa Jacek Lelek. Tym bardziej, że jest ku temu klimat. – Tym milej tę współpracę transgraniczną nam realizować, że ludzie w Lewoczy są tak samo serdeczni, otwarci jak w Starym Sączu – mówi G. Leśniak.
Przeszkadza trochę sytuacja na drogach w Piwnicznej. – Mieliśmy pomysł, aby puścić z Nowego Sącza do Lewoczy regularną linię autobusową. Tylko osuwiska nie pozwalają teraz przejeżdżać autokarom – tłumaczy Marian Cycoń, burmistrz Starego Sącza. Są deklaracje, że polską i słowacką stronę połączy most. Byłoby dobrze, bo wówczas grupy autokarowe mogłyby jechać prosto ze Starego Sącza do Lewoczy. Wyjeżdżamy ze Słowacji. Kilkugodzinny pobyt narobił tylko apetytu na więcej: historii, klimatu, pięknych widoków Spisza. Jak w naszym Starym Sączu.
Partner dopinguje
- Wiele nas łączy z Lewoczą. My mamy św. Kingę, oni sanktuarium maryjne na Mariańskiej Górze. My klasztor, oni kościół św. Jakuba. Oba miasta odwiedził Jan Paweł II. Stary Sącz i Lewocza zostały założone mniej więcej w tym samym czasie, są zatem równolatkami. Mam kolegów w Nowej Lubowni i Preszowie, moglibyśmy mieć partnera i bliżej, i znacznie większego, ale z wielu względów Lewocza jest najlepsza. To naprawdę piękne, zadbane i kwitnące miejsce. Jestem krytyczny wobec siebie i mogę powiedzieć, że nasz słowacki parter dopinguje nas do dźwigania się z wielu zaległości, które mimo wszystko jeszcze mamy – podsumowuje Marian Cycoń.