Niektórzy próbują się w Polsce dzielić na tych, co słuchają jakiegoś radia, i na tych, którzy tego radia nie słuchają. I to wygląda, jakby Chrystus po to przyszedł na świat, żeby przynieść nam radio!
W IV wieku p.n.e. jednemu z greckich filozofów, Diogenesowi z Synopy, zarzucono, że mędrcowi nie wypada odwiedzać niektórych ludzi i miejsc. On zaś odpowiedział, że słońce też dotyka swoimi promieniami błota, a się nie brudzi. Natomiast w I wieku n.e. podobne wątpliwości zgłaszano Jezusowi z Nazaretu, zarzucając Mu, że kontaktuje się z poganami, grzesznikami i celnikami. I chociaż Chrystus powiedział wtedy wyraźnie, że został posłany do wszystkich, to jednak ludzie zawsze narażeni są na niebezpieczną skłonność przefilozofowania tej prawdy.
Już apostołowie mieli pokusę lepszego traktowania chrześcijan będących najpierw wyznania mojżeszowego od tych, którzy nawrócili się bezpośrednio z pogaństwa. A przecież współcześnie niektórym nie mieści się w głowie, by zakonnica zajmowała się nawracaniem prostytutek. A czy Matka Teresa z Kalkuty nie szokowała pochylaniem się nad ludźmi z najniższych kast? Niektórych nawet szokowało, że Jan Paweł II jeździł na nartach… bo to jakoś tak nie wypada.
Dzisiaj też niektórzy próbują się w Polsce dzielić na tych, co słuchają jakiegoś radia, i na tych, którzy tego radia nie słuchają. I to wygląda, jakby Chrystus po to przyszedł na świat, żeby przynieść nam radio! Mylenie więc radia ze zbawieniem jest tak samo niemądre jak segregowanie ludzi na bogatych i biednych, choć oczywiście ludzie różnią się zamożnością. Z tym problemem potrafił się uporać św. Franciszek z Asyżu i sam został biedaczyną, ale nikomu z posiadania trzosu nie czynił zarzutu. Natomiast komuniści uczynili z tego zjawiska powód do morderczej walki klas.
Ludzie więc w dziejach świata skłonni są do wymyślania roztomajtych filozofii tego, co należy i nie należy robić. I najczęściej jest to tak samo bezużyteczne jak dzielenie pijanych na tych, co piją z przyjemnością lub z obrzydzeniem. Ale najgorsze jest to, że do tych teoryjek się przywiązujemy i potem błądzimy. Tak też było w średniowieczu z przystępowaniem do Komunii św.
Tak podkreślano świętość tego sakramentu oraz grzeszność człowieka, że ludzie przestali chodzić do Komunii i skupili się tylko na adoracjach Najświętszego Sakramentu. Tak było prawie dwieście lat. Gdy potem w XIV wieku nowocześni duchowni rzucili hasło codziennej Komunii, to uznano ich w pierwszej chwili za heretyków i bezczelnych profanów.
Na takie nadmierne filozofowanie narażony jest każdy i w każdej dziedzinie. Sprzed paru lat pamiętam nawet bardzo emocjonalną dyskusję na temat pewnego rodzaju babskich galot, czyli majtek, zwanych też stringami. Otóż pewna grupa śląskich górali, a konkretnie koniakowskich koronczarek, wdała się w dyskusję, czy nie jest profanacją robienie koronkowych majtek. Oczywiście jedni byli za, a inni przeciw. A ja myślę, że Ponboczkowi jest to naprawdę obojętne, że tego samego kształtu koronki stosowane są do zrobienia obrusa na ołtarz, ozdoby na baldachim, góralskiego czepca i dowolnego kształtu bielizny.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...