Sergio Leone przez kilkanaście lat przymierzał się do nakręcenia tego filmu. Gdy obraz pojawił się na ekranach w 1984 roku, wiadomo było, że włoski reżyser stworzył arcydzieło, które przejdzie do historii kinematografii.
Dystrybucja: Galapagos Barbara Kosecka – jedna z autorek „Panoramy kina najnowszego” - uważa, że ”Dawno temu w Ameryce” „to niemal rycerska opowieść o przyjaźni, miłości i zdradzie”. Owymi XX-wiecznymi rycerzami (a może raczej raubritteraim) są tu m.in. Robert De Niro, Joe Pesci, James Woods, Danny Aiello, czy William Forsythe.
Jak widać, Leone zgromadził na planie grupę niebywale utalentowanych aktorów, którzy wkrótce potem stali się prawdziwymi ikonami współczesnego kina gangsterskiego. Znacznie ważniejsza od teraźniejszości jest tu jednak historia gatunku.
Leone nawiązuje bowiem do niezliczonej ilości filmów, które przez dekady przyczyniły się do stworzenia hollywoodzkiego mitu gangstera. Wielu widzi w tej produkcji wręcz antologię scen i motywów skopiowanych przez reżysera z innych filmów i jedynie powiązanych enigmatyczną fabułą, przypominającą wspomnienia, dziwny sen, czy też może narkotyczne zwidy, palącego opium Noodlesa, granego przez Roberta De Niro.
Ale „Dawno temu w Ameryce” jest także hołdem, swego rodzaju miłosnym wyznaniem Leone do całej amerykańskiej popkultury. Znakomicie mówi o tym Richard Schickel – amerykański krytyk filmowy, komentujący film (u nas jego komentarza można wysłuchać na płycie DVD dystrybuowanej przez Galapagos).
Otóż Schickel w swych wypowiedziach wraca do czasów II wojny światowej, kiedy to cała Italia była kompletnie odcięta od kultury amerykańskiej. Gdy tylko wojna się skończyła, Leone zachłannie rzucił się na filmy, powieści i komiksy made in USA, które ukształtowały go jako artystę. Przez lata specjalizował się przecież w spaghetti-westernach.
Początkowo były to marne, tandetne, kiczowate i niezwykle brutalne imitacje klasycznych, amerykańskich preriowych eposów. Dopiero artystyczny geniusz Leone sprawił, iż te włoskie podróbki zaczęły zmieniać się w westernowe dzieła sztuki.
Dziełem sztuki jest bez wątpienia także „Dawno temu w Ameryce”. Klimatyczna opowieść o grupie żydowskich kumpli-gangsterów, których… już nie ma. Nie ma ich dzielnicy, nie ma fortuny, którą mieli zbić, nie ma dziewczyn, w których przed laty się kochali. Schickel twierdzi, że to wielka filmowa opowieść-przypowieść o stracie. Podobnego zdania jest cytowana tu już Barbara Kosecka, która pisze: „być może jedyna prawda, jaką poznajemy – że dobre czasy minęły bezpowrotnie – jest jednak prawdą, której trudno nie odnieść do samego kina”.
I tak oto znowu jesteśmy w kinie. W jego historii. W gangsterskim gatunku, który – tak jak i ukochany przez Leone western – przeminął. Wielkie studia wracają czasem do produkcji tego rodzaju, ale robią to sporadycznie. Najczęściej tylko po to, by spełnić kaprys, zachciankę kogoś takiego jak Quentin Tarantino, czy Joel i Ethan Coen. Wówczas w repertuarze multipleksów znowu, na moment, pojawiają się filmy o Dzikim Zachodzie i czasach prohibicji…
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów