Niedawno w Kościele wspominaliśmy św. Wojciecha. W roku 1050 rocznicy chrztu Polski szczególnie często przywołuje się tego patrona, jako tego, który swą męczeńską śmiercią umocnił chrześcijaństwo w kraju nad Wisłą.
To oczywiście prawda, ale należy pamiętać też o innych zasługach i etapach w życiu tego świętego, który był przecież postacią formatu europejskiego. Urodził się w Czechach, studiował w Niemczech, przebywał w klasztorach na Monte Cassino i na rzymskim Awentynie. Prowadził misje na zajętej przez Węgrów Słowacji i, jak mówią legendy, to właśnie Wojciech udzielić miał chrztu władcy Węgier, św. Stefanowi. A legend o św. Wojciech jest cała masa. Także tych naszych, śląskich, zbieranych w XIX wieku przez np. Józefa Lompę.
I tak: w Mikołowie-Bujakowie do dziś wierzą, że gdy Wojciech szedł przez ziemię pszczyńską z Pragi do Gniezna, poświęcił tam (około 995 roku) pierwszą świątynię. W Opolu patron miał ufundować kościółek pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny. Tam też głosił ponoć kazania z takim entuzjazmem i „żarliwością, że na kamieniu zostały odciśnięte ślady jego stóp”. W Opolu także dokonać miał iście mojżeszowego cudu. Gdy w pewnym momencie zabrakło wody do chrztu, patron uderzył laską o skałę, z której momentalnie wytrysnęła woda. W miejscu tym dziś stoi studnia św. Wojciecha – jedna z atrakcji turystycznych miasta.
W Jemielnicy Wojciech miał wrzucić do stawu posąg boga Tyrrusa i ochrzcić miejscowych pogan. W Lubszy zasadzić rosnące i dziś lipy na Lubszeckiej Górze. Także początki kościołów w Cieszynie, Strzelcach Wielkich, czy w zaolziańskim Trzyńcu wiąże się z postacią św. Wojciecha.
Natomiast od towarzyszącego mu w wędrówkach jego rodzonego brata, bł. Radzima, miała wziąć się nazwa Radzionkowa – miasta, które w swoim herbie ma św. Wojciecha. Także radzionkowski hejnał inspirowany jest tradycyjną pieśnią kościelną „Na cześć Wojciecha”, bo jak z legend wiadomo, św. Wojciech zatrzymał się przed wiekami właśnie w Radzionkowie.
Patron zahaczył też ponoć o leżący po sąsiedzku Bytom. Tam miał głosić kazania przy krzyżu pokutnym, który, jak chce tradycja, postawić mieli święci Cyryl i Metody. I to właśnie w bytomskim kościele pod wezwaniem świętego Wojciecha znajduje się niezwykła, monumentalna figura tego patrona, dłuta Ludwika Konarzewskiego – juniora. To jedno z tych współczesnych dzieł śląskiej sztuki sakralnej, które po prostu trzeba zobaczyć.
W pierwszym momencie zdaje się nam, że oto stanęliśmy w oko w oko z biblijnym Goliatem. Dopiero po chwili dociera do nas, że artysta zapewne chciał oddać w ten sposób wielkość tego świętego. Prawdziwego słowiańskiego velikána, jak Czesi określają nie tylko olbrzymów, ale i ludzi wielkich i wybitnych. Św. Wojciech bez wątpienia kimś takim był. Nie opowiada się legend o ludziach zwyczajnych.
*
Felieton z cyklu Okiem regionalisty
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…