Ten nakręcony w 1930 roku przez Josefa von Sternberga film to absolutna klasyka kina. Jeden z tych obrazów, które współtworzą żelazny kanon światowej kinematografii.
Co sprawia, że po dziś dzień, ten wyprodukowany przez legendarną, niemiecką wytwórnię UFA film cieszy się tak wielkim uznaniem? Fani Marleny Dietrich odpowiedzieliby pewnie, że wszystko to dzięki jej aktorskiej charyzmie. Ale przecież nie mniej ważny był talent (geniusz!) reżysera, któremu udało się wykreować na ekranie niezwykłą atmosferę ukazanego na ekranie świata.
Wszystkie te ciemne zaułki, podejrzane spelunki i inne niebezpieczne miejsca w dzielnicy portowej… - niepokój, zagrożenie i mrok niczym w niemych, niemieckich ekspresjonistycznych arcydziełach. „Błękitny anioł” to nie jest wiktoriańska, romantyczna opowiastka z dreszczykiem. To autentyczny dramat człowieka, który dał się uwieść.
Kobiecie? W pewnym sensie też. Bo przecież fabuła filmu jest historią szanowanego w lokalnej społeczności profesora, który beznadziejnie zakochał się w cieszącej się złą sławą Loli Loli - kabaretowej artystce, zagranej przez Marlenę Dietrich. Odtąd jego życie będzie już tylko pasmem kolejnych upadków i upokorzeń, znoszonych w imię nieodwzajemnionej miłości. Ale czy aby na pewno tylko o to chodzi w tym filmie?
Na początku widzimy uczonego profesora Ratha (w tej roli Emil Jannings) wśród ksiąg. Istny mędrzec w wieży z kości słoniowej. Kiedy jednak obudzi się w nim instynkt, popęd, pożądanie, okaże się, że porzuci swą bibliotekę bez mrugnięcia okiem. Czyż nie to samo przydarzyło się Niemcom, po dojściu Hitlera do władzy? Oto naród poetów i filozofów (Goethego i Kanta) nagle zapomina o wzniosłych ideałach i zaczyna podążać za czymś pierwotnym. W filmie jest to libido, w historii Niemiec – destrudo.
Von Sternberg – który przybył specjalnie z Hollywood, by nakręcić ten film – kapitalnie wykorzystuje w „Błękitnym aniele” dźwięk (a był on wtedy dopiero nowinką techniczną). Dochodzące z oddali ryki syreny okrętowej za każdym razem kapitalnie „ostrzegają” profesora przed grożącym mu niebezpieczeństwem. Zaś przeraźliwy skrzek Ratha (gdy w finale kompromituje się na scenie), nie jest bynajmniej pianiem koguta, którego ma udawać, ale wyciem i łkaniem załamanego człowieka, który popełnił największy życiowy błąd. To jedna z najbardziej przejmujących scen w dziejach kina.
Jest też postać snującego się raz po raz za kulisami klauna, genialnie zapowiadająca to, co przydarzy się profesorowi. Jest Dietrich - swoista arcyfemme fatale w swojej arcyroli. Są wreszcie uczniowie i mieszczanie, histerycznie podekscytowani możliwością zobaczenia i wyszydzenia kompromitującego się Ratha (czyż nie przypominają oni współczesnych internetowych trolii i hejterów, cieszących się z wpadek i potknięć polityków, publicystów, czy aktorów, których z lubością niszczą w komentarzach?).
Bez wątpienia „Błękitny anioł” to jeden z największych filmów w dziejach kina i kolejny obraz, który trafia na naszą listę Filmów wszech czasów
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...