W latach ’70 XX wieku nastała jakby chorobliwa moda na nowoczesność. Z domów wyrzucano wtedy stare dębowe meble, zastępując je tandetnymi meblościankami. Również ze ścian zdejmowano staromodne świynte obrozki, by pozostawić zimne tynki lub koszmarne fototapety.
Ta nowomoda nie ominęła też wnętrz naszych kościołów, skąd pod pretekstem źle pojętej odnowy posoborowej niejeden farorz pozwolił wysprzątać kościół z wyposażenia, które było dorobkiem kilku pokoleń parafian.
Oczywiście może ktoś zarzucić, że przesadą jest używanie w tym kontekście określenia „sprzątanie kościołów”. Ale ja się będę upierał. Bo przecież starsi Czytelnicy pewnie pamiętają te rzędy sztandarów, jakie stały dawniej wzdłuż kościelnych ławek, przymocowane na specjalnych wichajstrach. A gdzie są te wszystkie obrazy i figury wraz ze specjalnymi nosidełkami, które bractwa, sodalicje i inne asysty nosiły podczas procesji i pielgrzymek? Otóż ja wiem, gdzie to jest.
Część zniszczono, część gdzieś na kościelnych strychach czeka na lepsze czasy, a ostatnia część jest w rękach prywatnych. Ale nie zostały one ukradzione, lecz nieliczni wtedy obrońcy tradycji, nie mogąc patrzeć na usuwanie staromodnych rzeczy, wzięli je do domu dla ocalenia. Tak! Osobiście pokazywano mi w pewnym rybnickim domu wielki obraz św. Antoniego wraz z całym nosidełkiem, z którym dawniej chodzono na odpustowe procesje ulicami Rybnika.
Pamiętam też, jak stary organista z Gierałtowic, który uczył mnie kiedyś gry na fortepianie, zaproponował, bym przyszedł podczas kościelnego remontu do niego na chór. Mówił, żebym wziął sobie jakąś kościelną figurkę do domu, bo: „…żol, żeby to spolyli!”. O, jaka szkoda, że mama nie pozwoliła mi wtedy tam pójść! Szkoda też, że ludzie na te zmiany pozwolili, ale takie były czasy i wszyscy chcieli być bardzo nowomodni. Lekceważono też wtedy stare zwyczaje i brakowało chętnych do chodzenia na procesjach z figurami czy sztandarami.
A skąd takie myśli przyszły mi dzisiaj do głowy? Otóż w hiszpańskim kościele w Lugo zobaczyłem w bocznej kaplicy figurę Matki Boskiej odzianą w piękną sukienkę. I zaraz mi się przypomniało, że dawniej na Śląsku pobożne parafianki także szyły takie sukienki świętym figurom, z jakimi później chodziło się na ponci. Takie te sukienki nazywano po śląsku - nie kieckami, ale szatami. Potwierdza to stara tradycja jaka była kiedyś w Radziejowie (dziś dzielnica Rybnika).
Otóż zanim w 1942 roku spłonął tamtejszy drewniany kościół św. Anny, to stała w nim figura Matki Boskiej, którą powszechnie dawniej nazywano tam Matką Boską Szatną i z którą chodzono na tradycyjne pielgrzymki do Pszowa. Ona była „szatna”, bo miała na sobie uszyte szaty, czyli sukienkę. Czy ta figura ocalała z pożaru? Może ktoś w albumie ma zdjęcie niesionej z Radziejowa do Pszowa owej Matki Boskiej Szatnej? A może zachowały się te stare szaty? Napiszcie!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…