publikacja 10.03.2011 20:00
– Początkowo było mi bardzo trudno przemóc się, żeby grać w komedii, gdzie umiera człowiek. Całkiem niedawno bowiem na moich rękach umierała moja mama – mówi Jan Trofimowicz, dyrektor Gminnego Domu Kultury w Lini. W sztuce zagrał pijaka Gerarda.
Większość zespołu stanowią młodzi ludzie ks. Sławomir Czalej/GN
– Chcieliśmy wykpić hipokryzję, udawanie, zajmowanie się nie swoim życiem. Śmiejemy się z tego, ale i chcemy, żeby ludzie dostrzegli, że to nie jest dobre – wyjaśnia.
Najnowsza sztuka „prostolinijnych” to jednak nie tylko kpina. Przywary kaszubskie są wszak charakterystyczne dla całości populacji między Bugiem i Odrą. Ze sztuki płynie też mądrość prawdziwa. – Mimo wszystko, co widać w sztuce, tutaj ludzie trzymają z Bogiem chyba ciut bardziej niż w innych rejonach naszego województwa. Nie jest to wiara od niedzieli do niedzieli. Ja sam modlę się często o swoją dobrą śmierć, a nie jestem w tym odosobniony – mówi Jan Trofimowicz, który przybył do gminy cztery lata temu.
Przedstawienie teatru amatorskiego, świetnie zagrane, gromadzi całą lokalną społeczność. Za każdym razem sala jest nabita po brzegi, a bilety wyprzedane na długo przed spektaklem. O telewizji nie myśli nikt.