Filmy wszech czasów: Late Night

Piotr Drzyzga

publikacja 07.05.2024 08:40

Czyli za kulisami wielkiego, amerykańskiego show.

I nie tylko. Wszak format ten przyjął się w wielu innych krajach (Anglii, Francji, Niemczech, Czechach, Słowacji, Rosji). Tylko w Polsce jakoś nie wypaliło, bo przecież trudno za talk show z gatunku late night uznać program Kuby Wojewódzkiego…

Był co prawda kiedyś niezły „Wieczór z wampirem” prowadzony przez Wojciecha Jagielskiego, ale są to dawne dzieje i nie ma co do nich wracać. Aczkolwiek dzieje. Historia prawdziwa. Bo to, co oglądamy w nakręconym w 2019 roku filmie „Late Night” ze stanem faktycznym mija się kompletnie.

Niestety, świat wieczornej rozrywki, zdominowany jest przez mężczyzn. To oni są zwykle prowadzącymi programu typu late night (dosłowne tłumaczenie tego terminu to „późną nocą”), więc powierzenie roli prowadzącej Emmie Thompson, to czysta fantazja twórców.

W czasach genderowych zmian kulturowych jednak nie takie cuda się zdarzają. Szkoda tylko, że tutaj tylko w filmie. W kinie. A nie w prawdziwym życiu. Tam jakoś nikt nie chce zdecydować się na krok, by powierzyć prowadzenie jakiegoś prestiżowego, wieczornego show, kobiecie. A przecież taka, dajmy na to, Kate McKinnon, zdaje się być artystką do tego wręcz stworzoną.

Ale jak się nie ma co się lubi… Trza oglądać „Late Night”. A warto. Bo Thomposon w roli Katherine Newbury jest naprawdę świetna. I wcale nie pozuje tu na ideał. O nie. Do tego bardzo, ale to bardzo jej daleko.

Czasem wredna, czasem humorzasta. Raczej kojarząca się z Mirandą Priestly graną przez Meryl Streep w „Diabeł ubiera się u Prady”. A więc charakterek. I niełatwe zadanie dla Mindy Kaling, wcielającej się tu w jej nową tekściarkę, próbującą jakoś dogadać się i pracować z osobą, z którą… pracować się nie da!

A jednak nie ma innego wyjścia. Więc już się Państwo domyślają, co będzie tu głównym źródłem komizmu. I choć w filmie jest naprawdę sporo bardzo śmiesznych scen, to jednak na śmiechu jego wartość się nie kończy. Jest coś jeszcze. I wcale nie jest to naciągane siostrzeństwo, ani pokonanie różnic (klasowych, rasowych), co oczywiście twórcy też na siłę próbują nam przy okazji sprzedać.

Tu najważniejsza będzie przyjaźń. Zbudowana „po drodze” relacja z drugim człowiekiem. Bo, koniec końców, obie bohaterki, tak zwyczajnie, chyba po prostu się polubią. Przyzwyczają do siebie. Przywiążą.

I to jest największa siła i morał tej historii. I chociażby dlatego warto ją obejrzeć. 

On-line "Late Night" można oglądać m.in. na Netflixie.

*

Tekst z cyklu Filmy wszech czasów

W weekend w tv i na VOD: Late Night

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona