Dla Włochów, Francuzów czy Hiszpanów, sierpień to najgorętszy miesiąc roku - kto może, bierze wtedy urlop i jedzie się ochłodzić nad morze albo w góry. Ceny w hotelach są wtedy najwyższe. Na Śląsku i w Polsce jest inaczej.
U nas raczej lipiec jest uważany za miesiąc najcieplejszy, zaś w sierpniu z pogodą bywa różnie. Idealnie więc sierpień nadaje się na jednodniowe wycieczki w ciekawe miejsca. Sierpień jest też miesiącem organizowania licznych pielgrzymek.
Mamy więc w sierpniu pielgrzymkę kobiet do Piekar. W sierpniu ze śląskich miejscowości idzie wiele pieszych pielgrzymek na Jasną Górę. Zjeżdżają się też w sierpniu ludzie na Górę św. Anny, a zwłaszcza na słynne dwa odpusty z obchodami kalwaryjskimi w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (10–12 sierpnia) oraz w uroczystość Aniołów Stróżów (24–26 sierpnia). Ja się jednak jednego roku w sierpniu wybrałem na nieco egzotyczną nieśląską pielgrzymkę do Kalwarii Zebrzydowskiej w ziemi krakowskiej. I tam mi się coś przydarzyło.
Otóż, mówiąc precyzyjnie, pojechałem do Kalwarii Zebrzydowskiej na słynne „misterium zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny”. Uroczystość zaczęła się popołudniu. Masy ludzkie, głównie z ziemi krakowskiej, napływały w kierunku „Domku Maryi”. Tam zaczęła się formować procesja. Trwało to bardzo długo. Za długo. Nie mogłem się doczekać rozpoczęcia.
Ludzie się kotłowali. Poszczególne grupy parafialne próbowały znaleźć sobie odpowiednie miejsce. Prawie każda grupa była ze swoją orkiestrą, a każda z orkiestr grała równocześnie inną pieśń. Melodie się nakładały. W pierwszej chwili ten pobożny nieład budził zainteresowanie. Ale po pewnym czasie bolała mnie od tego głowa. Dodatkowo gdzieś z daleka – z powodu nie najlepszego nagłośnienia – słabo dochodziły słowa kazania. Większość ludzi go nie słyszała, i bez przerwy rozmawiano.
Byłem trochę zaskoczony takim porządkiem pielgrzymowania... No bo jako Ślązok myślałem, że wszędzie jest taki porządek i organizacja jak na pielgrzymkach do Piekar czy na Górę św. Anny. Zaczynałem więc być tą innością trochę zmęczony, kiedy zauważyłem…
Wśród dziesiątek tysięcy kalwaryjskich pielgrzymów, gdzieś tam sto kilometrów od Śląska zobaczyłem grupę Ślązoczek. Uczucie niezwykłe! To jakby przez przypadek w metrze w Madrycie spotkać sąsiada. Była to grupa pielgrzymów z Brzezinki koło Mysłowic, którzy pielgrzymują do Kalwarii już tradycyjnie od 1951 roku.
Mieli piękne, oryginalne stare śląskie stroje. Na tle pozostałych pątników wyglądali fantastycznie i budzili powszechne zainteresowanie. Sprawili, że w nowym świetle zobaczyłem to słynne średniowieczne hasło „Lux ex Silesia”, czyli światło ze Śląska. Bo oni tam obleczeni po królewsku w regionalne śląskie barwy, po prostu wśród innych pątników błyszczeli. Oni tam byli prawdziwymi ambasadorem Śląska, czyli nas wszystkich.
Niech żyją Ślązoki z Brzezinki.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.