Opowieść Janoscha to nie lekka i przyjemna lekturka do poduszki. Czyta się ją jednym tchem, ale nie dajmy się zwieść. Ta książka nie pozwoli w nocy spać.
Właśnie w wydawnictwie „Znak” ukazało się trzecie już wydanie tej niezwykłej powieści. O samym „Cholonku” powiedziano już wiele. Trudno jeszcze coś dodać. To praktycznie klasyka. Chyba najkrótszą i zarazem najtrafniejszą charakterystyką powieści są słowa człowieka tyleż zasłużonego dla Śląska, co kontrowersyjnego. Idzie oczywiście o Kazimierza Kutza. Otóż Kazimierz Kutz – człowiek lubiący paradoksy – stwierdził, że Cholonek… to książka „diabelsko zabawna”.
Cóż, można Kutza nie lubić, ale to akurat jest strzał w dziesiątkę. Trzeba tylko postawić jeden warunek. Akcent w tym zestawieniu pada raczej na rzeczoną diaboliczność. Dlaczego?
Książka Janoscha to nie lekka i przyjemna lekturka do poduszki. Owszem, czyta się ją jednym tchem, ale nie dajmy się zwieść. Ta książka nie pozwoli w nocy spać. Zaczyna się zabawnie, anegdota za anegdotą, ale w pewnym momencie łapiemy się na tym, że uśmiech nam na twarzy zamiera, przekształca się w jakiś potworny grymas i tak już zostaje.
Janosch barwnym i potoczystym językiem (tutaj ukłon w stronę nieżyjącego już Leona Bielasa, który książkę przełożył z niemieckiego) maluje nam przed oczami krajobraz lumpenproletariackiej dzielnicy Zabrza, w którym się wychował. Opisywana przez niego Poręba dla większości bohaterów jest całym światem. Światem oswojonym, a jednak niesamowicie drapieżnym.
Tu życie toczy się pomiędzy familokami, chlewikami, kościołem, kopalnią i knajpą. Grunt to mieć co zjeść, wypić – bo bez tego praktycznie nie da się żyć, nabić do fajki i ewentualnie… - to niech zostanie w sferze niedopowiedzenia. Po więcej pikantnych (nieraz bardzo) szczegółów trzeba sięgnąć do książki. Zdradzę tylko, że kulminacją tej „afirmacji życia” według mieszkańców Poręby jest świniobicie, kiedy to jedzenia jest w bród, alkohol leje się strumieniami, a chętna kobieta dla mężczyzn spragnionych rozkoszy też się znajdzie.
Żadna moralność czy wyższe wartości praktycznie w Porębie nie istnieją. Nie pomaga im się rozwijać proboszcz Banik, który jedyne co potrafi, to straszyć piekłem i opowiadać na okrągło jedną i tę samą (idiotyczną skądinąd) opowiastkę o psie. W dodatku jest antysemitą, który wierzy, że Żydzi muszą cierpieć w czasie Holokaustu, bo to przecież oni zamordowali Pana Jezusa. Nietrudno się domyślić, jak uformowani w tym środowisku ludzie będą się zachowywać w obliczu wojny. Co zrobią, kiedy zwietrzą możliwość zbicia fortuny kosztem prześladowanych Żydów.
W Porębie co prawda niektórzy – jak Świętkowa – chodzą co niedzielę do kościoła, ale to nie przeszkadza im jednocześnie pielęgnować zabobony czy korzystać z usług lokalnej wróżbitki. Diaboliczność tego środowiska widać praktycznie na każdym kroku.
Zło kipi z każdego kąta opisywanej przez Janoscha rzeczywistości. Jest w człowieku, który morduje żonę, bo zużyła mu w klozecie ulubiony dodatek satyryczny. Zło jest w Detlevie Hübnerze, zawsze noszącym przy sobie gumową gruszkę do lewatywy, który przeprowadza makabryczne eksperymenty na ludziach, zło jest w faszyście Pelce, w zbiorowych gwałtach radzieckich żołnierzy (te epizody pojawiają się po raz pierwszy w najnowszym wydaniu książki. Wcześniej cenzura nie pozwalała na ich wydrukowanie), zło wreszcie jest w proboszczu – antysemicie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...