Alina Karolewicz
Alina Karolewicz
Swoją pasją zaraża kolejne pokolenia uczniów
Karolina Pawłowska/GN

Kolekcjonerka milknących głosów

Brak komentarzy: 0

Karolina Pawłowska

GOSC.PL

publikacja 27.07.2012 08:17

Żyje w dwóch światach. W tym dzisiejszym i tym z Kresów, który prawie już zginął. – To ostatni moment, żeby ocalić to, co bezpowrotnie gaśnie. Usłyszeć głosy, które przez dziesięciolecia milczały, a teraz są już bardzo cichutkie – opowiada Alina Karolewicz.

Jest polonistką w gimnazjum w Czaplin­ku, a z zamiłowania badaczką zwyczajów i wielokulturowej tradycji wsi polskiej. Jej nazwisko jest świetnie znane w środowisku pasjonatów folkloru.

Tutaj wszyscy są „skądś”
Kiedy ta drobna blondynka wkłada na sie­bie specjalnie uszyty strój (wybrany w hołdzie dla mamy), przymyka oczy i zaczyna śpiewać swoim przejmującym głosem, przenosi słu­chaczy do świata, którego dawno już nie ma, a którego przebłyski można znaleźć jedynie we wspomnieniach pierwszych mieszkańców Ziem Odzyskanych.

– Tutaj wszyscy są „skądś”. Rodzina mojego taty przyjechała w 1945 r. z Wileńszczyzny, ro­dzina mojej mamy pochodzi z Wołynia. Te mi­tyczne miejsca ich dzieciństwa pojawiały się tam i ówdzie w opowieściach rodzinnych. Pomyśla­łam, że teatr jest dobrym sposobem na szukanie prawdy i tożsamości – wspomina początki przy­gody z folklorem.

Zaproponowała grupie uczennic wystawie­nie przedstawienia, w którym poszukają swoich korzeni kulturowych. Na podstawie znalezionej na ulicznej wyprzedaży książeczki o zielarce z międzywojennej podwileńskiej wsi stworzyły spektakl przeplatany kresowymi piosenkami i ruszyły na wieś. W białych prostych kiec­kach („bo do roboty żadna kobieta paradnych sukienek nie wkładała!”), na bosaka, śpiewając oczywiście a cappella („bo jak dziewczyny szły do pracy w polu, to żaden skrzypek czy akor­deonista za nimi nie biegał”), podbiały serca tych, w których tliły się jeszcze przywiezione „stamtąd” wspomnienia.

– Nie sądziłyśmy na­wet, że to stanie się tak ważne. Dla nich i dla nas. Gdziekolwiek grałyśmy spektakl i śpiewałyśmy, okazywało się, że ludzie nie chcą ot tak wracać do domu. Zostają z nami i mają potrzebę poroz­mawiania o swoich dawnych czasach. Młodzi ludzie mówili: „a nasza babcia też tak umie śpie­wać”. Pierwszy raz czuli z tego powodu dumę, a nie wstyd – opowiada Alina. Przez półtora roku dziewczyny ze spektaklem o znachorce Agrypisze zjeździły przeglądy i warsztaty w całej Polsce. I wszędzie się uczyły. Nie z nut czy nagrań, ale od ludzi.

Zawozimy wieś na wieś
Na dobre wsiąkła w „wiejskie klimaty” w trakcie warsztatów fundacji Muzyka Kresów. Tam spotkała specjalistów etnomuzykologów z Ukrainy, Białorusi, głębi Kresów. Nauczyła się też tej specjalnej sztuki śpiewania „białym gło­sem”, niezwykłej ludowej emisji głosu, która sprawia, że śpiew jest przejmującym doznaniem.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 1 z 2 Następna strona Ostatnia strona