Agnieszka, Ola, Magda i Celina z ojcem werbistą Mariuszem Mielczarkiem w La Paz. To zdjęcie zajęło drugie miejsce w wakacyjnym konkursie „Gościa Katowickiego” „Selfie z księdzem”.
Agnieszka, Ola, Magda i Celina z ojcem werbistą Mariuszem Mielczarkiem w La Paz. To zdjęcie zajęło drugie miejsce w wakacyjnym konkursie „Gościa Katowickiego” „Selfie z księdzem”.
Śląska Misja Boliwia

Śląska Misja Boliwia

prze

GOSC.PL

publikacja 07.11.2018 06:00

Dziewczyny z Katowic i Zabrza poświęciły swoje wakacje na pracę na misjach w Ameryce Południowej. Opiekowały się dziećmi i świadczyły o Panu Jezusie ponad 3,5 tys. m n.p.m.

Ingrid się otwiera

Takie zwyczajne, nieplanowane świadectwa niejednemu dają do myślenia. Zwłaszcza jeśli dają je tak młodzi, sympatyczni ludzie. – Na misje z naszego wolontariatu pojechały też dwa małżeństwa, w tym jedno z dzieckiem. Pokazywały, jak można żyć wiarą w związku małżeńskim. I że jest ważne, żeby ten związek zawrzeć przed Bogiem, w kościele, a nie tylko powiedzieć sobie: „Jesteśmy razem” – wskazuje Agnieszka. W wielu krajach misyjnych sytuacja rodzin jest tragiczna. Małżeństwa są zawierane bardzo rzadko, a związki damsko-męskie są krótkotrwałe. Cierpią na tym dzieci, które, gdy dorosną, powtarzają zwykle tę samą drogę. – Ludziom brakuje tam wzorców na temat tego, jak powinna wyglądać ich rola w małżeństwie. Często ojcowie odchodzą albo rodzice porzucają dzieci. Wyjazd na misje całej rodziny pokazuje mieszkańcom krajów misyjnych, że dobre życie małżeńskie jest możliwe – uważa Agnieszka.

W domu dziecka w El Alto najstarsza była 17-letnia Ingrid. – Z początku była wobec nas bardzo zamknięta. Nie chciała z nami rozmawiać. Pewnie wolała się z nami nie wiązać, bo wiedziała, że będziemy w Boliwii przez krótki czas – wspomina Ola. – Ostatecznie bardzo się otworzyła. Przyznała się, że nasz przyjazd jest dla niej bardzo ważny, gdyż już w przyszłym roku będzie musiała opuścić dom dziecka – dodaje. Ingrid nie miała wcześniej żadnych życiowych planów. Pod wpływem rozmów z młodymi Polkami w jej głowie zaczęły się rodzić pierwsze pomysły na temat tego, co mogłaby w życiu robić. Dziewczyny uważają, że była to dla niej dobra szkoła nawiązywania kontaktów z ludźmi, także kontaktów „krótkoterminowych”. A to jest niezbędne, żeby sobie poradziła w życiu już po wyjściu z domu dziecka. – Nasz przyjazd był dla Ingrid dowodem, że Bóg nie chce, by została sama, że przysyła do niej ludzi, którzy w jakiś sposób mogą jej pomóc. Pan Bóg zawsze stawia na naszej drodze takich ludzi – uważa Ola.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 2 z 2 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..