Wojenny melodramat, czyli… klasyka. Stary, dobry, sprawdzony patent na hit?
Tysiąc młodych osób z katechetami obejrzało w teatrze muzycznym brawurowy spektakl o papieżu Polaku.
Jeden z filmów-symboli lat '80. Najbardziej ikonicznych produkcji tamtej dekady.
Nie spotkałem takich.
Moja Mama - rocznik 1925 - córka legionisty (chodzi o Legiony Piłsudskiego), a potem AK-owca, zamordowanego (o, przepraszam, zmarłego na serce - wg. oficjalnych papierów niemieckich) w Konzentrationslager Auschwitz, została, po aresztowaniu ojca przez Gestapo (nie była to polska policja...), wywieziona wraz ze swoją Mamą do pracy w Sudetach, wtedy już nie czeskich, tylko niemieckich. Doświadczyła w czasie wojny i po niej wiele zarówno dobrych, jak i złych rzeczy ze strony swoich współrodaków - Polaków, jak i ze strony innych nacji. M.in.: denuncjacji ojca dokonał Polak, a moją Mamę i Babcię uratował przed "wyzwolicielskimi" sowieckimi żołnierzami- Czech.
Każda wojna budzi demony, które są uśpione w czasach pokoju. Demony II wojny światowej do tej pory mają wpływ niejednokrotnie na całe rodziny, narody. Ale nie można tak po prostu - a Pan Gross to robi - szkalować jednej strony, pomijając oczywiste fakty, "napuszczać" jednych na drugich, przeinaczać, czy po prostu kłamać, zwłaszcza, gdy się tytułuje profesorem.