Czyli Spielberg w formie. I to wyjątkowej.
Kino wojenne. Ale nie to amerykańskie w stylu „Złota dla zuchwałych”, czy „Parszywej dwunastki”. Tutaj żadnych wesołych przygód i zapierających dech w piersiach akcji nie będzie.
Kino moralnego niepokoju? Etycznego dylematu? Prawnego precedensu?
Czyli „Śląska rzecz”, Bauhaus i filatelistyka. A więc zacznijmy od… końca.
Film a la Scorsese, jak to się czasem mówi. Przywodzący na myśl takie klasyki kina, jak „Ulice nędzy”, „Chłopców z ferajny”, czy „Kasyno”.
Opowiadanie z dreszczykiem, czyli coś lżejszego do poczytania na majówkę.
Geniusz, czy szaleniec? A może jedno i drugie?
Czyli Janusz Kondratiuk prywatnie.
Kolejny komediant próbujący w końcu zagrać coś na serio?
Dziś to już klasyka komedii. I słusznie, bo to co w tym filmie wyczynia Whoopie Goldberg, to zdecydowanie rola jej życia.