Wakacje to wspaniały czas na lekturę. To straszne, ale są sprawy, które wydają się ważniejsze od czytania...
Wakacje, wakacje… Czeka rzeka, czeka las, a tam ciągle nie ma nas… Bo jesteśmy w bibliotece. A w każdym razie czytamy. Wakacje to wspaniały czas na lekturę, zresztą wszyscy do niej zachęcają: nauczyciel, rodzice, przyjaciele, prasa, radio i telewizja, nie mówiąc już o internecie. Dziś rano w kościele ksiądz mówił o Ignacym Loyoli i jego nawróceniu dzięki przypadkowo podanej lekturze. No więc też poddaję się tym namowom, zwłaszcza że wyrosłem już z wieku, gdy czytanie było swego rodzaju umartwieniem. Dziś umartwieniem byłoby dla mnie leżenie na plaży, ale w końcu jestem tolerancyjny, więc jeśli ktoś nie zgadza się z moją opinią, to niech sobie leży i się smaży. Sięgam po książki, do których nie zaglądałem przez cały rok, bo byłem zajęty innymi sprawami.
To straszne, ale są sprawy, które wydają się ważniejsze od czytania, ważniejsze nawet od czytania dla przyjemności. Ja osobiście przeważnie piszę, i to w większości moje nazwisko: po prostu składam miliony podpisów na rozmaitych dokumentach. Ostatnio się zorientowałem, że reforma szkolnictwa wyższego polegająca na podziale jednolitych studiów magisterskich na dwa stopnie oznacza dla mnie konieczność podpisywania dyplomów, odpisów dyplomów i suplementów dwa razy w ciągu studiów, czyli powiększa obowiązki w stosunku do studenta (studentki) o jakieś kilka metrów tuszu z długopisu. Jeśli inne reformy również na tym polegają, to cieszę się, że kadencja potrwa jeszcze najwyżej dwa lata.
Oczywiście podpisując, muszę też czytać, przynajmniej wyrywkowo. Nie jest to na ogół lektura pasjonująca, więc tym bardziej czekam na wakacje i obiecuję sobie, że tym razem to już absolutnie na pewno wykorzystam każdą chwilę na czytanie. Mam bowiem przyjaciela, który czyta nieustannie, a potem referuje mi swoje lektury podczas spacerów. A to o wspomnieniach ministra z czasów Franciszka Józefa, a to o egzotycznych wyznaniach w Polsce powojennej, a to znowu o nowoczesnych technikach psychologicznych, a to dla odmiany o detektywie z Wrocławia. Duży wachlarz zainteresowań. A ja słucham i czuję się coraz bardziej zakłopotany, że nie potrafię nic mu opowiedzieć.
Chyba że o naszym ministrze teraźniejszym… Albo o detektywistycznym śledztwie w sprawie naruszenia ciszy nocnej w akademiku… Albo o Rezerwach i składkach netto w ubezpieczeniach na życie… Albo o Problemie arbitrażu na rynku z kosztami transakcji… Te ostatnie to tytuły recenzowanych przeze mnie w lipcu prac magisterskich. Mam nadzieję, że po wakacjach będę bardziej interesującym partnerem spacerów!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.