Dirty Dancing

Piotr Drzyzga

publikacja 09.07.2021 06:00

Hit raczej do tańca, niż do różańca. Ale i swoisty fenomen.

Bo to jeden z najgłośniejszych filmów lat ’80. I najbardziej kasowych. W kinach zarobił 36 razy tyle ile kosztował! Ludzie walili wtedy na niego drzwiami i oknami, a na ścianach w pokojach ówczesnych nastolatków nie mogło zabraknąć plakatu z Patrickiem Swayze i Jennifer Gray.

A przecież to zwykłe wakacyjne kino. Dziewczyna (Gray) przyjeżdża z rodzicami na z góry zaplanowany turnus w domu wypoczynkowym. Tam poznaje chłopaka (Swayze). Zakochuje się. No i sporo razem tańczą, bo on jest instruktorem tańca, który pilnie potrzebuje nowej partnerki. Wybór padnie oczywiście na nią…

Czyli fabuła wręcz pretekstowa. Ale jak to w filmach muzycznych i tanecznych bywa, nie ona jest najważniejsza. Liczy się lekkość, chemia, klimat i oddanie ducha epoki. A lata ’80 roztańczone były. „Footloose”, „Flashdance”, „Sława”, „Staing Alive”, „Breakdance”… - to tylko kilka kinowych hitów z tej dekady. Na parkietach królowały zaś wtedy wszystkie te Lambady, Madonny, Cyndi Lauper z „Girls Just Want to Have Fun” i oczywiście italo disco, dające początek nieszczęsnemu polskiemu disco polo.     

Także „Dirty Dancing” wylansował jeden z wielkich przebojów lat ’80, czyli (nagrodzony Oscarem!) utwór "(I've Had) The Time of My Life" w wykonaniu Billa Medley i Jennifer Warnes. Grany przez stacje radiowe do dziś.

Nie inaczej jest z „Dirty Dancing”, który regularnie pojawia się w ramówkach różnych kanałów telewizyjnych, a dostępny jest też na Netflixie.

Fenomen. Innego określenia znaleźć nie sposób. I coś, co udać mogło się tylko raz, bo powodzeniem nie cieszyła ani jego kontynuacja („Dirty Dancing 2” z 2004 roku), ani nowa wersja z 2017 r.

„Dirty Dancing” jest tylko jeden. I właśnie ten z 1987 roku trafia dziś na naszą portalową listę Filmy wszech czasów