Klerycy, którym wycinano tonsury przed kolejnymi niższymi święceniami kapłańskimi, w żartach nazywali tonsurę - lądowiskiem dla Ducha Świętego.
Jakież to na przestrzeni dziejów wyprawiano dziwy z włosami. Egipcjanie golili każdy wiosek na swoim ciele, Persowie zaplatali długie brody Grecy je przystrzygali, Rzymianie systematycznie chodzili do fryzjera strzyc swoje rzymskie grzywki, a Celtowie golili przednią część głowy od czoła po czubek.
Natomiast biblijni Żydzi podczas trwania tzw. ślubu nazireatu zapuszczali włosy na głowie i golili je dopiero po wypełnieniu złożonych Bogu obietnic. Również nasze słowiańskie dzieje wiele mają owłosionych wątków. Nadmieńmy tylko uroczyste postrzyżyny w domu Piasta Kołodzieja, na których według legendy mieli być obecni święci Cyryl i Metody.
Te postrzyżyny, będące ceremonią wchodzenia chłopca w wiek dorosły, to ponoć jeszcze pamiątka przywieziona przez Prasłowian z dalekich Indii. Ale też późniejsze piastowskie czasy pokazują, że włosy nie były pozbawione symboliki, skoro pewien śląski książę i mąż świętej Jadwigi dostał przydomek - Brodaty.
W śląskiej kulturze regionalnej, i to jeszcze w połowie XX wieku, włosy też nie były bez znaczenia, co potwierdza duża ilość oryginalnych słów zachowanych w śląskiej godce. Przykładowo kobiety musiały mieć zawsze obowiązkowo włosy długie, uczesane na gładko z bruzdą w środku.
Żeby to uzyskać, należało je mocno spiąć z tyłu poprzez spleciony warkocz, który następnie owijano wokół głowy na okręckę albo spinano w różnego rodzaju czubki, necliki czy dudliki. Mężczyźni natomiast przeważnie nie pieścili się ze swoim owłosieniem i ścinali je na blank, czyli do gołej skóry, albo nawet golili na gładko.
Czasami też ojcowie obcinali swoich synów na garniec, czyli kładziono garnek na czubek głowy, a te włosy, co wystawały - golono. Czasami też na zupełnie łysej głowie zostawiano tylko małą grzywkę, zwaną myjną. Zaś kiedy mężczyźnie w naturalny sposób wypadały włosy, to wówczas na głowie stopniowo pojawiała się łysina, czyli glaca, a takiego Ślązoka z glacą nazywano wtedy glacokiem.
Całkowitym błędem jest natomiast mylenie glacy z tonsurą. Otóż tonsura to jakby kościelne postrzyżyny praktykowane w Kościele rzymskokatolickim od około V wieku do 1972 roku, kiedy obowiązek ten został zniesiony przez Ojca Świętego Pawła VI.
Samo słowo „tonsura" pochodzi od łacińskiego czasownika „tondere", co znaczy „strzyc". Tonsura więc była wystrzyżonym i potem wygolonym na czubku głowy krążkiem, co pokazywało przynależność do stanu duchownego, posłuszeństwo przełożonym, oddanie swojemu duchownemu powołaniu, ale też symbolizowało koronę cierniową Chrystusa.
Natomiast klerycy, którym wycinano lub odnawiano tonsury przed kolejnymi niższymi święceniami kapłańskimi, w żartach nazywali tonsurę - lądowiskiem dla Ducha Świętego. Więc tonsura i glaca to dwie zupełnie różne rzeczywistości, choć oczywiście glacok posiada tonsurę jakby wpisaną w swoją glacowatość, i jest to stan naturalny, niezasłużony oraz w zasadzie trwały.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...