Zakulisowość. Kto wie, czy to określenie nie jest słowem-kluczem, którego należy użyć, gdy chce się pisać o filmie Orsona Wellesa z 1948 roku.
Tylko czy „Wspaniałość Ambersonów” jest filmem Wellesa? Z pewnością była nim, gdy słynny reżyser (twórca legendarnego, uchodzącego za najlepszy film wszech czasów „Obywatela Kane”), oddawał gotowy materiał wytwórni. Jej przedstawiciele nie byli jednak zadowoleni z tej – ich zdaniem - zbyt długiej i mrocznej produkcji. Dlatego bez wiedzy reżysera postanowili film skrócić, przemontować i dokleić do niego inne, happyendowe, kompletnie niepasujące zakończenie.
Na nic zdały się protesty Wellesa, pomysły, by „Wspaniałość Ambersonów” raz jeszcze, po latach, uzupełnić o powycinane sceny, które należałoby ponownie nakręcić (stare taśmy zniszczono. A może zaginęły? Na ten temat też krążą hollywoodzkie legendy…).
W każdym razie o filmie tym mówi się, że to „okaleczone arcydzieło”. Mimo to, w kolejnych dekadach, raz po raz pojawiał się on na rozmaitych listach, na których zestawiano ze sobą najwspanialsze obrazy w dziejach kinematografii. Skąd ta renoma?
Pozornie to zwyczajny melodramat. Opowieść o paniczu George’u, rozpieszczonym dziedzicu wielkiej XIX-wiecznej fortuny, który kocha wyłącznie siebie i swój próżniaczy tryb życia. Także inni powinni kochać wyłącznie jego – wyjątkiem nie jest tu owdowiała matka głównego bohatera, której kapryśny syn zabrania spotykania się z innymi mężczyznami.
Ale XIX wiek już się skończył. Dawni, wielcy posiadacze ziemscy (jakich znamy chociażby z „Przeminęło z wiatrem”) stają się prehistorią. Teraz liczy się przemysł, nowinki cywilizacyjne – przede wszystkim samochody, którymi George gardzi, a które ukochany jego matki… produkuje.
Większość scen w filmie rozgrywa się w rezydencji Ambersonów. Genialny, ale i ekstrawagancki reżyser uparł się, by zbudować ją w Hollywood. W czasie gdy kręcono „Wspaniałość Ambersonów”, była to najdroższa scenografia w dziejach amerykańskiej fabryki snów.
Nie była to jednak zwykła zachcianka Orsona Wellesa. Dom Ambersonów pełni w filmie niezwykle ważną funkcję. Alicja Helman, w książce „Arcydzieła klasycznego kina amerykańskiego” pisała, że to swoisty żywy labirynt. „Wydaje się mieć osobowość i żyć własnym życiem”. Nie tyle Ambersonowie posiadają dom, co dom posiada Ambersonów. Nie chce ich wypuścić ze swego wnętrza. Skazuje na życie przeszłością, dawną chwałą, która przecież już dawno przeminęła.
Mimo ingerencji producentów i montażystów w filmie pozostało całkiem sporo z wellesowskich pomysłów i innowacji. Widzimy, np. że czasami pozwalał aktorom na improwizację, by dialogi stały się prawdziwsze, bliższe codzienności, potoczności. Albo że w niespotykany, „radiowy sposób”, posklejał ze sobą strzępki rozmów plotkujących ze sobą osób, dzięki czemu kapitalnie podkreślił (podkręcił!) ich emocje.
Chociażby dla tych zabiegów (a jest ich w filmie znacznie więcej) warto „Wspaniałość Ambersonów” obejrzeć.
***
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.