Wyreżyserowany przez Billy’ego Wildera „Słomiany wdowiec” przeszedł do historii kina głównie ze względu na… jeden kadr. Czy ta klasyczna, amerykańska komedia z 1955 roku, rzeczywiście godna jest zapamiętania tylko ze względu na ikoniczną scenę, w której podmuch powietrza podwiewa Marilyn Monroe białą sukienkę?
e-strategyblog.com / CC 2.0
Marilyn Monroe
Ikoniczny wizerunek gwiazdy, który zobaczyć można także w "Słomianym wdowcu"
Choć często można spotkać się z podobnym twierdzeniem, jest ono krzywdzące dla tej produkcji, będącej ekranizacją sztuki George’a Axelroda. „Słomiany wdowiec” to przecież doskonałe – choć ukazane w krzywym zwierciadle - studium męskiej psychiki, w którym roi się od psychoanalitycznych wątków i terminów.
Głównym bohaterem filmu jest Richard Scherman, grany przez Toma Ewella. W czasie gdy jego żona i syn wyjechali na wakacje, Richardowi zaczynają przychodzić do głowy najdziwniejsze pomysły. Wiążą się one głównie z osobą atrakcyjnej, mieszkającej piętro wyżej sąsiadki, w którą wcieliła się Marilyn Monroe. Pytanie tylko, czy jest ona osobą realną, czy może wyłącznie fantazją bohatera? Wszak Richard w jednej z pierwszych scen filmu uderzył się w głowę i kto wie, czy tak naprawdę do jego końca nie leży nieprzytomny na podłodze, zaś my, na ekranie, śledzimy nie tyle jego losy, ile urojenia i majaki.
Za prawdziwością takiej tezy przemawia postawa nierealnej bohaterki granej przez Monroe. „Dziewczyna na każde słowo i gest wykonany przez Richarda reaguje entuzjazmem, jakby wszystko, co mężczyzna mówi, z definicji uznane być musiało za genialne i doskonałe” – pisała Elżbieta Durys w książce „Billy Wilder. Mistrz kina z Suchej Beskidzkiej”.
ThatGirlMarilyn
The Seven Year Itch-Trailer
O czym jeszcze marzy bohater? O złamaniu zakazów żony, która nie pozwala mu palić, czy niezdrowo się odżywiać. O porachowaniu się z irytującymi go współpracownikami. O rozkochaniu w sobie znajomej sekretarki, pielęgniarki, najlepszej przyjaciółki żony, czy wspomnianej tu już - pozującej do tzw. „artystycznych zdjęć” - sąsiadki.
Ale takie marzenia powodują, iż zaczynają nękać go najróżniejsze lęki i poczucie wstydu. Może żona zdradza go ze znajomym Tomem MacKenzie? Może pojawiający się co jakiś czas w mieszkaniu pan Kruhulik wcale nie jest dozorcą, a szantażystą, lub prywatnym detektywem, znanym jako Johnny Dollar i wynajętym przez chcącą zamordować go żonę? I co na to wszystko powie słynny psycholog, doktor Brubaker, grany przez niezapomnianego Oskara Homolkę?
Gdy dodać do tego zabawne nawiązania Wildera do „Portretu Doriana Greya”, czy „Stąd do wieczności” oraz przeanalizować sekwencje, w których Richard maszeruje przez miasto z wiosłem (symbolizującym zapewne jego pragnienie odzyskania kontroli nad własnym życiem i nadania mu nowego kierunku), dojdziemy do wniosku, że „Słomiany wdowiec”, po ponad pięćdziesięciu latach od premiery, należy do najlepszych i najinteligentniejszych komedii w dziejach Hollywood.
***
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów