Gangsterzy pojawiają się w hollywoodzkich filmach niemal od początku istnienia amerykańskiej fabryki snów.
"Czy bać się baśni?". Takie pytanie, już w tytule swojego artykułu, stawia Elżbieta Ciapara – publicystka miesięcznika "Film", którego marcowy numer trafił właśnie do kiosków.
Na ekrany naszych kin wszedł film „Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy: Złodziej Pioruna”. Jak amerykańscy twórcy poradzili sobie z uwspółcześnianiem greckiej mitologii?
Czy amerykańską Fabrykę Snów założyli polscy Żydzi?
Hollywood, amerykańska fabryka snów, narodził się w Krasnosielcu, miasteczku na północnym Mazowszu. Tu przyszli na świat bracia Warnerowie, założyciele Warner Bros., jednej z największych wytwórni filmowych na świecie.
Clint Eastwood potrafi zaskoczyć zarówno w sztuce, jak i w polityce. Zerwał z dawnym wizerunkiem czołowego twardziela ekranu i popiera republikanów, choć się z nimi w wielu kwestiach różni.
Dwa światy? A może jednak łączy je więcej niż myślimy?
Wytwórnie chcą wycisnąć z kolejnych części swoich hitów, jak najwięcej pieniędzy. W związku z tym często naginają scenariusze pod możliwość kontynuacji – z dużą szkodą dla opowiadanych w filmach historii.
W czasach stalinowskich jako członkowie partii komunistycznej szkodzili swojej ojczyźnie, wypełniając polecenia Kominternu. Ujawniła to Komisja do Badania Działalności Antyamerykańskiej. Dziś, po latach, kreowani są na męczenników.
Słowa „film chrześcijański w duchu” działają na wpływowe środowiska przemysłu filmowego jak płachta na byka.