Pewnego dnia zatelefonował nieznany mi wtedy jeszcze pan Wesoły, który w Skoczowie ma kwiaciarnię. Chciał mieć zgodę na sprzedaż moich śląskich książek w sklepie, bo… ludzie często, kupując kwiatki na urodziny, szukają jeszcze czegoś na prezent – tłumaczył.
Kiedy w końcu doszło do naszego spotkania, mój rozmówca był na świeżo po pielgrzymce do Włoch i z wypiekami na twarzy polecał książkę o jakimś wizerunku Chrystusa, jakby z chusty św. Weroniki. Ale nie miałem czasu i odkładałem to do świętego nigdy. W końcu poprosiłem żonę, żeby książkę przeczytała i streściła.
Minęły dwa lata. Od tygodnia żona czytała „Boskie Oblicze” Paula Badde. To taka cegła z 336 stronami. Książka leżała na nocnej szafce. I wtedy zachorowałem. Przeważnie podczas choroby siedzę przy komputerze i nadrabiam zaległości, ale tym razem czułem się wyjątkowo słaby, leżałem w łóżku i z nudów zabrałem się za czytanie tej leżącej w moim zasięgu książki. I wciągnęło mnie jak pieron!
Czytałem bez przerwy do późnej nocy, potem zdrzemnąłem się i nad ranem miałem już wszystko przeczytane. Nigdy w życiu nie pochłonąłem tak szybko książki. A powiem szczerze, język książki mnie nie zachwycił, bo ten niemiecki dziennikarz lubi czasami rozpisywać się zbyt szeroko, zwłaszcza pod koniec. Przy czytaniu miałem czasami wrażenie, jakby płacili mu od każdego słowa. Więc książka ma, moim zdaniem, za dużo tych słów, ale rewelacyjna jest jej treść.
MAREK SZOŁTYSEK/GN
Chusta św. Weroniki
Na ścianie w izbie mojej prababci Pauliny
Tematem wspomnianej książki jest poszukiwanie wizerunków Chrystusa, jakie odbiły się na materiałach w czasie Jego męki, śmierci, złożenia do grobu i zmartwychwstania. Jeżeli jednak ktoś myśli, że jest to żywot świętej Weroniki, to jest w błędzie. Czytelnik podróżuje jakby po Francji, Hiszpanii i Włoszech, gdzie odnajduje cztery fragmenty materiałów, którymi owinięto ciało Chrystusa.
Najpierw więc miał Chrystus na twarzy płótno, które do dzisiaj przechowywane jest w kościele w Oviedo w Hiszpanii. Potem miał płócienną maskę przechowywaną we francuskim mieście Cahors. Następnie był owinięty w czterometrowy pas płótna , który znamy jako Całun Turyński. A potem - i to jest istota książki - miał Chrystus położoną na twarzy bisiorową chustę, na której podczas zmartwychwstania miało się odbić jego Boskie Oblicze.
Po przeczytaniu książki przyszły mi na myśl dwie rzeczy. Pierwsza: Przypomniałem sobie rycinę chusty św. Weroniki, jaka wisiała w izbie mojej prababci Pauliny, i drugą identyczną, z izby dziadka Pawła. Pamiętam z dzieciństwa, że trochę były mi straszne, bałem się na nie patrzeć. Później, gdy byłem ministrantem, to na kolędzie często widywałem po śląskich chałpach identyczne chusty św. Weroniki. Były to pamiątki Roku Świętego 1900.
Druga rzecz: Wzorem świętego Tomasza Apostoła - tego niedowiarka - za trzy tygodnie wyjeżdżam do włoskiego miasteczka Manoppello, by osobiście zobaczyć Boskie Oblicze na bisiorze.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.