Zbójnicy, czarnoksiężnicy, wiedźmy latające nie tylko na miotłach, ale i na łopatach... - poznaj niezwykły świat beskidzkich baśni.
Spory o nazwę Podbeskidzie toczą się na łamach górnośląskiej prasy od lat. Publicyści, którzy niezbyt za nią przepadają argumentują, że to komunistyczne określenie, powstałe w czasach istnienia województwa bielskiego. Jej zwolennicy natomiast dowodzą, iż nic bardziej mylnego – wszak o Podbeskidziu mówiło się już w latach dwudziestych ubiegłego wieku, czego koronnym dowodem wydane w tamtej dekadzie „Baśnie z Podbeskidzia Śląskiego”.
Abstrahując od publicystycznych sporów autorów specjalizujących się w tematyce regionalnej, proponuję bliżej przyjrzeć się owym baśniom oraz człowiekowi, które zebrał je i jako rymowane teksty spisał. Osobą tą był ksiądz Emanuel Grim.
Życie baśniopisarza
Urodził się w górniczej rodzinie w 1883 roku w Karwinie. Święcenia otrzymał w 1908 r. Kapłańską posługę pełnił m.in. w parafiach w Rychwałdzie, Zebrzydowicach, Górkach Wielkich, czy Istebnej, którą określił w jednym ze swoich wierszy jako królewnę Beskidu.
D T G / CC-SA 3.0
ks. Emanuel Grim
Płaskorzeźba z tablicy upamiętniającej kapłana, widniejąca na budynku plebani w Istebnej
Jako polski patriota (był m.in. bliskim współpracownikiem wojewody śląskiego, Michała Grażyńskiego) po wybuchu II wojny światowej został aresztowany i wysiedlony do Generalnej Gubernatorni, gdzie w Łagiewnikach pracował jako katecheta. Gdy okazało się, że grozi mu ponowne aresztowanie, ukrył się w Cichem na Podhalu, skąd po zakończeniu wojny wrócił do Istebnej.
Wiemy, że w ciągu ostatnich pięciu lat życia sympatyzować miał z Ruchem Księży Patriotów, że był szantażowany i zastraszany przez komunistyczne władze. Zmarł w 1950 r. w Cieszynie.
Beskidzkie czary
W „Baśniach z Podbeskidzia Śląskiego” ks. Grim żałuje odchodzącego w przeszłość świata górali beskidzkich. Tęskni „do tych czasów, kiedy góry te tryskały zdrowiem, / gdy granic Śląska mężnie bronili baczowie, / za co ich spotkało przygód istne mrowie”.
To prawda, przygód ci tu bezliku. Grim pisał „o wróżkach, czarownicach, luciferze”, o złotogłowcu (królu gadów i jaszczurów), czy o czarnoksiężniku, który wraz ze spotkanym w górach baczą (czyli bacą), odbywa lot na smoku.
Zmierzające z Łysej Góry na Girową wiedźmy lecą nie tylko na miotłach, ale i na łopatach. Posiadają też magiczne kamyki-niewidki – wystarczy taki włożyć do ust i człowiek staje się niewidzialny.
Gdzieś w tle pojawiają się echa konfliktów granicznych o granice Śląska i Słowacji, ale więcej tu jednak regionalnej, folklorystycznej specyfiki: góralskich kapel z obowiązkowymi gajdoszami-kobziarzami, tańców, śpiewów i potraw, wśród których pojawia się np. kubuś – placek z ziemniaków przyrządzany na maśle i mleku.
Przede wszystkim królują tu jednak beskidzcy zbójnicy. To oni pozbawili życia bohaterskiego Kubę Szałaśnika, którego dusza błąka się po górach, gdyż skonał bez spowiedzi. Oni też ukryli w pieczarze góry Ochodzitej łupy, których pilnuje czart. Kluczem do zbójnickiego skarbca są wirguły – krzyż ulany z okapków z paschału. Kto go posiada, ma szansę, że w jego ręce wpadnie „złoto, srebro i klejnoty, / drogi kamień, proszek złoty, / wszystko to znieśli zbójnicy / do naszej śląskiej granicy”.
***
Tekst z cyklu Mała Biblioteczka Śląska
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...