Wszystko tu przypomina o wakacjach. I to właśnie najbardziej podoba się najmłodszym, dla których „... i bach prosto w piach!” może być nie tylko wstępem do teatralnej pasji, ale przede wszystkim zwykłą frajdą.
Stołeczny Teatr Małego Widza konsekwentnie szuka drogi do najmłodszych. Tym razem usypuje ją z ziaren piasku, które dosłownie przelatują przez dziurę w worku niesionym przez jednego z dwóch aktorów.
Minimalizm środków, wśród których znalazło się kilkadziesiąt kilogramów piachu i trochę plażowych zabawek, w niczym nie odbiera teatralności całemu przedsięwzięciu. Bo od pierwszych minut, gdy na scenie pojawiają się Bartek Adamczyk i Arkadiusz Wrzesień, aż po końcowe oklaski, dzieci siedzą z rozdziawionymi buziami, głośno śmiejąc się z nieporadności dorosłych, którzy odkrywają uroki piaskownicy. I jeśli już w ogóle padają w tym spektaklu jakieś słowa, to raczej z kameralnej 40-osobowej widowni, bo małe dzieci nadziwić się nie mogą, że niby dorośli, a zwykłej babki postawić nie umieją...
Ale przecież teatr nie tylko bawi. Zwłaszcza, że jego gośćmi są maluszki od pierwszego do piątego, szóstego roku życia. 30-minutowy spektakl pełen jest zaskakujących odkryć i pomysłów, co ze zwykłym piachem zrobić można. Gdzie miejsce na morał? Chyba w stwierdzeniu, że wyobraźnia nie stawia granic dziecięcej kreatywności. I, co ważniejsze, we dwóch można zrobić więcej, niż samemu. Drobne ziarenka fruwają więc w górę i w dół, przesiewane sitem wywijają węże, a na koniec – z pomocą lejka i kilkunastu plastikowych łyżek... albo nie, wszystkiego zdradzić nie można. Dość powiedzieć, że gdy – jak zwykle w przypadku Teatru Małego Widza – na koniec dzieci same mogą wtargnąć na scenę, dość trudno zabrać je stamtąd w ciągu 15 minut.
Kolorowe zabawki, muzyka, sympatyczni aktorzy, którzy od dzieci pobierają darmowe lekcje tarzania się, przeskakiwania, a przede wszystkim plażowej architektury, sprawiają, że „... i bach prosto w piach!” może ciekawie urozmaicić weekendowy spacer po Starym Mieście. Teatr Małego Widza mieści się bowiem w wyremontowanych staromiejskich piwnicach, w podziemiach Stołecznego Centrum Edukacji Kulturalnej (wejście od ul. Brzozowej).
Scena jest jedną z najmłodszych na teatralnej mapie stolicy. Ale w jej repertuarze już znalazło się kilka interesujących pozycji. „Rozplatanie tęczy” to zaproszenie do zabawy z wodą i kolorami, „Lśnienie” – warsztaty, w których w teatrze cieni to rodzice stają się widownią. W „Julce i Kulce” fantastyczna Justyna Banasiak, tancerka i gimnastyczka artystyczna, która reprezentowała Polskę na olimpiadzie w Atenach, pokazuje w rytm skomponowanej i wykonywanej na żywo przez wiolonczelistkę Izabelę Lamik muzyki, ile niezwykłych emocji może kryć się w odkrywaniu świata i w zwykłej piłce. Z kolei w „Małym Chopinie” z pomnika schodzi wielki kompozytor, żeby samemu opowiedzieć dzieciom o swoich perypetiach z łakociami i mrówkami. Bez nachalnego dydaktyzmu daje najmłodszym lekcję historii i muzyki.
Teatr Małego Widza zachwyca w każdym wcieleniu. To sztuka koloru, dźwięku, ale także zapachu oraz dotyku. Interaktywna i mądra.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.