Czyli jeden z najbardziej tajemniczych filmów w historii kina.
Jest rok 1900. W dzień wspomnienia świętego Walentego grupa australijskich uczennic wybiera się wraz z opiekunkami na piknik. Część z nich znika w tajemniczych okolicznościach. Rozpoczyna się śledztwo i poszukiwania, które nie przynoszą jednak żadnych rezultatów.
Tak pokrótce można streścić fabułę powstałego w 1975 roku filmu. Jego reżyser - Peter Weir - sugeruje widzom w czasie seansu rozmaite rozwiązania tej kinematograficznej zagadki. Wątpliwości jednak pozostają, gdyż żadna z podpowiedzi, czy hipotez nie okazuje się dostatecznie satysfakcjonująca.
Czy dziewczęta zostały porwane? A może zgwałcone, zamordowane, ich ciała zaś ukryto? Ale przecież Wisząca Skała to przedziwne, święte dla Aborygenów miejsce, w którym m.in. zegarki przestają działać. Być może doszło więc tam do spotkania dziewcząt z transcendencją, zakończonego wniebowstąpieniem?
Porwali je kosmici! Przeszły do innego wymiaru czasoprzestrzennego! Wszak 14 II 1900 roku wypadał w środę, a w filmie znajdujemy informację, że była to sobota. Jest to więc film, którego akcja dzieje się nie w naszym, a w równoległym, alternatywnym świecie! – prześcigają się internauci, interpretujący dzieło Weira. Nie inaczej jest z poważnymi krytykami, którzy… odradzają dosłowną interpretację tego obrazu.
Wyprawa dojrzewających dziewcząt z wiktoriańskiej, purytańskiej szkoły na łono natury jawi się wówczas nie tylko jako kolejne dzieło, w którym twórcy pochylają się nad konfliktem kultury z naturą, ale także jako symboliczna opowieść o odkrywaniu własnej cielesności, seksualności. Pamiętać jednak należy, iż owa wiktoriańska, prowadzona przez angielskie guwernantki szkoła, to także dla Australijczyków swoisty symbol brytyjskości. Australia była przecież jeszcze wówczas kolonią – dopiero rok później powstał Związek Australijski cieszący się większą autonomią. Wtedy też po raz pierwszy obradować zaczął Parlament Australii. Przy takiej interpretacji, zbuntowane, niepokorne bohaterki, reprezentowałyby naród australijski, dążący do większej niezależności.
Można też „Piknik pod Wiszącą Skałą” określić i mianem snu. Piękne, poetyckie zdjęcia autorstwa Russella Boyda oraz uduchowione kompozycje Gheorghea Zamfira bez wątpienia jawią się jako oniryczne. Ba! Można w tym filmie widzieć nawet baśń. Wszak w niezliczonych bajkach, podaniach i legendach nie tylko o północy, ale także o godzinie dwunastej w południe działy się przedziwne rzeczy. W filmie Weira - o czym była już mowa - zegarki zatrzymują się o tej porze, nastolatki zaś… zmieniają się w łabędzie?
Podobnych tropów i możliwości jest rzecz jasna dużo, dużo więcej. Na koniec zacytujmy jeszcze Jana F. Lewandowskiego, który w swoich „100 filmach stulecia” uznał „Piknik pod Wiszącą Skałą” za „przejmujące dzieło o Naturze, która okazuje się o wiele bardziej tajemnicza, niż nam się wydaje. I o naszej bezradności w zetknięciu z Naturą”.
***
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.