Rudzica. Tu powstają niezwykłe wiersze: czasem humorystyczne i olśniewające celnością fraszki, czasem liryczne wyznania, a kiedy indziej pisane gwarą poematy. Tworzy je Juliusz Wątroba – poeta wciąż zdumiewający bogactwem talentu i wrażliwości.
Utytułowany poeta ma wiele powodów, by uznać ten rok za udany. Wrócił z dalekiej drogi, dosłownie walcząc o życie ze śmiertelną chorobą. Ukazały się kolejne tomiki jego utworów, w tym wydany po raz pierwszy zbiór pisanych prozą felietonów. Tłumy wielbicieli jego talentu oblegały go podczas kolejnych spotkań promocyjnych.
Gdy w rodzinnej Rudzicy z okazji 40-lecia twórczej pracy i 30. rocznicy książkowego debiutu zorganizowano mu benefis niespodziankę, obszerna sala z trudem mieściła znakomitych gości. Na scenie pojawili się znani aktorzy, dziennikarze, a wśród publiczności – osobistości życia publicznego. Przygotowany z rozmachem przez Gminny Ośrodek Kultury świąteczny wieczór pełen zaskakujących momentów poprowadził Piotr Skucha z kabaretu „Długi” – przyjaciel poety i gospodarz Bielskiej Sceny Kabaretowej, na której regularnie pojawia się też sam bohater benefisu. Tym razem Juliusz Wątroba zaprezentował nie tylko wszechstronne artystyczne zdolności, na przykład w piosence, którą zaśpiewał akompaniując sobie na dwóch kuchennych pokrywkach, ale też praktyczne umiejętności, kiedy sprawnie posłużył się staroświecką maszyną do szycia. Na benefisie był imponujący tort w kształcie zapisanej pięknymi słowami księgi, mnóstwo kwiatów i jeszcze więcej serdecznych życzeń.
mat. prasowy
Niespodzianka poety
Juliusz Wątroba często i z wdzięcznością wspomina te radosne spotkania z czytelnikami. – Wiesz, zupełnie się tego nie spodziewałem – mówił, jak zawsze skromny i ostrożny wobec pochwał pod swoim adresem. Jak zawsze niezbyt chętnie wysłuchiwał obszernych wykazów swoich osiągnięć. – Prawdziwa wartość tego, co się tworzy, zupełnie inaczej się mierzy – twierdził.
Jego skromność zauważają wszyscy, którzy go poznali. Ale kilka tygodni temu odwiedził mnie jakoś zaskakująco onieśmielony i wręczył najnowszy tomik swoich wierszy. – Chciałbym, żebyś przeczytała. Może jeszcze kiedyś napiszę jakieś wiersze, ale lepszych już mi się chyba nie uda. One tak jakoś same się pisały jeszcze w czasie choroby i sam jestem nimi trochę zaskoczony – wyznał krótko. I zamilkł jakby przestraszony, że zadaje mi dodatkową pracę, bo przecież trzeba będzie napisać recenzję. Tuż pod krótkim tytułem: „Kryształ” wpisał piękną dedykację, życząc dobrych zdarzeń i ludzi, którzy rozświetlą mnie i moje artykuły, by dobrze służyły bliźnim. Za chwilę jednak, z błyskiem humoru właściwego raczej kabaretowej scenie, dodał nieco kąśliwie: – Pewnie nie będziesz miała za dużo czasu, więc ci już wybrałem te, które warto przeczytać. Przykleiłem karteczki i zaznaczyłem strzałkami...
Kryształowe odkrycia
Przekornie najpierw postanowiłam spojrzeć na te, których nie zaznaczył. Już sam tytuł pierwszego cyklu wystarczyłby za opis tego, co przydarza się czytelnikowi tej niesamowitej poezji. Brzmi: „Olśnienia”. Dalej były „Ogrody”, „Rzeka słońca”, „Jarzębiny”.
Wiersz za wierszem przynosił wręcz oszałamiające wyznania zachwytu dla świata, wiosny, słońca, pełne euforii obrazy przyrody. A przecież Juliusz Wątroba, pisząc te słowa, balansował na cienkiej linii, oddzielającej życie i śmierć.
„Pulsują radością życia, podszyte czasem figlarnym humorem” – napisał o nich krytyk literacki Stanisław Gębala, dodając, że zachwycony wzrok poety z jasnych obrazów przyrody zawsze wznosi się w końcu ku niebu… – Czuję się lekko, jak biel śniegu – wyznaje w wierszu „Początek” – I taka jasność we mnie dziwna, / o której kiedyś mi się śniło…/ Teraz to już się mogę przyznać: / Nienadaremno serce biło…
Tym najważniejszym odkryciem jest prawda. Oto, jak pisze o niej w wierszu pod takim właśnie tytułem:
Musiałem przejść przez tyle dat,
poprzez bezdroża i manowce,
przez krople zysków, morza strat,
by dojść do prawdy – tej najprostszej:
Że jest na świecie raju ślad,
harmonia prosto z nieba iście,
którą sam człowiek sobie skradł,
brnąc w chaos, w pogoń z metą
zniszczeń…
A przecież z wyciągniętych rąk
mogą wyfrunąć ptaki w niebo,
z oczu pogodna mądrość ksiąg,
która odpowie ci „dlaczego?”.
A z serca taki boski żar,
że nawet tych, którzy się boją,
uciszy kołysanie fal
spokoju, by świat mogli pojąć.
Oczy ku niebu
Ostatecznie prawdą, którą dostrzega za tym rozświetlonym, wiosennym pejzażem, jest Bóg, z którym poeta rozmawia otwarcie i z wielką ufnością.
– Nie wiem tego. Tamtego nie wiem,/ ale czuję skóry witrażem,/ jak przenika światło, by z niebem/ było mi do życia i do twarzy – wyznaje z jednym z wierszy, a w innym radzi: – Idź w radość, w życie z samym Bogiem./ Po co po świecie wciąż kuśtykasz/ i się potykasz z laską białą,/ kiedy masz w Bogu przewodnika,/ więc z Bogiem ufnie idź. Na całość.
Jest i ta chwila, kiedy prosi: – Boże, wejdź ze mną w spółkę/ – taką bez ograniczeń./ Dam siebie za kapitał,/ więc mnie po Bosku wyceń./Nie wiem… Przyjmiesz ofertę?/ Ale próbować muszę,/bo jestem przed zakrętem,/ a gra idzie o... duszę…
I przyznaje zaraz: – Dobrze mi z Tobą./ Tak mi dobrze./ Nawet czas – dziwak – dzisiaj sprzyja./ Ogrzej zastygłe serca, ogrzej/ pragnienia, by mogły się wzbijać / w te miejsca, co już poza czasem…
Wiersze prawie
(d)ostateczne
Tak brzmiał roboczy, jak to u Julka Wątroby w zwyczaju, trochę przewrotny tytuł tomu, który ukazał się jednak jako „Kryształ”. Wiersze ozdobione wspaniałymi ilustracjami Krzysztofa Dadaka dotykają spraw ostatecznych lekko, a zarazem z przenikliwą jasnością. Są pisane całkiem serio, a jednocześnie z wielką pogodą, wręcz radością człowieka, który dotarł do prawdy. Nie ma w nich lęku, za to jest wiele bieli, fruwających w powietrzu zwiewnych dusz i ptaków, są tatrzańskie szczyty opromienione blaskiem…
Kiedy wręczał mi tomik, mówił, żebym pisała o nich w listopadzie. Podczas wieczornych wizyt na cmentarzach we Wszystkich Świętych spotykałam nad grobami zamyślonych, ale spokojnych, a nawet pogodnych ludzi. Wtedy zrozumiałam, co miał na myśli. I rzeczywiście miał rację: w tych wierszach, które jak twierdził, „pisały się same”, gdy cierpiał i czuł bliskość śmierci, jest obecny błysk tej ostatecznej tajemnicy. W tym błysku pojawia się najpiękniejszy obraz: nieba i Boga, w którym jest spokój i przemienienie… To wiersze, które mogą być przewodnikiem dla ludzi.
W dzisiejszym świecie zalewanym przez słowa, trudno wyłowić te, które są cenne. Słowa wierszy Julka Wątroby warto zatrzymać w pamięci, a jeszcze lepiej: w sercu…
Nakłady poetyckich tomów nie są dziś zbyt duże, więc dla tych, którzy nie zdołają zdobyć tego zbioru pięknych, głębokich i wartych zapamiętania wierszy, jeszcze kilka strof Juliusza Wątroby:
Podróż
Żyję najpiękniej jak potrafię.
Piszę tak, jak najlepiej umiem,
Chociaż oblałem kaligrafię
I tak niewiele tu rozumiem.
Ale wiem jedno, drugie, trzecie:
Żyj tak, byś krzywdy nie rozsiewał,
Bo masz dobrocią być na świecie,
Boś powołany, by dojrzewać
Do tego nieba, które czeka
Aż godnym życiem nań zasłużysz,
Więc nienawiścią serca nie karm,
Lecz bądź pogodny w tej podróży
Rzeka słońca
Czekam, czuwając
Aby nie przeoczyć
Tych chwil jedynych,
Które niebo ześle,
Gdy rzeka słońca
Spływa serca zboczem,
Ani zbyt późno,
Ani nie za wcześnie.
Bo dojrzeć musi
Owoc, ziarno, człowiek,
Do tego czasu,
Który jest mu dany.
Więc nie przyspieszaj
Aby szybciej dobiec,
Bo w swoim czasie
Zalśnisz zboża łanem.
Szczyt
Tak mozolnie, krok po kroku,
Z garbem, z laską, z krótszą nogą
Z mrocznych dolin ku obłokom
Pnę się – czekać tu nie mogąc –
By zostawić za plecami
Chaos, który ścieżki gmatwa,
A mieć tylko przed oczami
Roztańczony błękit światła.
I zanurzyć się w krysztale
Przejrzystości boskich źródeł
Aby wreszcie prawdę znaleźć
Dalej szukać Boga pójdę,
Bo wiem, że – nim dojdę celu –
Wciąż się będę w jasność wspinał,
Aż mi zalśni śniegu bielą
Wśród tatrzańskich szczytów
– Synaj!
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.