Gdy wędrowcy w habitach stanęli przed osiecką świątynią i zrzucili plecaki, dla mieszkańców byli jak znak. Po pięciu wiekach pielgrzymi znów przybyli nad morze, by szukać sanktuarium Krwawiącej Hostii.
O cudzie z Osiek dzisiaj niewielu pamięta. Jak chce legenda wszystko miało zacząć się od dumnej szlachcianki, której nie spodobało się, że przed ołtarzem uklęknęła obok niej prosta chłopka. \
Pchnęła kobietę tak mocno, że ta potrąciła też księdza, któremu z rąk wypadła Hostia. Kiedy kapłan podniósł Najświętszy Sakrament z ziemi, zauważył na nim krople krwi. Z największą czcią przeniósł go do tabernakulum. Szlachcianka postanowiła odkupić swoje winy, ale zmarła w pokutnej drodze do Rzymu. Tymczasem wieść o cudzie eucharystycznym szybko się rozeszła.
Przez ponad 100 lat do Osiek ściągały tłumy pielgrzymów. Kres kultu żywej Hostii nastąpił z chwilą, gdy na Pomorzu zapanował protestantyzm. Potrzeba było pięciu wieków i… Wikipedii, żeby pątnicy przywędrowali tu znowu.
– Szukaliśmy jakiegoś celu pielgrzymki w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. W internecie znaleźliśmy niewielką informację o Osiekach i postanowiliśmy tam pójść. Tak naprawdę dopiero w drodze odkrywaliśmy, dokąd zmierzamy – opowiada dk Krzysztof Ośko, jeden z czwórki dominikanów – pielgrzymów, którzy 11 dni wędrowali nad morze z Szamocina. – Droga przybliżała nad do tego miejsca geograficznie, ale i duchowo – dodaje zakonnik.
– Jeszcze pierwsi kronikarze luterańscy wzmiankują, że lud pamięta pieśni i legendę o krwawiącej Hostii. Być może w archiwach niemieckich albo watykańskich są dokumenty dotyczące sporów kompetencyjnych czy podatków, w których można odnaleźć ślady sanktuarium, ale to prace dla badaczy na lata – mówi ks. Henryk Romanik, proboszcz osieckiej wspólnoty. Jako diecezjalny konserwator zabytków i poeta podpowiada, by zamiast dokumentów czytać kamienie.
– Znawcy architektury średniowiecznej mówią, że w małej wsi na skraju świata ogromny kościół nie powstaje dla garstki mieszkającej tu społeczności wiejskiej czy dla jaśnie państwa ze dworu – zauważa. – To było zbudowane po coś i dla kogoś – kiwa głową, stojąc w malutkim prezbiterium, do którego dobudowana została czteroprzęsłowa, trójnawowa dalsza część świątyni.
Z pokolenia na pokolenia jednak pamięć o krwawiącej Hostii stopniowo się zacierała. – Dzisiaj kto chce, ten wie. I zatrzymuje się w Osiekach, przyklęknie przed ołtarzem, pomodli się. Bo cuda się nie przedawniają – uśmiecha się ks. Henryk i zaprasza do okrywania na nowo nadmorskiego sanktuarium.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.